poniedziałek, 16 października 2023

Jedziemy...po dobre emocje !

 Bratanek obiecał, no i jedziemy, cel główny to zebranie w siebie tyle dobrych emocji ile tylko się da :)


Złapać dobre emocje i napatrzyć się, tego właśnie mi trzeba!!!
Do napatrzenia zaś nadają się bardzo, ciekawe okoliczności przyrody.


Po namyśle co do kierunku, wybrałam południowy zachód, albowiem...


Jesień mamy, po jesieni zaś przychodzi zima, pora więc gromadzić zapasy jadła.
Przetwory owocowo warzywne jako zapasy sprawdzają się wyśmienicie, no a ja po prostu nie lubię ich robić.
A są tacy którzy to lubią, a jeśli nawet za tym nie przepadają to i tak robią, a nieraz po prostu muszą sobie w ten sposób dorobić!


Moja koleżanka Inkwi, której pewnie bym nie poznała gdyby nie Internet, robi bardzo dobre i pomysłowe przetwory, łącząc ze sobą różne produkty tworzy ciekawe smaki. Sprzedaje te swoje wyroby na targowisku produktów lokalnych. 
W tamtym roku kupiłam jej przetwory z dostawą do domu :) 
No a w tym roku stwierdziłam że jest wspaniała okazja aby po nie pojechać :)
Bo ta koleżanka nie dość że robi świetne przetwory to mieszka na dodatek w super miejscu!
No i jest osobą niebanalną, ludzie mają różne zwierzęta, ona ma koty, psy i...owce! Dodam że ona tych owiec nie hoduje, a opiekuje się nimi :)


Jako samozwańczy kierownik wycieczki zabrałam się do wytyczenie trasy, heeeee  trochę czasu mi to zajęło ;)


Inkwi mieszka na Pogórzu Izerskim, byłam już u niej i to dwa razy, a docierałam tam przez Jelenią Górę.


W młodości dość często jeździłam w Karkonosze, przez Jelenią Górę właśnie.


Postanowiłam więc że tym razem pojedziemy przez tereny których nie znam, a że to będzie tak trochę jak na Rzym przez Krym to przecież drobnostka, grunt że trasa niezwykle malownicza jak już widać na powyższych zdjęciach  ;)


Część trasy pokonaliśmy banalną i zakorkowaną A4.


Na wysokości Legnicy odbiliśmy na Jawor.


I jedziemy przez Krainę Wygasłych Wulkanów.


"Kraina Wygasłych Wulkanów rozpościera się na Dolnym Śląsku, w zachodniej części Sudetów. Obejmuje ona obszar Gór Kaczawskich oraz Pogórza Kaczawskiego. Jeśli spojrzycie na mapę, to można śmiało wyrysować figurę pomiędzy Legnicą, Jaworem. Bolkowem, Wleniem oraz Złotoryją. Całkiem spory obszar o powierzchni 1300 km2. I to tutaj właśnie jest Kraina Wygasłych Wulkanów."
https://hasajacezajace.com/kraina-wygaslych-wulkanow-atrakcje/


Podróż tą odbywamy w czwórkę, oprócz mnie jedzie także mój starszy brat i oczywiście bratanek, bez którego nie byłoby tej włóczęgi. 
Zabrała się z nami także jego Koleżanka, albowiem zapragnęła zobaczyć owce Inkwi :) 
Ma ona ochotę skosztować lokalnego piwa wytwarzanego w Browarze Pod Gruszą.
"Browar Pod Gruszą to wyważony pomysł na warzenie piwa w regionie, w którym te tradycje sięgają XIII wieku. Miejsce nieprzypadkowe, bo w Krainie Wygasłych Wulkanów."
https://www.browarpodgrusza.pl/
 

Browar i Gościniec Pod Gruszą to dwa w jednym, właśnie dotarliśmy w to miejsce.
https://www.gosciniecpodgrusza.pl/
Zjeżdżamy więc na podwórze  


no i jest kot ale nie ma ludzi, którzy mogli by nam piwo sprzedać. 





Jedziemy więc dalej.


Przejeżdżamy obok Organów Wielisławskich.


"Organy Wielisławskie u stóp tajemniczego wzniesienia Wielisławka to jedna z największych atrakcji Pogórza Kaczawskiego i Krainy Wygasłych Wulkanów."
https://hasajacezajace.com/organy-wielislawskie-pogorze-kaczawskie/


Mijamy tylko tą atrakcję, albowiem ze mnie ostatnio bardzo marny piechur, a i sporo drogi do przebycia jeszcze przed nami.


Do Młyna Wielisław jednak zajeżdżamy.
 


