niedziela, 31 maja 2020

Jedziemy, bez względu na pogodę, jedziemy!!!

Hip hip hura, hura, hura ura ura ura!!!!!
Jedziemy, bez względu na pogodę, jedziemy, jedziemy, po łyk odmienności.

Mam w sobie wzorzec lasu. Nie wiem kiedy on mi się wdrukował, chyba na pierwszych koloniach letnich spędzanych w Wyczółkowie otoczonym zielonogórskimi lasami.. Pragnienie pobycia w takim lesie towarzyszy mi już od kilku lat. Mogłoby się wydawać, że nic prostszego jak pojechać do lasu, otóż nie dla każdego to jest proste.
W tamtym roku gdy wyrwałam się na kilka dni do Sułowa, przejeżdżałam koło "swojego" lasu, ale jakoś nie składało się aby w nim pobyć. W Sułowie też jest las, ale w najbliższym otoczeniu ośrodka to nie "ten", a nie starczyło mi sił, ani determinacji by pokuśtykać do tego "właściwego"
Ten właściwy mój las otacza wioseczkę Gruszeczka i w końcu w tamtą niedzielę mój bratanek zawiózł mnie i brata do tych leśnych ostępów :)
Byłam tak spragniona łyku odmienności, że postanowiłam, że żadna pogoda nie jest w stanie zatrzymać mnie w domu, bratanek nie miał nic przeciwko, wiec zupełnie zignorowaliśmy zapowiadane przez prognozy przelotne deszcze. Przelotne to wszak lepiej niż ciągłe ;)

Wyruszamy wczesnym popołudniem, miejscówkę mam koło kierowcy, tak lubię, albowiem jest to świetna pozycja do...robienia zdjęć :)

Chmurzyście, jednakoż nie pada.


Cudo!!! Jakże ja lubię takie niebo :)


Takie chmury to niezwykle atrakcyjne dopełnienie krajobrazu.


A często to one tworzą krajobraz, a jak jest wiatr to jest to niezwykle dynamiczny krajobraz.


Pobocza zaczynają się czerwienić, to zaczyna się maczkowy sezon ;)


Zrobiłam tym malowniczym chmurom mnogo, mnogo, mnogo zdjęć.


Te najfajniejsze naniebne krajobrazy zamieszczam bo przecież nie tylko mnie zachwycają takie widoki :)










Dojeżdżamy do Trzebnicy. Jak na razie te baranki na niebie nie zapowiadają deszczu.


Droga szybkiego ruchu jest nam już niepotrzebna, teraz chcemy się w wolniejszym tempie po delektować tym co mijamy po drodze.


Dlatego to odbijamy w bok


i mijając pierwsze trzebnickie sady,


docieramy do drogi lokalnej.


Tak, takie lokalne drogi pozwalają poczuć się w środku krajobrazu, a nie przemykać jakby poza nim.




Chmury w dalszym ciągu przyjaźnie bałwankowate.




Hmmmm,


zaczynają pokazywać pazurki i z baranków


zmieniać się w czarne owce!




Droga coraz mniej obca dla otoczenia.


A ta już całkiem należąca do natury.


Droga należąca do natury jest mało odporna na koła samochodów, a my ludzie, bez samochodów nie możemy się już obejść.


Uuuuuuu chu chu!
Te chmury zaczynają gadać o deszczu.


Zasadniczo celem tej wyprawy było dotarcie do lasu, jednakoż miało nas zatrzymywać po drodze wszystko to co...warte zatrzymania ;)


Zupełnie niechcący trafiliśmy nad ten staw.


A przez otwarte okno samochodu usłyszałam przepyszny koncert!


To nadawały one,


żabiszcza :)


Nie można więc było tego miejsca ot tak sobie minąć!


Po wyjściu z samochodu to jednak nie żaby przyciągnęły moją uwagę,


a perkozy!


Kręciło się ich na tej wodzie całkiem sporo.


Niestety mój uniwersalny aparat ze sporym zoomem nie dał rady na tyle przybliżyć obraz aby dokładnie przyjrzeć się tym ptakom.


Jest więc tylko taka namiastka.


