Wiosna tegoroczna powolutku, jednakoż zaczyna się rozkręcać, już nie tylko rozrzuca kwiaty pod swoimi stopami, zaczyna także przystrajać nimi swoją sukienkę.
I tak to początkowo skromna wiosenna sukienczyna powoli zaczyna zamieniać się w balową suknię!
Leciutką, zwiewną
strojną w tiulowe cacuszka.
Ech to ci strojnisia z tej wiosny!
Jej suknia co roku taka sama
a pomimo to zachwyca!
Całe szczęście, że nie przyszło do głowy tej naszej wiośnie, zatrudnienie współczesnych kreatorów mody.
Ta ich pogoń za oryginalnością i udziwnianiem, mogłaby naszą cudną wiosenkę zamienić w jakieś ni to ni sio.
Aż strach pomyśleć, że na takiej udziwnionej wiosennej sukni zabrakło by miejsca na bez!!!
Niezwykle mnie cieszy, że nasza wiosenka co roku sama rychtuje sobie suknię :)
Hmmmm czepiam się kreatorów mody ale ale gdybym to ja ją przystrajała, to nie wiem, nie wiem, czy aż tyle osób by się nią zachwycało ;)
Dlaczego tak sądzę? Odpowiedź na zdjęciu poniżej ;)

Na fali wiosennego kwitnienia naszło mnie coby stworzyć cuś na podobieństwo kwiecia i...
przypomniałam sobie o...tykwie, że kilka lat temu, z jednej takiej, zaczęłam robić cuś co mogłoby przypominać kwiat właśnie.
Wyciągnęłam więc ją z kąta, odkurzyłam.
Tykwa od głowiastej strony miała otwór, albowiem dostałam ją od osoby która wyłuskała z niej nasiona na siew.
Aby zamaskować wnętrze dyni, w otwór ten, kilka lat temu, dopasowałam i wkleiłam kawałek wysuszonej dyni ozdobnej.
W początkowym zamyśle moim, tykwa ta miała być dzwonkiem kołatką, z kawałka drewienka wyrychtowałam więc dwonkowe serce.
Po tych kilku latach, z okazji tej wiosny, założenie mi się zmieniło, no i kwiatu mi się zachciało, he
Dlatego to aby sprostać mej zachciance i nadać temu tykwowemu tworowi podobieństwo do kwiatu.
Sięgnęłam...po drucik i trochu drucianych spiralnych koralików.
Z drucika i koralików porobiłam takie pręcikopodobne wygibasy, przymocowałam do drewnianego dzwonkowego serca, które zamieniło się w kwiatowy słupek i zamocowałam to we wnętrzu tykwy :)
Tykwa ma inny rodzaj naskórka niż dynia ozdobna, dlatego to inaczej wygląda po zasuszeniu, jej powierzchnia jest gładka i lśniąca. Ma też ładny naturalny kolor, nie ma więc potrzeby jej malować. Jednak ta moja tykwa w niektórych miejscach mała zadrapany naskórek, postanowiłam to zamaskować.
Dlatego to także z zakamarka wyciągnęłam stare koronki co to mi zalegały.
Jako że te koronki kwietne motywy mają to powycinałam ich trochu i ponaklejałam na tykwę tam gdzie skazy były.
I wyszło to co widać! ;)
Czy to przypomina kwiat, a jeśli przypomina to jaki?
Otóż...według mnie, jest to...
tykwica zwisła!
hehehe
Ze cooooo???
W przyrodzie gatunek taki nie istnieje?
Jednakoż w moim pokoju zaistniał :)
Kilka dni temu, w słoneczny dzień poszłam pokazać ją wiośnie ;)
Tykwica zadowolona, bo wiaterek nią majta, tak jakby tanecznie.
No bo zwisa sobie jak to tykwice zwisłe mają w zwyczaju, to nią majta ten wiaterek ;)
Czy wiosna się nią zachwyciła?
Nie wiem!
W jakiś widoczny sposób nie protestowała.
Nie byłam więc zanadto dociekliwa ;)
I zabrałam moją tykwicę do mojego doma.
Wiośnie pozostawiłam kasztanowce i całą resztę którą wykreowała :)
I przypominam ci wiosno, że matury ino ino a się zaczną, więc postaraj się aby te kasztanowce jak najszybciej zakwitły!!!
Bo przecież, jak to tak, matura bez kwitnących kasztanowców???
Ciekawam czy Wam kreatywność wiosny wystarczy, czy wolelibyście aby co roku stroiła się w inne kwiatki?
Może takie jak moja tykwica zwisła? ;)