środa, 12 października 2016

Mój udział w zapłakanym XIII Dolnośląskim Festiwalu Dyni :)

Ufff już po!!!
Po czym? Ano po XIII Dolnośląskim Festiwalu Dyni we Wrocławskim Ogrodzie Botanicznym.
Pewnie większość moich czytelników wie, że byłam tam ze swoimi dyniowymi dziwadłami ;)
Powoli spływa ze mnie zmęczenie i emocje zaczynają się wyciszać, a nagromadziło się tego, że ho ho!
Jak było?
Przez ostatnie kilka tygodni przed imprezą, pod górkę...ale zacznę od początku.
Początek zaczął się na drugi dzień po mojej ubiegłorocznej festiwalowej przygodzie.   Naładowana emocjami i serdecznie zapraszana przez organizatora festiwalu, nabrałam ochoty na powtórkę z tej rozrywki. Doszłam do wniosku, że w drugim podejściu, przydało by mi się coś, co będzie chodziło ze mną po ogrodzie, po to aby przyciągać uwagę do moich dyniaków. Dlatego wymyśliłam Mójdynia :)))
Skoro zdecydowałam, że będzie dalszy ciąg festiwalowych wystąpień, powoli krok po kroczku tworzyłam nowe dyniaki, zwiększyłam tempo na wiosnę, latem jeszcze przyspieszyłam. Przez rok zebrała się spora gromadka nowych dyniowych stworów. Miedzy innymi, przy udziale mojej blogowej koleżanki Gardeni, powstał także, ambasador moich dyniowych stworów, Mójdyń.
We wrześniu, przyszło mi do głowy, aby do smakować ekspozycję i u innej blogowej koleżanki ARTeńki zamówiłam jesienno-zimowy serwetnik, który miał mi służyć jako wizytownik.
Termin dyniowego święta, był już bardzo blisko, a ja byłam zwarta i gotowa, nawet " mała dziewczynka we mnie" milczała ;)
Na kilka tygodni przed godziną zerową, zjawiła się ONA!!! Znaczy się górka ;)
Bratanek, ten od transportu, skręcił nogę...
Zgłosiłam swój udział w festiwalu.   Dostałam potwierdzenie-zaproszenie, którego ton mnie zmroził, był całkiem inny w swojej wymowie niż ten ubiegłoroczny.
Po pięknym słonecznym wrześniu, nastąpił upierdliwy pogodowo październik, im bliżej terminu uroczystości, tym więcej deszczu.
Następny telefoniczny kontakt z organizatorami festiwalu był jeszcze mniej przyjemny niż ton zaproszenia, a tak serdecznie mnie zapraszali w tamtym roku hmmm...
Wycofać się przed samym finałem? Czekają przecież dyniaki, Mójdyń, piękny serwetnik wykonany przez Arte i ja też czekam...
Żeby górka jednak nie okazała się zbyt płaska, to kilkanaście godzin przed festiwalem, w sobotę, w zakładce o dyniakach na moim blogu, pojawił się komentarz, krytyczny, z domieszką złośliwości. Porównanie do kiczowatych łabądków zabolało, ale przecież każdy ma prawo do swojego zdania, tylko po co ten przekąsssssss i to na dodatek w takim czasie...
Ten komentarz bardzo mi...pomógł, bo obudził, ostatnio trochę przysypiający, mój dystans do świata i do siebie i doszło do głosu moje specyficzne poczucia humoru. Zamiast dopuścić do siebie niepokój związany z tym co już niedługo miało się zacząć dziać, ja zajęłam się rozładowywaniem emocji związanych z tym nieszczęsnym komentarzem...;)

No i poleciałam na fali całorocznego przygotowania i wsparcia mojej kochanej bratanicy, która na pytanie: jedziemy? stwierdziła, że przecież nie ma innej opcji :)))
 Wyzerowałam się wewnętrznie i otworzyłam na to, że cokolwiek będzie się działo ja i tak postaram się znaleźć powód do zadowolonia...
Po w miarę bezdeszczowej sobocie, niedzielny ranek też nie "płakał"...
Przyjechaliśmy do ogrodu, rozstawiłam się ze swoją drabiniastą ekspozycją i...rozpoczął się pogodowy melanż ;) Zaczęło od mżaweczki, zrobiło przerwę, zaczęło padać, przerwa, mżaweczka, przerwa, ulewa, mżaweczka, ulewa...i tak przez 10 godzin ;)

Jak nam było w trakcie tej pogodowej beznadziei, niech dopowiedzą zdjęcia. Pochodzą one z kilku źródeł: Od mojej bratanicy Magdy, od Gosi z  bloga "Za Moimi Drzwiami", od męża mojej koleżanki Joli i moje.