No, ale jest!!! :)






Były także łyski, ze swoimi śmiesznymi maluchami.
Obserwowałam kiedyś takie malce w Parku Szczytnickim, kręciły się dość blisko mnie, zabawny wygląd mają :)




Obok wody rosły takie roślinki.




Oraz szerszenie miały gniazdo.


Chmury nad wodą są podwójnie piękne!!!


I oto na tej wodzie pojawiają się pojedyncze oznaki, że...w tych ślicznych bałwankach woda się znajduje i postanowiła właśnie pospadać sobie na ziemię ;)


Prognozy prawdę mówiły, jest deszcz!


Nic to jednak, bo przecież koło tego stawu jest las.
Nawiasem mówiąc stawów było kilka.


Jedziemy więc w las, mijając kwitnące żarnowce miotlaste, lubię je, ba bardzo lubię!




Chmury robią się całkiem nie malownicze, ale nie przestają fascynować!


Pada




Leje!!!




Tak, pada, a wkoło nas "mój" las




Przestało padać, wysiadam więc z samochodu, aby się nim nacieszyć.




Te intensywnie zielone krzewinki to


jagodziny.


Przemykając pomiędzy kroplami deszczu,


chłonę w siebie las, taki jaki najbardziej lubię.


W końcu udało mi się do niego dotrzeć.


























Ja i las :)
Brak na mnie kurtki przeciwdeszczowej oznacza, że deszcze są, tak jak mówiły prognozy, jak najbardziej przelotne ;)


To mogłaby być droga mojego życia :)
Jednakoż nie mogę zobaczyć jak wygląda jej dalszy ciąg, bo właśnie nadlatuje następny opad.


Mamy jeszcze trochę zapasu czasu przeznaczonego na tą wyprawę.
Sułów zaś jest bardzo blisko.


A w nim w kościele pw Piotra i Pawła, na zwieńczeniu ambony stoi sobie św. Jan Nepomucen.
Może uda mi się go sfotografować dla Arteńki?


Kościół niestety jest zamknięty!




Jednakoż dzwonnica była otwarta :)


Ten budynek z wieżyczką to były ratusz.


W Sułowie jest jeszcze jeden kościół.
Kościół cmentarny ewangelicki, obecnie rzymsko-katolicki filialny pw. Matki Boskiej Częstochowskiej




Na cmentarzu zachowały się nieliczne nagrobki, a na jego obrzeżu stoi bardzo ciekawa dzwonnica.


Z terenu cmentarza, pomiędzy drzewami, widać coś niezwykle dla mnie interesującego.


To bocianie gniazdo.


 Bociek przyleciał


 Przywitał się ze mną


 pokłonił


 i zatańczył na mój widok ;)




 Hehehehe
Bardzo ucieszył mnie jego widok, więc sądzę, że jego mój także ;)


 Ruszamy w powrotną drogę. Ratusz jest teraz bankiem.


 Chmury zdecydowanie zmieniły swój charakter i oblicze.




 Jednakoż przy drodze kwiatki pospolite, ale pomimo to cudne.


 Warte zatrzymania.


 A ponieważ jest taka możliwość to zatrzymujemy się.










 Na chwilę tylko, bo zapas czasu kurczy nam się.


 Ale, ale, spostrzegłam zbyt późno.
To kruk, to czarne pośrodku.


 Jednak cofamy się, może poczeka.
Kruk odleciał na to wysokie drzewo, a w zamian...


 To chyba pustułka.


Na drodze szybkiego ruchu, ot tak sobie zatrzymać się nie można.




 Ona niby należy do krajobrazu, ale jest jakby jednak poza nim.


 Na kwitnące żarnowce możemy więc tylko popatrzeć w pędzie.


 Za to szybko docieramy do domu!


 Ło zjeżdżamy do


 miasta!


 A to już wrocławska Odra, jesteśmy u siebie :)


 To był tylko łyk odmienności, niezwykle przyjemny łyk, właściwie taki głęboki haust :)
Jeżeli chce się człek tak pozytywnie zachłysnąć to żadna pogoda nie może stanąć wbrew!