środa, 29 sierpnia 2018

"Jest Warszawa, po prostu jest..."

Jest Warszawa, po prostu jest
W nocnej ciszy, porannej mgle
W cieple słońca, w spokojnym śnie
W szczęściu matek, w stukocie serc

Jest Warszawa, bo jesteś ty
Żyje dla nas, a dla niej my
Jest Warszawa, imiona dwa
Wars i Sawa to ty i ja

I wciąż w pamięci tamte dni
Niełatwo w bruk wsiąkają łzy
To przeciw tym, co grożą jej
Syrena ma wzniesiony miecz

Kiedyś chcieli zetrzeć ją w proch
Już krzyczeli: "Warschau ist tot"
Zdruzgotana, przemogła śmierć
Jest Warszawa, na zawsze jest!

I wciąż w pamięci tamte dni
Niełatwo w bruk wsiąkają łzy
To przeciw tym, co grożą jej
Syrena ma wzniesiony miecz

Jest Warszawa, po prostu jest
W nocnej ciszy, porannej mgle
Chociaż chcieli zetrzeć ją w proch
Już krzyczeli: "Warschau ist tot"

Zdruzgotana, przemogła śmierć
Jest Warszawa, po prostu jest
Wars i Sawa, sława i krew
Jest Warszawa, na zawsze jest!


Autor tekstu: Andrzej Kudelski
Kompozytor: Bogusła Klimczuk
Rok powstania 1973


Piosenka ta powstała 3 lata przed moim pierwszym pobytem w Warszawie.


Ło kurna!!!
Na tym zdjęciu to ja, chwalę się swoim świeżutkim dowodem osobistym, no dobra nie był on już taki całkiem świeży, miał kilka miesięcy ;)


Ejjjjj jaaaaaaaki to był fajny czas...
Włóczyliśmy się po stolicy w grupie mieszanej, dopiero co zapoznanej na obozie w Borach Tucholskich.




Włóczyliśmy się, włóczyliśmy po rożnych miejscach, a ja cały czas marudziłam, że przecież nie byliśmy jeszcze w Pałacu Kultury ;) Albowiem marzyło mi się wjechanie na 30 piętro tegoż :)
Koleżeństwo moje, składające się zresztą z warszawiaków, ulitowało się w końcu i spełniło  moje pragnienie w ostatni dzień mego pobytu w stolicy.


Mój sentyment do tego, kontrowersyjnego dla co poniektórych, gmachu, pozostał.


Dlatego to, jak dwa lata temu zahaczyłam o Warszawę w trakcie mojej kurzęcej podróży, widok Pałacu tak bardzo mnie ucieszył!!! :)))


No bo wiecie, tylko 40 lat zajęło mi ponowne dotarcie do tego miasta ;)


 Jednakowoż z tego dotarcia do stolicy 2 lata temu, nie wynikło bynajmniej przyjrzenie się jej.


 Albowiem przemknęłam tylko przez nią, a właściwie wpierw, pod nią, metrem, potem górą autobusem z Grażyną i uskuteczniłam bardzo pamiętną jazdę samochodem z Opakowaną :)))




 Dlatego też, gdy sprężyłam się w sobie i zdecydowałam się zorganizować wypad na parapetówę do Kalipso, postanowiłam przespacerować się także po Warszawie, wszak droga do tej koleżanki blogowej prowadzi przez stolicę :)))
Tak, tylko przespacerować, bo na więcej nie miałam czasu, albowiem to był taki minimalistyczny wypad, wciśnięty pomiędzy codzienność.

No to jadę...


nie na Dominikanę, ani nawet do jakieś tam Brazylii,


ale do Warszawy właśnie!!!




Bo skoro ona jest, po prostu jest, to trzeba ją chociaż trochę przedreptać :)
Akuratny termin wybrałam na to warszawskie dreptanie, bo okazało się, że jakimś trafem Grażyna jest doma i zgodziła się mi towarzyszyć :)


Jako rzekłam czasu miałam mało a nie wiele, dlatego to z Dworca Zachodniego komunikacją miejską dojechałyśmy do Ronda gen. Charles'a de Gaulle'a,  


Nie jestem zwolenniczką połykania przestrzeni aby zaliczyć jak najwięcej, szłyśmy więc niespiesznie Nowym Światem,


gawędząc sobie sympatycznie :)


Z Grażyną szwenda się niezwykle przyjemnie, bo jej także nie zależny na pośpiechu :)


Smakowałyśmy sobie tak atmosferę miasta, z Nowego Świata wchodząc w Krakowskie Przedmieście.


i było nam bardzo smacznie :)))


Z okazji mego przybycia do Stolicy, aura zrobiła mi prezent, słonko było, ale nie prażyło tak niemiłosiernie, bo skutecznie schładzał je wiaterek, no i chmurki także nam sprzyjały :)


















Z mego prehistorycznego pobytu w Warszawie zapamiętałam, oprócz oczywiście Pałacu Kultury,


także Zamek Królewski.
Albowiem akurat w czasie mego pobytu odbudowana była już bryła zamku.