"Młyn Wielisław – znajduje się u podnóża Góry Wielisławki nieopodal Organów Wielisławskich"
https://www.gorykaczawskie.pl/mlyn-wielislaw-agroturystyka/


Proza życia nas tu przywiodła, to toaleta wzywa mnie nagląco wielce ;)


Jednak nie tylko proza życia mnie tu przygnała ;)
Widziałam na Facebooku stronę tego miejsca, wiedziałam więc, że jego wnętrze jest niebanalne,


albowiem właściciele nie "wybebeszyli" starego młyna z jego oryginalnych urządzeń, a zostawili je ku ozdobie :)


A takie techniczne urządzenia to mniut na moją duszyczkę ;)


Skoro już żeśmy tutaj zajechali to spróbowaliśmy pierogów z farszem z kaczki, sporo one kosztują, dlatego do sześciopierogowej porcyjki poprosiliśmy 4 widelce ;) 
Pierogi PYSZNE były! Potrawy z kaczki to specjalność kulinarna tego miejsca.
Piwo z Browaru Pod Gruszą też tu było ;)


Ruszamy znowu w drogę




Przejeżdżamy przez Świerzawę.



A jakiś czas za miasteczkiem tym


przez spory odcinek drogi możemy podziwiać
Ostrzycę,
najwyższe wzgórze na Pogórzu Kaczawskim


"W magicznej Krainie Wygasłych Wulkanów, pośród żółtych pół rzepaku i falujących wzgórz, wznosi się dumnie tutejsza królowa, Ostrzyca. Z uwagi na swój wulkaniczny rodowód często określana mianem śląskiej Fujiyamy. Dojrzeć ją można z daleka, a wspinaczka na wierzchołek prowadzi przez prawie pół tysiąca skalnych stopni. Wieść niesie, że trudy wynagradza piękna panorama."
https://hasajacezajace.com/ostrzyca-pogorze-kaczawskie/


Od Jawora drogi po których jedziemy


 wiją się bezustannie ;)


Właściwie to samochód wychodzi z jednego zakrętu aby zaraz albo za chwil parę wejść w następny zakręt.


I tak meandrując opuszczamy Krainę Wygasłych Wulkanów i wjeżdżamy na Pogórze Izerskie


do Parku Krajobrazowego Doliny Bobru.



Z rzeką Bóbr mam związane dziecięce wspomnienia.


Będąc na kolonii letniej w Bolesławicach kąpaliśmy się w Bobrze prawie codziennie.


Teraz jedziemy drogą wzdłuż tej rzeki.



Oczywiście droga wije się


jak jaki wąż ;)


Dojeżdżamy właśnie do... 


do


Zaporze Pilchowickiej!


"Zaporę wybudowano po serii katastrofalnych powodzi z końca XIX wieku. Ma 280 m długości i 62 m wysokości, co czyni ją największą w Polsce kamienną konstrukcją hydrotechniczną. Do dziś pełni funkcję przeciwpowodziową. 


"Zaprojektowano ją w 1902 roku, prace trwały 10 lat. Specjalnie dla tej budowy poprowadzono przez góry linię kolejową, zmieniono nurt Bobru tak, że na czas budowy płynął wykutą w skale sztolnią. Kamień węgielny osobiście wmurował cesarz Wilhelm II. Na koronie zapory stanął jego pomnik wraz z opisem inwestycji i postaciami budowniczych. Dziś nie ma po nich śladu, pozostał jedynie cokół."


"W 1945 roku SS zaminowało zaporę z zamiarem wysadzenia jej w powietrze i zalania Wlenia i kilku innych miejscowości. Przeciwstawił się temu twórca zapory – inżynier Bachmann."


"Poniżej zapory znajduje się również elektrownia wodna o mocy ponad 13,364 MW"







"Jezioro Pilchowickie jest największym jeziorem Doliny Bobru, ma 4 km długości i 300 – 400 m szerokości. Może pomieścić 54 mln ton wody."
 

"Ale w 1997 roku i tego nie wystarczało, woda przelewała się przez koronę zapory."
https://www.gorykaczawskie.pl/jezioro-pilchowickie/


Opuszczamy zaporę,


przejeżdżamy przez Bóbr 


po takim fajowskim mostku ;)



i teraz kierujemy się już


prosto...?


No na Pogórzu Izerskim prosto się nie da ;)
A może się i da, ale Inkwi  podpowiedziała mi drogę która wije się wśród górek i góreczek aby oczy nasze w dalszym ciągu cieszyły się malowniczością krajobrazu :)


Jednakoż teraz to już tylko do Inkwi tak nieprosto jedziemy! :)



Słońce październikowe przyświecało nam przez caluteńką krętą drogę.