Tak wyglądała moja ekspozycja z deszczem w tle ;)




Widząc co dzieje się za oknem, przygotowałam sobie przeciwdeszczową osłonę, złożoną z dwóch parasolek i foli.

Zobaczcie jak fajnie z moimi dyniakami   komponuje się,
 piękny serwetnik-wizytownik od Arte :)))
A te pomarańczowe piegi widoczne na tym brązie, to maleńkie dyńki od Opakowanej :)))
Parasolowa pogoda ;)
Poniższe zdjęcie zrobił mąż mojej koleżanki Joli. Dziękuję Wam moi mili, że nie zraziła Was ta "rozkoszna" pogoda i przyszliście mi potowarzyszyć! :)))

Leje, mimo wszystko, jak widać, stać mnie jednak na uśmiech ;)
A tak prezentowałam się JA!!! ;)))
Na zdjęciach od Gosi, która pamiętała o mnie i moich dyniakach i była taka szybka, że jak ja jeszcze mokłam ze swoimi stworami, to ona już publikowała post o Festiwalu Dyni i mojej tam doli i niedoli. Gosiu bardzo Ci dziękuję! :)))

W czapeczce mojej bratanicy, w grubej kapotce,
z Mójdyniem w którym jest cząstka Gardeni,
W kolorowych skarpetkach od Opakowanej,
(trochu mało je widać),
z wizytownikiem-serwetnikiem od Arteńki,
Było mi cieplusio :)))
Humor mi dopisywał, bo koło mnie była rodzina i przyjaciele i znajomi i
czułam te  przyjazne fluidy ludzi mi życzliwych, którzy nie mogli być tam ze mną :)))
Pomimo deszczowej pogody, w przerwach w opadach, poparadowałam sobie z Mójdyniem po ogrodzie :) Wzbudzał ci on zainteresowanie i sympatię zwiedzających :)))
Przedstawiciele wrocławskiej prasy jednak go nie zauważyli, a przechodziłam bardzo blisko obok nich, hmm....

Zdjęcie zrobione przez męża koleżanki Joli.
Nieraz ślęcząc nad tymi swoimi dyniowymi cudakami, zastanawiałam się poco ja je właściwie robię? Przecież to takie niepoważne, aby pani hmm w słusznym wieku zajmowała się tego rodzaju twórczością. Tworzenie dyniakowych stworów, po co to komu potrzebne?
Okazuje się jednak, że potrzebne, całkiem sporo ludzi potrzebuje moich dyniaków, po to aby sprawiły im radość :)
Koło mojej ekspozycji przechodzili ludzie, sporo ludzi i część z nich obojętnym wzrokiem, przebiegała po dyniakowej drabinie, a część zatrzymywała się i wpadała w zachwyt!!! W zachwyt nad śmiesznymi kolorowymi stworami robionymi przez jakąś starszawą panią w pomponiastej czapeczce swojej bratanicy ;)
Wielbiciele dyniaków są w bardzo zróżnicowanym wieku, są najmłodsi, starsi, jeszcze starsi i najstarsi.
Fajnie jest zobaczyć młodzież, wpatrującą się w moją osobę z mieszaniną zdumienia i podziwu ;)))

Dyniowe stwory wzbudzały sympatie i uśmiech :)

Gadałam, gadałam, gadałam...trochę nieskładnie, bo byłam rozkojarzona, tak jak to mi się dosyć często zdarza ;)))
Ola świetnie potrafiła mnie zastąpić :)
Opakowana popatrz, co ma na włosach!!!

