sobota, 26 listopada 2016

Liściopadowo listopadowy Ogród Botaniczny i Chabermot wciskający się w kadry ;)

Szaliki powoli budzą się ze snu...letniego, dlatego też zamotał mi się drugi Motacz Szalikowy ;)
Tym razem, ten następny motacz, bez żadnych aplikacji, a cały niebieściutki jak chaberek, z szaliczka co to przed laty wydziergała go moja mama w ramach terapii antydepresyjnej.
Zabrałam ze sobą tego motacza szalikowego Chabermota do Ogrodu Botanicznego na wizytę finiszującą sezon. Kiedyś ogród czynny był tylko to końca października, ale że zima już nie ta co ongiś, bo coraz bardziej ociąga się z przyjściem to i sezon w ogrodzie się wydłużył. Na fejsie wyczytałam że 20 listopad to definitywnie ostatni dzień sezonu i jako,że listopad raczył być w tym dniu aurowo łaskawy, podreptaliśmy z motaczem na łono natury.
Na łono ogrodu dotarliśmy o 14:45 i miało się ku wieczorowi...tak to nie pomyłka wszak to listopad.


Widać, że ogród układa się do snu zimowego.


Przy alei prowadzącej do bramy wejściowej stoi pomnik:
1852-1884 na stanowisku profesora botaniki i dyrektora Ogrodu fizjolog roślin i paleobotanik Heinrich Robert Göppert (1800-1884); gruntowna reorganizacja Ogrodu, wprowadzenie wielu innowacji, m.in. grup geograficznych, ekspozycji surowców roślinnych, roślin kopalnych; powiększenie kolekcji roślin do 12 000 gatunków i odmian; opatrzenie roślin trwałymi etykietami; udostępnienie Ogrodu do zwiedzania we wszystkie dni powszednie.
http://www.ogrodbotaniczny.wroclaw.pl/autoinstalator/joomla1/index.php/dzieje-ogrodu.html


Za pomnikiem rośnie ciekawe drzewo
Egzotyczny unikat w naszych ogrodach !
Żółtnica pomarańczowa
syn. Cudrania
Maclura pomifera   
http://www.futuregardens.pl/zoltnica-pomaranczowa-syn-cudrania-maclura-pomifera.html

Żółtnica pomarańczowa, podobno dlatego tak się nazywa, bo owoce przypominają ludziom pomarańcze.
Jak dla mnie, to jak sobie tak leżą, to bardziej do kalafiorów, abo brokułów podobne, nigdy nie widziałam, aby w naszym ogrodzie miały pomarańczowy kolor. 

Sprawdzałam w kilku źródłach i tam napisane jest, że maclura to krzew, albo małe drzewo, a w naszym ogrodzie to drzewo kilkunastometrowe.

Znalazłam na ziemi rozłupany owocnik, zdjęcie zrobiłam na tle drzewa matki, jak widzicie nie wygląda na małe drzewko.
Chabermot wcisnął sie w kadr, bo jakże to tak, że jakieś tam dziwne rzeczy pokazuję, a jego jeszcze nie ;)

Oto on: niebieski jak chaberek motacz szalikowy czyli Chabermot!
No, no, no listopadowe słonko też potrafi oślepić, to pewnie dlatego, że taki niecierpliwy był ;)

Rozeźlił się dzianinowy stwór na to namolne słońce!!!
Ech Motek, motek cichaj, ono ostatnio tak rzadko u nas bywa...
 E co tam Chabermotek, jak niebo takie piękne!!!


 Cwaniaczek nie dał się zbyć, znowu wciął się w kadr!!!





Jakoś udało mi się ominąć Motka ;)


Wygląda na to, że ten szalikowy stwór będzie się wcinał w kadry, no bo jakże by inaczej, skoro zabrałam go ze sobą ;)

Te pączki należą do bzu lilaka.
Jednak obiecuję, że nie do każdego kadru go wpuszczę ;)

Magnoliowa alejka.
 Bardzo lubię modrzewie, a ten rosnący na uboczu ogrodu, jest wyjątkowo urokliwy, To młode, drzewko całkiem listopadowo zrudziało .

W tle wieże Katedry.

Rude i puchate jak wiewióra :)


No i znowu wcieł się on, znaczy się Chabermotek!





Ale, ale...pomińmy szalikowego stwora i spójrzmy na niebo!
Na jego tle, bezlistny, więc rogaty miłorząb, podoba mi się taki :)


Znowu jest? jednak obok jest także i trochę nieba! :)
Jest także pnącze, które bardzo podoba mi się w jesiennej szacie.




Wyobraźcie sobie, że udało mi się zapamiętać nazwę tego promiennego pnącza,
a znam je właściwie dopiero od tamtego roku ;)

To dławisz okrągłolistny – gatunek liściastego pnącza z rodziny dławiszowatych.
Naturalnie występuje w południowo–wschodnich Chinach,
Japonii oraz na Półwyspie Koreńskim
 Chabrowy Motek swój urok ma! A co może nie?!
Jednak, to niebo dzisiaj, o tej porze dnia, zachwyca!!!

