wtorek, 30 sierpnia 2016

Lissadyńka inspiruje :)))

Przedstawiam Wam Lissadyńkę :)



Lissadyńka jest lalką teatralną. Oczywiście jak przystało na maniaczkę dyniową zrobiłam ją z dyń ;)
Pomysł na jej konstrukcję podsunął mi filmik na facebooku. Zobaczyłam tam lalkę animowaną za pomocą drążka umieszczonego w tyle głowy. Znałam ten sposób poruszania lalką, ale uleciał mi z pamięci. W mej głowie zaiskrzyło, zdałam sobie sprawę, że dynia o wydłużonym kształcie, świetnie nada się  na głowę dyniaka lalki teatralnej !

Wydłużona część głowy ten warkocz, służy do animacji 
Aby zagrać tą dyniakową lalką można ująć dłonią "warkocz", tak jak widać na poniższych zdjęciach.


Popatrzcie uważnie, jak w zmieniającym się świetle ożywają usteczka dyńpanny :)






Jakiś czas temu pokazałam Lissadyńkę na facebooku, a tam niektórzy orzekli, że wygląda na faceta, a niektórzy poszli dalej i dołożyli że podobna do czorta ;) Może i według obowiązujących w naszym świecie kanonów  piękna Lissadyńka nie jest zbyt kobieca a i urodę może ma mało natrętną, jednakowoż pocieszam się tym że może w  Dyńpaństwie nikt nie ocenia wyglądu zewnętrznego, albo kanony piękna są inne ;)))

Wizerunek Lissadyńki poprzez mail dotarł także do Gardenii, mojej koleżanki poznanej na blogu Dzika Kura w pastelowym kurniku. A Ona określiła ją tak:
 Mari ten jegomość jest niesamowity!!!! Niewinne spojrzenie i dla kontrastu te pazurki:))
Tak mi się narzuca, że to taki chochlik, którego ludzie się boją, z czego on sobie zdaje sprawę, a tak naprawdę ma dobre serce i chce być kochany. No i przysiadł taki zafrasowany i patrzy w górę jakby tam szukał natchnienia. Wiem, popłynęłam:))
Na to ja jej odpisałam:  podoba mi się, czy mogłabyś płynąć dalej.

I Gardenia "popłynęła"!!! 
Przeczytajcie jak "pływa" Gardenia, nasza bezblogowa kurnikowa koleżanka :)

Lissadyńka siedziała na krzesełku przy oknie i ciężko wzdychała. Oj ,niewesołe były jej rozmyślania. Raz po raz ukradkiem ocierała łzę, która wymykała się mimowolnie na policzek.
-Hej , o czym tak dumasz? I dlaczego jesteś taka smutna?




Lissadyńka drgnęła, zaskoczona niespodziewanym pytaniem. Obok niej, na parapecie, usadowił się piękny, biało bury kocur o imieniu Myk. To właśnie on ją zagadnął. Kot już kilka razy próbował nawiązać z nią znajomość ale ona była bardzo nieśmiała, a poza tym trochę się bała zwierzątka, które było takie duże jak ona. Teraz jednak pomyślała, że spróbuje z nim porozmawiać.
- Jestem smutna bo nie mam przyjaciół – odpowiedziała – a poza tym wszyscy się mnie boją i uciekają na mój widok jak najdalej mogą.
- Ja się Ciebie nie boję – odpowiedział kocur- przecież wcale tak strasznie nie wyglądasz- stwierdził.
I rzeczywiście tak było- pomyślała Lissad- odkąd się tu znalazłam Myk stara się być dla mnie miły, nie syczy na nie, a widziałam kilka razy jak to robił, gdy coś mu się nie spodobało.
Dziękuję Ci – powiedziała głośno- jesteś naprawdę bardzo miły ale ja tęsknie za domem i przyjaciółmi.
A właściwie jak się u nas znalazłaś ?- zapytał kot- to znaczy wiem, że z parku przyniosła Cię moja pani ale skąd Ty jesteś?
O to długa historia – odpowiedziała Lissadynia.
Spokojnie, mamy czas, opowiadaj !- zarządził Myk
Lissadyńka przymknęła oczy, żeby zebrać myśli, a potem zaczęła mówić:
Urodziłam się w dyniowym królestwie. Gdzie ono jest, nie potrafię Ci powiedzieć.