Trzeba się napatrzeć do syta...
Co po niektóre powędrowały w świat :)




Pingdyń

poleciał dość daleko, do...

do Szkocji, z przyjaciółką mojej bratanicy Magdy :)))

Oczywiście, nie wszystko w tym dniu w ogrodzie, kręciło się tylko koło mnie ;)))


Jednakowoż powiem Wam, że jestem tam pod tą wierzbą!!! :)))

Bardzo lubię tą kasztanowcową aleję :)))


Jak na taką pogodę, na festiwal przybywało całkiem sporo ludzi.


Jak każe tradycja festiwalu, były dyniowe kompozycje.




























 Konkursu na najoryginalniejszy dyniowy kształt, też nie mogło zabraknąć.

I oczywiście należało zważyć komisyjnie największe dynie.

W tym roku tylko 3 olbrzymy.
Nie został pobity rekord.

Wraz z moją kochaną rodzinką, przybył na festiwal nasz maleńtas :)))



Pora na podsumowanie.
Tiaaa warto czy nie było warto, tam tak moknąć?
Bez cienia wahania, było warto!!!
Moje dyniaki wzbudziły duże zainteresowanie i sympatię. Ileż te moje dyniaki wywołały ochów i achów!!! Ile ciepłych słów usłyszałam pod ich i moim adresem!!!.
Największe uznanie zyskiwała Lissadyńka, nazywana prawie przez wszystkich kotem :)))

Kot, lisica, a może diablik? ;)))
 Jednak strzałem w dziesiątkę był Mójdyń. Tyle fajnych reakcji budził, okazał się, tak jak pragnęłam, prawdziwym ambasadorem moich dyniaków!!! Garde stukrotne dzięki, że pomogłaś mi go zrobić!!! :)))


W tym roku, w przeciwieństwie do ubiegłego, duże zainteresowanie okazali mi także inni wystawcy, przychodzili obejrzeć i powiedzieć coś miłego :) I wyobraźcie sobie, że Rudynia przygarnęła pani która ma sklep z pamiątkami na terenie ogrodu, to jej kilka lat temu, pokazywałam moje pierwsze dyniaki.

Tak że, warto było, warto, warto :)))
Warto było stać z moją kochanieńką wspierającą mnie bratanicą i podśmiewać się z tej "cudownej" aury, snując przypuszczenia, że jak będziemy się zwijać to zacznie świecić słońce, a jutro to już na pewno będzie cudowna pogoda;)))
Olusia bardzo, bardzo Ci dziękuję!!!!!!!!!!!!!!!!!!!♥♥♥♥♥♥♥♥


Stukrotnie dziękuję także mojemu bratankowi, który pomimo kłopotów, znalazł czas, załatwił transport.
Chłopakowi Oli, który służył za tragarza, w związku z tym musiał wstać w niedzielę, przed świtem.
Mojemu bratu, bratowej i reszcie rodziny, bez Was nie byłoby mnie na tym festiwalu!!! :)
Dziękuje także bardzo serdecznie, za wszystkie energetyzujące fluidy słane do mnie przez wszystkich, którym zależało aby mi się powiodło!!! :)


Powiodło się, naprawdę się powiodło!!!

Jakie to cudowne uczucie, siedzieć w samochodzie, do którego z trudem się wlazło, bo wysoko, pomiędzy  moim bratankiem i jego ojcem, moim najmłodszym bratem, który przyszedł pomóc mi się pakować i tak bardzo się cieszyć, że dało się radę!!!! :)))

Dyniaki dzielnie i bez żadnego szwanku, zniosły tą mokrą przygodę. Co prawda, przy dotykaniu ich czuć było wilgoć, ale w domu szybciutko obeschły i są całe, zdrowe i zadowolone z furory jaką zrobiły ;)

Pomimo tylu pozytywnych emocji związanych z udziałem w tym Festiwalu, najprawdopodobniej powtórki z tej podwójnej rozrywki już nie będzie ;)
Raz że, na tą porę roku, drabina nie jest dobrym sposobem na ekspozycje . Po za tym organizatorzy festiwalu mają jakiś taki dziwny stosunek do moich dyniaków. Niby mnie zapraszają, ale moja ekspozycję wciskają w najciaśniejszy kąt ogrodu i nie mają ochoty rozmawiać nad znalezieniem innego miejsca...
Bardzo dużo mi dały te dwa uczestnictwa we wrocławskim święcie dyni, ale...
Ale oczywiście dyniaki w dalszym ciągu będą powstawać, popatrzcie jakie dynie kupiłam!!!!! hehehehehe