I to drzewo na tle nieba!!!
Takie odbite w śpiącej fontannie także, zachwyca. W tle po prawej stronie Katedra.


Ech to niebo i ten... motacz, matacz...


 Odsunę go na jakiś czas od kadrów, popatrzcie sobie na niebo, jaki ciekawy chmurowy pióropusz!!!





Na tle nieba widoczna bryła kolegiaty Św. Krzyża i Św. Bartłomieja, to jedyny w Polsce gotycki kościół dwupoziomowy. http://spacerownik.wroclawski.eu/index.php?category=3&item=10









Zejdźmy już na ziemię ;)
Chabermotek chwilowo nieobecny, za to jest niezwykle interesujący okaz klonu palmowego, ciekawie przebarwiony.





No tak, już jest, nasz Chaberek.
O czyżby się obraził?




Chyba jednak nie, ino zapatrzył się...


Bo przecież jest na co, niby listopad, a niczego sobie ;)



I na dodatek w takim ciekawym miejscu ten listopad.




Czyżby o wilku mowa i to  listopad zjawił się pod postacią czarnego kocura!
Żartowałam, a może nie ;)





Motaczek wspiął się na bezlistną już fantazyjnie powyginaną karaganę i zerka w kierunku Domu Pielgrzyma im.Jana Pawła II
https://pl.wikipedia.org/wiki/Hotel_im._Jana_Paw%C5%82a_II_we_Wroc%C5%82awiu



Tak różnie zachowują się jesienią liście na drzewach. Karagana już całkiem je zgubiła, a na rosnącej obok leszczynie, nawet nie zdążyły zmienić barwy. Ta leszczyna na którą przeniósł się teraz Motek, to najulubieńsze moje drzewo w ogrodzie, a właściwie drzewko. Na tabliczce ma wypisane leszczyna zwyczajna, a ona jest niezwyczajnie cudowna i najciekawiej wygląda wczesną wiosną obwieszona kotkami baziami. Wtedy wyraźnie widać jej powykręcane gałęzie.









Ten listopad zwariował, godzina 15:50 i ten róż na horyzoncie, świadczący o tym, że słoneczko spać się wybiera!


 Dochodzimy do "mojej" wierzby ;) To pod nią miałam dwukrotnie swoją dyniakową wystawę :)




Pod wierzbą, także ;) odbywają się koncerty, dlatego na wielkim kamieniu stojącym pod nim, osiadł, a właściwie usiadł, krasnal trębacz. Zasłuchał się Motek w  listopadową melodię, graną przez krasnoluda.


Taki ogrodowy grający skrzat to bratnia dusza dla Chabermotacza


Krasnale to "stalowe kurduple" co to żadna dola im niestraszna, Chabermot to jednak włóczkowy stwór i niezwykle delikatne to to, a zbliża się przecież zima, dlatego muszę go zabrać od krasnoluda.
Te różowe zorze na niebie, malowane przez słońce oznaczają, że czas zbierać się do domu.


Do domu... zawsze zdążymy, trzeba jeszcze zdjęcia porobić na dowód, że i z listopadem światu do twarzy ;)




Jednakoż wybiła godzina 16:00 i zostaliśmy bardzo grzecznie, acz stanowczo poproszeni o opuszczenie ogrodu i zaproszeni na ponowną wizytę na...wiosnę.
W drodze do wyjścia można przecież, a nawet trzeba zarejestrować na karcie pamięci aparatu ten przyjazny listopad ;)










Jednak wyjścia z ogrodu, nie można przeciągać w nieskończoność.

Na końcu tej alei jest jedna brama do ogrodu, tędy weszłam.

Z drugiej strony alei jest druga brama i do tej zmierzam.
Po wyjściu z ogrodu, na Ostrowiu Tumskim, świeciły już latarnie gazowe.


Oświetlona Katedra uwodziła swoim urokiem...


Ale, ale ta zorza po zachodzącym słońcu o godzinie 16:30, to tak się nie godzi listopadzie!!!


Trudno mi się pogodzić z tym, że ten zmrok tak szybko zapada!





I nic to że ten wieczór, malowniczy niezwykle jest, chcę światła, więcej światła!!! ;) I nie wystarcza mi takie żarówkowe, chcę tego dziennego, słonecznego :)
Światełko w tunelu jest, listopad się kończy, jeszcze tylko kawałek grudnia i dzień zacznie się wydłużać ;)

PS
Chabermota zrobiłam ze zrolowanego po skosie szalika, dlatego wyszedł mu taki szpiczasty ryjek. W odwłoku wytworzyła się pusta też szpiczasta przestrzeń i dlatego wyszedł mu taki pękaty brzuszek :)