Całymi dniami bawiłam się w pięknym parku z moimi przyjaciółmi Dyniakami. Urządzaliśmy gonitwy, bawili się w chowanego, podglądali ptaki.

Mały wtręt :) Te ptaki stworzyła natura, mieszkają miedzy innymi we wrocławskim Afrykarium ;)
No i w Dyńpaństwie ;)
 Często, do naszych zabaw dołączały zwierzęta mieszkające w parku. Wiewiórki przynosiły żołędzie, którymi graliśmy w piłkę.


 Zające brały udział w wyścigach. Kiedy nadchodziła jesień, pomagaliśmy naszym zwierzęcym przyjaciołom gromadzić zapasy na zimę. Kiedyś, właśnie przy tym zajęciu, złapał nas deszcz. Schroniliśmy się w dziupli, a kiedy przestało padać nad naszym parkiem pojawiła się tęcza.Zaczynała się w sadzawce, obok drzewa z dziuplą. Byłam strasznie ciekawa , dokąd prowadzi ten tęczowy most i bez zastanowienia wbiegłam na niego, choć moi przyjaciele krzyczeli żebym zawróciła. Ja jednak, jak zaczarowana, biegłam do przodu. Najpierw pod górę, a potem w dół.



 I tak znalazłam się po drugiej stronie tęczy, w podobnym parku jak nasz. Tylko to nie był nasz park. Chciałam podejść do wiewiórki ale ona uciekła na drzewo przestraszona. Zobaczyłam dziwne , dwunożne istoty, które grały w piłkę. Pomyślałam, że mogłabym dołączyć ale one zaczęły krzyczeć ; „ uciekaj stąd pokrako”, a jeden nawet rzucił kamieniem.


 Wtedy pojawiła się ta duża,



Twoja Pani Myku, nakrzyczała na tych małych i zabrała mnie tutaj. No i jestem, ale nie mam żadnych przyjaciół, boją się mnie i nikt mnie tutaj nie kocha. Może dlatego ,że nie wyglądam tak jak inne dzieci. No i nie umiem wrócić do domu - zakończyła smutno Lissadynia.
Zapadła cisza, oboje popadli w zamyślenie. Pierwszy ocknął się Myk
Wiem !!!!!!!!!!!- wykrzyknął- trzeba znaleźć tęczę, która z powrotem zaprowadzi Cię do domu.
Lissady ożywiła się.
-Kocie to wspaniały pomysł, ale jak to zrobimy?
-Musimy zaczekać na deszcz i szybciutko pobiegniemy w kierunku tęczy- odpowiedział Myk
Na deszcz nie czekali długo, po południu zachmurzyło się, zagrzmiało i zaczęło padać. Po burzy, na niebie zaczęła się wyłaniać tęcza.




Teraz , szybko!!!- krzyknął Myk i oboje wybiegli pędem z mieszkania.
Na ulicy skręcili do pobliskiego parku, bo wydawało się im że tam zaczyna się tęcza. I rzeczywiście zaczynała się, tyle że nad wysoką fontanną.



 Lissadyńka skakała i skakała jednak nie udało jej się wskoczyć na tęczę. Po chwili piękny siedmiobarwny most zniknął……
Załamana Lissad przysiadła na ławce. Zmartwiony Myk usiadł obok niej. Milczeli obydwoje. Nagle ,zza krzaków usłyszeli stłumiony szloch. Popatrzyli na siebie zdziwieni, a potem ostrożnie zerknęli przez krzaki. Na innej ławce siedziała mała dziewczynka i płakała. Lisssadyńce zrobiło się żal małej, wysunęła się ostrożnie z ukrycia i cicho spytała
-Dlaczego płaczesz?