I tym to optymistycznym akcentem, kończę swoją relacje z XIII  Dolnośląskiego Festiwalu Dyni!!! :)))


44 komentarze:

  1. Tak się przejęłam czytaniem sprawozdania, że zapomniałam o komentarzu.
    Gratuluję, powodzenia i cieszę się, że jesteś zdowolona. To najważniejsze i satysfakcja że podoba się to, co lubisz robić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ewo :)
      Obie wiemy, że satysfakcja z tego co się robi jest bardzo ważna.
      Ewo rozmawiałam z panią, która wystawiała swoje prace malarskie. Zaczęła malować kilka lat temu,jak przeszła na emeryturę. Świetne prace, akwarele trochę jak grafiki, fajna technika, nie zrobiłam zdjęć, a szkoda, ale ja strasznie rozkojarzona byłam. Żałuje też, że nie kupiłam u niej żadnego malunku, bo chyba nic nie sprzedała, ale jak z nią rozmawiałam, to też jeszcze miałam pusto w portfelu. Fajne było to, że taka nieśmiała, a jednak miała odwagę się pokazać.

      Usuń
  2. Mario, dyniakami zachwycalam sie za kazdym razem, kiedy je prezentowalas na blogu, wiec tym razem nie bede zachwytow powtarzac, bo wiesz i znasz. Co zwrocilo moja uwage, to pelen profesjonalizm Twojej drabinowej sprzedazy. Te wizytowki w odpowiednim pudeleczku! Ale piekne torby z nadrukowanym znakiem firmowym - nooo to juz pelna profeska!
    Moglabys rozwija swoja pasje, wychodzac z nia do jeszcze wiekszej ilosci potencjalnych nabywcow, gdyby nie... organizatorzy. Naprawde szkoda, ze tak po macoszemu Cie potraktowali, bo Twoja ekspozycja daleko odbiegala poziomem i fantazja nad cala reszte. A jej potencjalowi daleko do konca, moglabys go w kolejnych latach rozwijac. Mysle, ze to wlasnie organizatorzy powinni zalowac, Ty na pewno sobie w inny sposob poradzisz.
    Chyba warto bylo nawet zmoknac dla takich wrazen. Gdybym byla blizej, na pewno wybralabym sie zobaczyc, a moze i kupic jakiegos dyniaka.
    Jak dla mnie odnioslas sukces! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Aniu :)))
      Podejrzewam o co chodzi organizatorom, ale nie będę o tym pisać, bo przecież nie mam pewności.
      Nic to, mam za sobą dwa fantastyczne doświadczenia i to się liczy najbardziej :))) Taki, a nie inny stosunek organizatorów, to też doświadczenie, skłaniające do wyciągania wniosków.

      Usuń
  3. Mario, gratuluję pięknych, fantazyjnych dyniaków. Ileż wyobraźni trzeba, aby tworzyć takie cudeńka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mario, śietna relacja. Wiem co to jest mieszane uczucia, czy warto stać gdy leje deszcz. Ale też zawsze dochodziłam do wniosku, że jednak warto było.
    Twoje dyniaki nie mogły nie zostać zauważone ... toć przecież dyniaki są :)
    Myślę, że nikt takich nie robi. Z Twojej relacji wynika, ze to świetna impreza. Gdyby było bliżej .. ale nie jest - musze się zadowolić twoją relacją. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stukrotne dzięki Beata :)))
      Trzynaście lat procentuje tym, że w taka paskudną pogodę przychodzi aż tyle ludzi. Obserwuję ten festiwal od 10 lat z kawałkiem i jednak najfajniejsze dyniowe kompozycje były w pierwszych edycjach festiwalu, zdaje się, że organizatorzy, coraz bardziej stawiają na zysk i stąd coraz więcej komercji.
      Zawsze jest warto, a im więcej przeciwności, tym większa satysfakcja, tylko że jako ludzie, mamy niestety tendencje do wybierania łatwiejszej drogi ;)