Kolumnę Zygmunta także pamiętałam.














Dotarliśmy do Rynku Starego Miasta...
Zaczęłam drążyć swoją pamięć...
42 lata temu bywaliśmy bardzo często w knajpkach na Rynku, ale to nie był ten...
moje koleżeństwo nazywało go Nowym Rynkiem...
który był blisko Starego na którym też byliśmy, ale chyba tylko raz...
No i wyszło mi Grażyna, że myśmy bywali na Mariensztackim Rynku hehehehe
Bo przecież w pobliżu nie ma chyba żadnego innego?


Dotarliśmy na Rynek Starego miasta, fotografia z Syrenką w tle...


i pora na powrót!






Czekamy na autobus miejski, który zawiezie nas na dworzec,


z którego autobusem dalekobieżnym pojadę na parapetówę do Kalipso :)




Po krótkich acz intensywnych zachwytach nad białym kalipsowym domkiem, wracam do Warszawy, a w niej wdepnęłam na jedną noc, w niezwykle gościnne progi Elaji :)
A w nich powitał mnie...
Miluś!!!
Nie zwiał przede mną, a wręcz naprzeciwko, oczekiwał na poczęstunek wędlinką, albowiem jego pańcia trzyma go na diecie!!! Słusznie trzyma bo bidok niedomaga, ale dostało mu się jednak ode mnie co nieco ;)






Dostojeństwo Milusia jest powalające!!!! :)))


I zobaczyłam jeszcze trochę Warszawy.
Z okien komunikacji miejskiej.




Jednakowoż nie tylko, bo pojechałyśmy do...




Łazienek Królewskich!!!


Dołączyła tam do nas Grażyna.


A jako że w czwartki jest wstęp wolny do obiektów muzealnych na terenie parku, to
przemknęłyśmy przez


Starą Pomarańczarnię rzucając oczyma na antyczne rzeźby na 1 kondygnacji,


oraz na Teatr Królewski.




Obejrzeliśmy, pobieżnie niestety, Łazienki Królewskie.




Paw ani chybi królewski, przecież wygląd mówi sam za siebie :)




Przemknęłyśmy przez wnętrza Łazienek, a przydałoby się spędzić tam kilka godzin, ba kilka dni.







królewski,na pewno królewski!!!




Rzucałyśmy oczami jeszcze na kilka parkowych miejsc.









Taki fajowski samochodzik ;)
Czas przeznaczony na przyjrzenie się Warszawie zaczyna się kończyć, wszak mam rezerwację na autobus powrotny o określonej godzinie.
Wracamy więc na Eliną Pragę, po moje manele.


Ela pokazuje nam jeszcze takie fajne miejsce!


Z inicjatywy obywatelskiej powstała...


tężnia!!!


I ptaszki też z niej korzystają :)




To już koniec mojego minimalistycznego wypadu!!!
Teraz już tylko 4,5 godziny jazdy na...


zachód!


A zwieńczeniem tej podróży jest...


jak zwykle widowiskowy, niektórzy mówią kiczowaty,


zachód słońca!!!








No cóż, krótko było, ale jak widzicie PIĘKNIE!!!
Odetchnęłam od codzienności, a było mi to bardzo potrzebne...
Rodzinka dzielnie się spisywała w opiece nad mamą, wygląda na to...że można by częściej...
Ba...może by i można ;)
Grażyna i Ela, najserdeczniej dziękuję Wam, że zechciałyście się ze mną powłóczyć♥♥
Elu, bardzo bardzo dziękuję za wspaniałą gościnę♥
Kalipso serdecznie dziękuję, żeś mnie wyciągnęła z domu, wspaniale ugościła i mogłam zobaczyć twój nowiuteńki biały domek♥
Dziewczyny jesteście superowskie:*