Podniosły się na nią załzawione oczy. Lissadyńka nie dostrzegła w nich strachu, tylko wielki smutek. Już śmielej podeszła do dziewczynki.
-Co się stało?- spytała
-Inne dzieci nie chcą się ze mną bawić – powiedziała dziewczynka- uciekają i śmieją się ze mnie.
Lissania była zdumiona.
Przecież ta dziewczynka wygląda tak samo jak inne dzieci, więc dlaczego z niej się śmieją- pomyślała
-Ale dlaczego?- mimowolnie wyrwało się jej pytanie.
-Bo nie mam ładnych ubrań i nowej komórki- smutno odpowiedział mała- i dla tego mnie nie lubią i nie mam przyjaciół.
-A chcesz się zaprzyjaźnić ze mną?- cicho zapytała Lissadynia, z mocno bijącym sercem.
Takkkkk!!! – wykrzyknęła dziewczynka.
Dawno nie widziany uśmiech zagościł na twarzy Lissadyni.
-Mam na imię Lissadyńka, a ty?
- Ja jestem Pati odpowiedziała dziewczynka.
Całe popołudnie Lissady i Patusia spędziły na zabawie w parku.



 Myk przyglądał się temu z przyjemnością, leżąc na ławce. Potem odprowadzili Patkę do domu. Kiedy wracali do swojego kocur zapytał Lissadynię.


-Nie chcesz już wracać do domu?
-Nie- odpowiedziała.
-Ale dlaczego?- pytał dalej
-Bo jeśli zaakceptuje i pokocha nas choć jedna osoba, to czujemy się tak, jakby cały świat nas kochał- odpowiedziała szczęśliwa Lissadyńka.

I tak to "pływa" Gardenia, prawda, że świetnie :)))

Razem z Lissadyńką serdecznie dziękujemy Garde za piękną bajkę, z przesłaniem tej powiastki o wiele łatwiej będzie nam żyć!!!

Dziękujemy Garde!!!

 Bardzo dziękujemy :))))
Komentarze z fejsa tak świetnie dopisały się do opowieści Garde, że nie potrafiłam oprzeć się wstawieniu ich do posta, bo Gardenia swoją bajkę napisała nie wiedząc o nich :)))

Dorzucę kilka słów o autorce opowiadania. Ci moi czytelnicy którzy bywają w kurniku, o którym już wspomniałam na wstępie tego wpisu, wiedzą, że Gardenia ma cudowne ręce uzbrojone w druty, albo...w brzytwę. Spoko, spoko brzytwą nikomu krzywdy nie robi ino wyskrobuje pikne wzory na jajcach kurzęcych abo i inszego drobiu. Drutami zaś tak zręcznie wywija, że powstają wybitnej urody chusty, moje faworytki i serwety i swetry i...
Po przeczytaniu jej opowiadania naszła mnie taka refleksja, skoro robi piękne rzeczy, potrafi fajnie pisać, to...
Powinna założyć SWOJEGO BLOGA!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Aha dorzucam jeszcze link do kiermaszu na którym Garde po raz pierwszy odważyła się pokazać swoje drutowe cuda :)))) http://ckpruchnik.pl/galeria/sochaczki2016/  Ona tam jest, wśród tej masy wystawców, poszukajcie jej :)))

Wracając do Lissadyńki to życzymy, Ona i ja, każdej czytelniczce i czytelnikowi tego bloga znalezienia bratniej duszy!!! :)))

PS
Do mojej bratanicy, której wizerunek przywłaszczyłam sobie na potrzeby tego posta, a która tutaj zagląda :)))
Pati, te zdjęcia, tak bardo pasowały mi do opowiadania Gardeni, że MUSIAŁAM ich użyć:***********



poniedziałek, 22 sierpnia 2016

"Znajdź sobie tęczę!"