A ja,
przez ten niekrótki czas, (jedziemy już piątą godzinę), 
gadam, 
zdjęcia robiąc w międzyczasie ;)


Z kim gadam?
A z Koleżanką bratanka mego :)


A o czym?
A o wszystkim :)
Najwięcej o rodzinie, ona jest tej naszej rodziny wielce ciekawa, 
ale i o życiu.
Rozmawiamy, a młodość się rozsiadła między nami, bo przeskoczyłam jedno pięterko pokoleniowe wyżej. Kąsająca mnie od jakiegoś czasu starość spokorniała, podszczypuje tylko nieśmiało to moje felerne cielsko, jednak moja młoda dusza raduje się z tej podróży całkiem jakby była na szkolnej wycieczce co to z misiem w teczce... ;)
Hmmm tak wiele ludzi przywiązuje olbrzymią wagę do wyglądu ciała, aby spełniało standardy urody narzucane przez różnych kreatorów, a te ludzkie ciała z upływem lat, pomimo różnych "cudownych" metod i tak zawodzą, marszczą się coraz bardziej, i zużywają się wszystkie ich części.
Jeśli jednak zamiast w powłoki nasze zewnętrzne, inwestowaliśmy w umysł, wzbogacaliśmy swoją osobowość, to im więcej mamy lat tym bardziej nam to procentuje i pomaga żyć :)


Teren wkoło naszej drogi zaczyna się wypłaszczać bo o rzut beretem, w końcu już jest, domostwo koleżanki mojej co to dzięki Internetowi ją poznałam :)


Jednak droga w dalszym ciągu nie chce być prosta ;)


Psze państwa jeszcze chwilka i...


dojechaliśmy do domiszcza mojej koleżanki Inkwi i jej partnera Padro!

Dom ten jest dla nich nieustannym wyzwaniem już od szeregu lat!

Położony na terenie płaskim ale okalają go górki.


Za tą drewnianą bramą jest teren należący do owiec
tylko gdzie one są???




O! są! owieczki Inkwi i Padre! 
Ja zaś przywiozłam jeszcze jedną ;)
To broszka którą zrobiłam dla koleżanki mojej :)


Zaś Koleżanka mojego bratanka zaraz po przyjeździe, próbuje zaprzyjaźnić się z tymi pastwiskowymi owieczkami, he chyba one nie bardzo mają na to ochotę ;)


No cóż obyczaje października takie są, że słoneczko o wiele szybciej niż w czerwcu oddala się aby świecić na innym niebie...



Ja podczas tego pobytu nie skupiam się na owcach ale na zrealizowanych domowych wyzwaniach :)

Pokój mojej koleżanki


Szafa w pokoju gościnnym, w trakcie realizacji ona, koleżanka planuje domalować jeszcze 3 liście paproci.


Cudna świerkowa podłoga, te sęki i sęczki mnie oczarowały ;)


Z gościnnego domu Inkwi i Padre wyjechaliśmy o zmroku, w trakcie podróży powrotnej więc otaczała nas ciemność. 
Malowniczości okolic nie dało się dostrzec  nie musieliśmy więc jechać przez manowce ;) ale najkrótszą trasą jaką się dało! I tak zajęło nam to prawie 3 godziny!
A co robiłyśmy w tym czasie z bratanka Koleżanką?
Hehehe pomimo ogromnego zmęczenia, gadałyśmy sobie ;)

Moje przywiezione wiktuały


3 rodzaje ziemniaczków


Takie kartoflane cudaki, niby czarne 


a jednak filetowe ;)
https://beszamel.se.pl/porady/jak-zrobic/fioletowy-ziemniak-w-czym-jest-lepszy-od-normalnego-ziemniaka-aa-j1SY-kuRM-DLcu.html


w trakcie ich gotowania zaś woda robi się szmaragdowo zielona ;)


Podróż ta pomimo że radośnie wspaniała była dużym wyzwaniem dla mego mdłego ciała, jednakoż najważniejsze, że tych tytułowych dobrych emocji nałapaliśmy pełen ogromniasty wór!!! :)

I jeszcze na koniec tego posta zobaczcie w tą październikową jesień ostatniego mojego letniego muszlaka :)

-Ej ty Mary cha cha i znowu tło sobie ze mnie robisz!!!!!

-Kiedyś pozjadam te twoje dziwolągi!!!
Łe tam Myku, nie dasz rady wszak twarde one ;)

Inkwi serdecznie Ci dziękuję za gościnę i wiktuały!!! Ściskam cię z sił całych i życzę aby domiszczowe wyzwania jak najszybciej weszły w tylko przyjemną fazę :) 

Uzupełnienie
Na wycieczce byliśmy w środę, w sobotę zaś mój brat ten który był ze mną na tej wycieczce, a mający od czerwca problemy z jelitami (wyłoniona stomia) poczuł się źle, a w niedzielę poprzez SOR trafił do szpitala...

Michel de Montaigne napisał:
"Życie nasze złożone jest jak harmonia świata, z rzeczy sprzecznych, jakoby z rozmaitych tonów, łagodnych i chropawych, ostrych i miętkich, figlarnych i głębokich; cóż by zdolił muzyk, który by lubił tylko jedne z nich? Trzeba, aby umiał posługiwać się nimi społem i mieszać je ze sobą: tak samo i my owym dobrem i złem, które są współistotne naszemu życiu. Nasz byt i nasza istota nie mogą się ostać bez tej mieszaniny; jedna struna jest nie mniej potrzebna niż druga."
https://tabazella.blogspot.com/2023/10/jestem-jestem.html