      Usuń
  5. Gratuluję bardzo! Twoja fantazja nie zna granic a dyniostworki przyciągają wzrok. Kiedy widzę teraz różne dyńki ozdobne,to od razu myślę,co też Maria by z nich stworzyła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Doro i bardzo mi miło, że tak fajnie Ci się kojarzę :)))

      Usuń
  6. Mari w tej czapce bardzo Ci do twarzy:))
    Cieszę się, że wszystko dobrze poszło, mimo paskudnej pogody. Ale nie mogło być przecież inaczej. Dyniaki są jedyne i niepowtarzalne, ściągają na siebie uwagę. Temu, który nie dostrzega ich uroku, należy tylko współczuć, jego strata. Widzę na zdjęciach, że jest wiele osób, które odczuły na sobie czar Dyniaków. I bardzo dobrze!!!!
    Poza tym miałaś wsparcie wielu osób, przede wszystkim rodziny ( brawo Ola tak trzymaj i nie pozwól cioci ani na moment zwątpienia:)), bardzo namacalne, ale też nas, blogowych przyjaciół i znajomych. Nikt z nas nie miał i nie ma wątpliwości, że Twoje dzieła to sztuka, a nie tylko hobby pani " w słusznym wieku", jak sama napisałaś.
    Więc twórz dyniaki i pokazuj je światu bo są tego warte!!!
    Ps: Nie dziękuj mi już!!!! To Ty wykonałaś wspaniałą robotę, ja tylko dostarczyłam tworzywa i dla mnie to jest zaszczyt ,że mogłam z Tobą działać:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do czapki to też uważam, że wyglądałam w niej lepiej, niż bym wyglądała w swojej własnej, chyba sobie taką sprawię na zimę :)))
      Dzięki Garde, za tyle ciepłych słów, to bardzo ważne i potrzebne:*
      Dyniaki powstawać będą na pewno, może mniej intensywnie. Mam już nowe pomysły :)))

      Usuń
  7. Marija, mimo takiej, a nie innej pogody, mimo tych roznych przepychanek organizacyjnych - Twoj usmiech na zdjeciach mowi wszystko :)
    Ciesze sie, ze tam bylas i spotkalas sie z duza zyczliwoscia odwiedzajacych Twoje stoisko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o kasę - to tyle pod adresem organizatorów. Trza im podziękować i szukać innych.
    Jesteś tak malownicza ze swoimi oryginalnymi dyniakami, tak odbiegasz od reszty, że powinni się o Ciebie bić. Na podstawie zdjęć stwierdzam, że pod względem ekspozycyjnym to łba tam nie urywało. Gdyby coś urywało, pokazałabyś.
    Dla mnie Twoje dyniaki są szalenie sceniczne, aż się prosi, żeby je ożywić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty wiesz Hanuś, że już na samym początku pytano mnie czy mam coś wspólnego z teatrem :)
      Ja też podejrzewam, że chodzi o pieniądze.
      Ekspozycyjnie nie urywało, średnia przeciętność.
      Dzięki :)

      Usuń
  9. Eee tam!!! ja bym sie tam nie przejmowala, przeciez wiesz ,ze to co robisz jest niezwykle i to w dobrym znaczeniu tego slowa...zastanow sie nad Twoim uczestnictwem w przyszlym roku, ja bym tak szybko sie nie poddawala. Publicznosc pokazala, ze jestes tam jak najbardziej pozadana osoba. Twoje stoisko bylo bardzo atrakcyjne, dalo Ci duzo satysfakcji, Twojej rodzinie tez!! nowe dynie pobudza Twoja kreatywnosc i bedzie sie dzialo! Hana swietnie zauwazyla, ze dyniaki sa bardzo sceniczne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażyno masz rację, jeszcze grają we mnie emocje. Zdaję sobie sprawę, że dyniaki wpasowują się w ten festiwal i przychodzą tam ludzie, dla których warto nawet pomoknąć. Tylko ta drabina jest bardzo kłopotliwa do transportu, tutaj mus wymyślić coś innego.
      Dzięki :)))

      Usuń
  10. A może wspólnymi, kurzymi siłami wykombinujemy jakiś ekspozycyjny namiocik? Deszcz pada nie tylko w pazdzierniku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko jak to potem rozwiązywać logistycznie, jeśli dzielą nas takie duże odległości.
      Coś mi się zaczyna klarować...