Jeśli kolory lata zaczynają szarzeć od trosk, to należałoby coś z tym  zrobić! Pewnie każdy ma jakiś swój sposób na przywrócenie do życia kolorów, ja szukam sobie tęczy :) W dużym mieście  latem, gdy na niebie piknie świeci słoneczko, dosyć łatwo ją znaleźć, albowiem tęcza jak wiemy, nie jest uzależniona tylko od warunków  atmosferycznych. To zjawisko optyczne i jeśli jest słońce i rozpylona w powietrzu woda, zjawi się także i roziskrzona wielobarwna wstęga ;)
Pod koniec lipca, późnym popołudniem, poniosło mnie do Parku Staromiejskiego pod moją ulubioną fontannę Chłopca z łabędziem. Siadłam na kamiennej ławce, słoneczko grzało nienachalnie, odprężająco, przyjemnie było podumać. W pewnym momencie tchnęło mnie cuś, ...ja  tutaj  sobie tak bezproduktywnie siedzę, a przecież okoliczności przyrody wskazują, że po tej fontannie na pewno hasa sobie tęcza! Tak widok tęczy to to czego mi w tej chwili potrzeba!!!  Wstałam więc ochoczo i uważnie wpatrując się w rozbryzgane kropelki, zaczęłam tuptać wkoło fontanny. Gdy  słońce zaczęło przypiekać mi plecki, pokazała się we wszystkich swoich przepysznych kolorach!!!
Moja mania zawyła z radochy w moim jestestwie, ujęłyśmy więc w dłonie  aparat i zaczęłyśmy cykać :)

Jest, jest, jest! Chłopiec z łabędziem przyozdobiony tęczą :)

Tęcza dodała także uroku siedzącym obok fontanny dziewczynom.

Tęczowa dziewczyna.

Jeszcze bardziej tęczowa dziewczyna ;)
Dreptałam koło fontanny zakreślając spory łuk a tęcza podążała za mną szepcząc: Zobacz, zobacz jak temu czy tamtemu do twarzy ze mną :)








Tęczowy deszcz :)
Do domu, do domu pora wracać, niestety robienie tęczowych zdjęć to tylko przerywnik w prozie życia, ale przecież jutro niedziela, możemy spróbować znaleźć następny przerywnik ;)
 No cóż niedziela lekko rozczarowała, albowiem w Parku Szczytnickim nad fontanną multimedialną słoneczko świeciło tak jakoś leniwie przekomarzając się przy tym z chmurkami, co fatalnie odbiło się na tęczy, mizerna jakaś taka była, kapryśna, to dała się oglądać to znowu gdzieś czmychała...
Jednak była i starała się jak mogła :)

No jest,

ale ledwo ledwo ja widać
A gdyby nie to niegodziwe słońce mogła postarać się tak jak na zdjęciach poniżej ;)
Słoneczko pozwoliło jej tak efektownie się postarać  kilka lat temu we wrześniu.





Wnuczek, babcia i tęcza...

Lansuję dalej hasło: "Poszukaj sobie tęczy" :)
Żeby ją znaleźć nie zawsze trzeba zadzierać głowę do góry, nieraz należy uważnie spojrzeć w dół.
Popatrzcie jest, uboższa w kolory, może dlatego, że tak nisko upadła, ale przecież cieszy oczy tak samo jak ta bogata górnolotna :)))






Były tęczowe dziewczyny, jest i tęczowy pies ;)



Jak widać na powyższych zdjęciach, tęczę można znaleźć jak się jej dobrze poszuka, ale... tęczę także można sobie samemu... wyprodukować. Na przykład montując w ogrodzie zraszacz do roślin jak na fotografii poniżej :)



I tak to lansując hasło: Znajdź sobie tęczę" dochodzę do rymu najwyższych lotów na jakie mnie stać:
Tęczę trzeba znaleźć, przy tym "doła" można zgubić ;)
U mnie to działa, spróbujcie i Wy :)))


poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Krokodyle czy monstra?

W trakcie pobytu Kalipso we Wrocławiu byliśmy razem w Afrykarium.
Afrykarium to taka maleńka namiastka Afryki, pomiędzy innymi umieszczono tam także krokodyle. W trakcie naszej wizyty ich cielska leżały na stałym gruncie. Ot takie sobie olbrzymie, jednakowoż zwyczajne gadziska. Taki ich wygląd znamy, opatrzył się nam.