      Usuń
    2. Oj, przecież nie chodzi o to, żeby namiocik zalegał gdzieś w Polszcze. Tylko że go uszyjemy(?) i on będzie Twój, Ognio ma duże doświadczenie w wystawiennictwie, pogadam z nim. Tylko casu kurna potrza, casu. Jest na rynku mnóstwo lekkich systemów wystawienniczych w postaci rurek. To kwestia ceny. Ale może coś z odzysku?

      Usuń
    3. Ooooooo Hanuś!!!:*
      Myślałam o rurkach, fajnie by było skorzystać z doświadczeń Ognio :)
      Tak mi przyszło do głowy, że może u ludzi zalegają rurki po zużytych namiotach.

      Usuń
  11. Zgadzam się z Grażyną.Mario,nie odpuszczaj!Twoje dyniaki tam pasują najbardziej!!Są po prostu ładne,potrafią wywołać uśmiech na buzi,są...baaardzo sympatyczne:)))
    Komentarze na blogu z dyniakami też widziałam i nawet miałam bardzo wielką ochotę się odezwać.Powiem Ci tylko jedno:babona zżerało z zazdrości,że sama nie umie zrobić takiego"kiczu". Głupi babon!!!
    I jeszcze raz:nie odpuszczaj,może w następnym roku zaświeci słoneczko i na pewno będzie więcej patrzących i...kupujących,czego życzę z całego serca:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Orko :)
      Mam cały rok, to dużo czasu, aby wyciszyć emocje, zobaczyć co czas przyniesie... Przed niczym się nie zarzekam :)))

      Usuń
  12. Maria, obejrzałam, zachwyconam!!! Wrócę później:)
    Buźka:***

    OdpowiedzUsuń
  13. Czołgiem Marija, czołgiem. Nie przejmuj się jakimś komentarzem, w sumie nie wszyscy muszą mieć identyczne poczucie piękna. Nie czytałam, ale zastanawiam się, po co komuś robić przykrość. Jeżeli by mi się nie podobało, to poszłabym na inny blog, taki który mi odpowiada. Z festiwalu też bym z góry nie rezygnowała. W ubiegłym roku tak Cię serdecznie
    zapraszali i nie spisali się, to może w następnym będzie odwrotnie. Ważne, że kochasz to robić i wychodzi Ci to bardzo fajnie. Super, że masz wsparcie i pomoc w Rodzince. Podobają mi się dyniaki, ale moimi faworytami są okularnice sowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ci Rucianko za miłe słowa i wsparcie mojego jestestwa :)
      Staram się wyciągać konstruktywne wnioski i z dobrych i tych przykrzejszych doświadczeń :)))
      Po porze dyniaków teraz pora na porę sówek, a może będą szmaciaki, wywaliłam z szuflad kilka niechodliwych swetrów ;)

      Usuń
  14. Już u Gosia na blogu napisałam, że super Ci w tej czerwonej czapce :)) Ja mam podobną, tylko niebieską ;)
    Co do głupawego komentarza - nie czytałam, ale na pewno zazdrość zżera tego człowieczka, który go napisał. Tak to jest, samemu dupy nigdzie nie chce ruszyć, ale zasiąść przed kompem i dowalać komuś, to i owszem. Tak samo jest z bieganiem i zawodami. Ci, którzy się z nas śmieją, po prostu zazdroszczą nam odwagi i chęci. Ot, co.
    Na drugi rok, ruszymy chyba z akcją pisania do Ciebie uspokajających maili i motywujących rozmów telefonicznych :))) Co Ty na to?
    Dyniaki są jedyne i niepowtarzalne :) Mam nadzieję, że w końcu się przebiją do wielkiego świata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Liduś :)))
      No cóż "odmieńce" nie mają łatwego życia ;)))
      Trzymiem za słowo z tem uspokajaniem :)

      Usuń
  15. super! gratulujemy powodzenia twoim dyniakom! Sa sliczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdeczne dzięki rodzinko :)))
      U Was też lało w minioną niedzielę?