 Miałam jednak kiedyś okazję zobaczyć je zupełnie inaczej.
Pewnego razu tuptam ja sobie po Afrykarium, wgapiam się w te różnorodne stwory zamieszkujące akwaria i wtem za zakrętem, oniemiałam!!! Zobaczyłam coś jakby na kształt krokodyla, ale jednak jakieś dziwne, no niby regularny krokodyl, ale jakby z rozdwojeniem jaźni ;) Podwójny skubaniec, ale za to bez ócz i bez nozdrzy!
Hmmm popatrzcie tylko, krokodyl, a może dwa? brzydkie to to, ale jakie fascynujące! Stałam więc i patrzyłam, a on leniwie, poruszając tylko nieznacznie ogonem, zaczął zmieniać pozycję. Powiadam wam mistrz w sterowaniu swoim ciałem, bez żadnego podparcia przemieszczał olbrzymie cielsko, a może to lustrzane odbicie dawało mu oparcie ;)


Boczkiem, boczkiem, wężowym ruchem ogona,

bez widocznego udziału potężnych łapsk,

w półobrocie, zaczął dźwigać w górę olbrzymie cielsko,

najwyraźniej dokądś zmierzał...
Tak sobie od niechcenia, bez udziału oczu i nozdrzy, bezbłędnie  dotarł na podwodny konar, wpełznął na niego i... uśmiechnął się ;)

Uśmiech całą gębom ;)

Stałam zafascynowana i patrzyłam...no i robiłam zdjęcia oczywiście :)

Ta paszcza taka aksamitna wewnątrz, ale...

te zęby!!!

Przyjrzyjcie się im dokładnie!
Ostre na pewno!
Sporo, ba bardzo dużo ma ich ta poczwara...

nawet jak zamknie paszczę to w dalszym ciągu je widać! 
Na tym potężnym zamkniętym już  paszczysku jakby igrał uśmiech?
Sardoniczny uśmiech!

W bardzo zwolnionym tempie, w dalszym ciągu  jednak  coś się działo.

Te pancerne gady coś knują?


Eeeee, jednak tak wygląda, jakby miały  sobie pójść precz!
Szkoda, jeszcze się na nie nie napatrzyłam, no i... zdjęć jeszcze mam mało :)

Pa, pa krokodylki :)

O zwrot akcji?
Krokodylki zaczynają się przemieniać.

W monstra jakoweś!

Narasta napięcie... bo one coraz mniej oczywiście wyglądają!
I są coraz bliżej...dawać nogę?
Fascynujące jednak są! No i dla tych zdjęć...

Fascynujące i wredne.

Cooooooraz wreeeeeeeedniejsze!

Jeden z nich przedzierzgnął  się jakby w podwójną zębatą ropuchę.
Szczerzy zębiska i nie widać już, nawet tego sardonicznego, uśmiechu!
No ale...ten drugi w dalszym ciągu jakby się uśmiechał ;)

"Żaba" coraz bardziej żabowata i niesamowita!

Robi się straszno, widowisko jak z koszmarnego snu, trwa.
Ja też trwam jednak dzielnie na stanowisku...no bo te zdjęcia, na pewno będą fantastyczne! ;)

Jak to dobrze, że dzieli nas taaaaaaaaaaaaka gruba pancerna szyba!!!!!!!!!!!!!!
Ot i koniec spektaklu, zwisają takie sobie krokodyle ogony...


Ale, ale inną razą widziałam krokodylokombinerki ;)

To właśnie dla takich jak powyżej niecodziennych widoków,  chadzam od czasu do czasu do zoo. W fotograficznym archiwum mam trochę interesujących zdjęć, np niesamowicie przekształcające się w trakcie karmienia pelikanie dzioby, migdalące się na wiosnę żyrafy, żyjące w symbiozie rybki...
Pewnie kiedyś Wam to pokażę :)))