      Usuń
    2. Ponoc lało My byliśmy w tym czasie w Hiszpanii

      Usuń
    3. Tak, Hiszpania na deszczowy październik, fajna rzecz, tam w tym czasie chyba znacznie rzadziej pada niż u nas? :)))

      Usuń
  16. goooopia pogoda, taka złośliwość! ale tego nie przewalczymy ... ważne, że nie przegoniła Was ulewa czy burza, czyli nie ma co narzekać :)
    Maryś, wyrzuć złe słowa z serca i pamięci, wielu ludzi nakręca sprawianie przykrości innym :( nie podoba się to spadaj, po co swoje 3 grosze jeszcze wciskać?? nam i wielu ludziom podoba się Twoja twórczość, kreatywność i pracowitość, bo to wszystko daje nam Marię Artystkę! i cieszę się, że Cię znam, i dumna jestem z tego powodu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Ela, mogło być jeszcze gorzej, na przykład huragan i porwałby moje dyniaki ;)))
      Ja też się cieszę, że mogłyśmy sobie razem pobyć :)))
      Emocja się już wyciszyły, pozytywne wnioski wyciągnięte ;)))

      Usuń
  17. Najważniejsze, że Twój uśmiech przetrwał te wszystkie zawirowania...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przetrwał Gordyjko i masz rację to bardzo ważne :)))

      Usuń
  18. Marija a olać ich.Tych organizatorów. Ty pospaceruj po wrocławskich sklepikach z pamiątkami, może Twoje urocze dyniaki (takich naprawdę nigdy nie widziałam)znajdą zainteresowanie. Jak gdzieś się zaczną sprzedawać to potem będziesz mogła być stałym dostawcą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnemo w tym festiwalu to nie tylko o sprzedaż chodzi, to ma najmniejsze znaczenie dla mnie. Chodzi o kontakt z ludźmi i całą otoczkę, to jest wspaniałe doświadczenie i niesamowite przeżycie. Po za tym kilka razy pytałam w różnych miejscach, oni dokładają narzut najmarniej 100%. Przecież gdyby było inaczej nikt by się nie bawił w jeżdżenie na kiermasze. Do sklepu można wstawiać jak się robi masówkę, a nie cyzeluje każdą rzecz do upierdu ;)

      Usuń
  19. Twój uśmiech i bratanicy, a przede wszystkim Dyniaki- to najprawdziwsze słońca w ten deszczowy dzień! Mnie też te cudeńka kojarzą się teatralnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję Joanno za przemiłe słowa :)))
      Dawno, dawno temu tatulo bawił się w aktora amatorskiego, może to geny?
      Żartuję, prędzej to to, że kiedyś miałam zajęcia z nauczycielami z tworzenia lalki teatralnej, a dynie ozdobne świetnie się do tego nadają :)

      Usuń
  20. Twoje dyniaki wymiatają:)a Mójdyń to oryginał nad oryginały. Masz niesamowitą wyobraźnię. Ciekawa jestem, co z tych nowych dyni powstanie:)
    A poza tym, bardzo Ci dziękuję za reportaż z imprezy. Pooglądałam sobie Twoje zdjęcia z zeszłorocznej, potem z tegorocznej. Niesamowite.
    A organizatorami się nie przejmuj. Może w tym roku też mieli "pod górkę"? Bo to teraz na bazie i po linii trzeba być, a impreza z dyniami jest tak mało "narodowa". No i dynia kojarzy się jednoznacznie z amerykańskim świętem duchów (choć tak naprawdę przywędrowało to z Irlandii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Jaskółko za uznanie dla mojej wyobraźni, nie jest ona samorodna, to przedmioty mnie inspirują :) Co powstanie z nowych dyń i kiedy to czas pokaże :)
      Wrocławski Ogród Botaniczny organizuje sporo cyklicznych imprez, nie na wszystkich bywam, ale jestem fanką ogrodu i odwiedzam go często.

      Usuń