piątek, 28 lutego 2020

Jeszcze jedna mania Mani i Skarpetek Bryś ;)

Hu hu ha nasza zima zła!!!
Zła?
U nas w tym roku nie bardzo, ale ja tam zmarzlak jestem i cóż ja bym zrobiła gdyby ludzkość nie wymyśliła skarpet?
Słoma w butach mało wygodna i skąd w środku dużego miasta brać słomę? No ewentualnie mogłabym owijać stopy onucami, jednakoż to upierdliwe takie owijanie, no i trzeba to zrobić starannie aby owijaki nie gniotły.
Skarpety zdecydowanie najwygodniejsze!!!
Mogłoby się wydawać, że to nie taki stary wynalazek, a on stareńki, ach jaki stareńki!

Jedne ze starszych skarpetek, jakie zachowały się do naszych czasów, należały do faraona Tutanchamona (XIV w. p.n.e.)... Oprócz wspaniałych inkrustowanych złotem tunik, rękawiczek, ręczników czy bielizny w garderobie młodego władcy znajdowało się aż 47 par skarpetek. Były wykonane z lnianego płótna i miały przerwę przeznaczoną na rzemień sandałów, który przechodził między dużym a małymi palcami stopy...

...Skarpetki były szczególnie pożądane w chłodniejszych krajach i w górach. Wyjątkowo zaś potrzebowali ich podróżnicy i żołnierze. Z pewnością szczególny rodzaj nogawic z podeszwą, zakrywających stopę i część nogi, nosili Scytowie. Ściśle przylegające do nóg spodnie przypominające leginsy mają na niektórych wazach greckich Amazonki. Nie ma natomiast żadnych wątpliwości, że grube wełniane skarpety nosili rzymscy legioniści. Potwierdza to kilka odkryć ostatnich lat z Wielkiej Brytanii...
...Dwa lata temu w rzymskiej świątyni w miejscowości Southwark znaleziono naturalnej wielkości posąg mężczyzny w sandałach i skarpetkach. Niedawno natomiast w hrabstwie Northumberland archeolodzy odkryli tabliczkę z listem. „Ślę ci parę skarpetek, dwie pary sandałów i dwie pary majtek” – pisze żona albo matka do anonimowego żołnierza rzymskiego stacjonującego w Anglii. Fakt, że rzymskim legionistom na północy marzły stopy i że do swoich wojskowych, nabijanych ćwiekami, sandałów nosili grube skarpety, potwierdza też uchwyt brzytwy w kształcie nogi rzymskiego piechura w sandale i w wysokiej skarpetce, znajdujący się w muzeum w Newcastle...
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/klasykipolityki/1784240,1,skarpetki-dla-zolnierza-i-kokietki.read


Fajowsko, że ludzkość wymyśliła te skarpety, bo jakiem Mania posiadaczki licznych mań, posiadam także manię skarpetkową ;) Noszę je nie tylko zimą, ale i latem. Mam ich dość pokaźną ilość, na zdjęciu widać, że nie są nudne te moje skarpety :)



Mania moja skarpetkowa  zaczęła się dawno, jeszcze wtedy jak skarpetki kupowało się na kartki. W pamięci mam pełen napięcia czas oczekiwania w kolejce, bo właśnie "rzucili" towar do wiejskiego sklepiku,  wśród deficytowego towaru były także skarpety frote.
Łoooo, skarpety frotowe, to był dopiero rarytas!!!
Moja starsza o kilka lat kuzynka, która miała już swoje kartki, obiecała że mi te frotowe cuda kupi, napięcie związane zaś było ze...starczy, czy nie starczy, bo kolejka przed nami sporawa była...
Starczyło!!!! :)




Kiedyś w Polsce mało się działo w dziedzinie skarpetkowej, znaczy się było nudno. Zaczęłam jednak jeździć do mojej niemieckiej koleżanki i tam na wyprzedażach dokonywałam atrakcyjnych skarpetkowych zakupów.


Długo miałam sentyment do skarpet frotowych, dlatego to zgromadziłam ich pewien zapasik, poobcinałam im niestety gumki bo mnie "piły". Po obcięciu okazało się, że skarpety za bardzo mi się obsuwają i wiuje mi po kostkach, dlatego też leżały sobie w szufladzie prawie nie używane. Od czasu do czasu nawiedzała mnie myśl, że trzeba coś z nimi zrobić! Szkoda mi było jednak je wyrzucić, a oddać je komuś bez tych gumek, to tak trochę nie bardzo...
Jakoś tak 2 tygodnie temu poczułam, ze mus zrównoważyć skumulowane we mnie remontowe napięcie.
W remontowym totalnym bajzlu trudno robić Wtórniaki, dlatego to wyciągnęłam z szuflady zalegające tam frociaki.

Zaczęłam je motać.
Motałam, motałam...
I wymotałam cuś takiego ;)


Z skarpet to cuś powstało, ale w skarpety już się nie obróci ;)
No bo przecież pruć już tego nie będę, sympatyczne takie wyszło :)


 Skarpetek go nazwałam :)


 Skarpetek piesopodobny, no bo czy z niego nie jest sympatyczny Bryś? :)


 Pogoda na dworze, od jakiegoś czasu, zupełnie niespacerowa, no i ten remont, który trzyma mnie w domu, bo robotnicy latajo wte i we wte i takie tam inne...
Dlatego to sesyja zdjęciowa musiała się odbyć w domu!
Należało jakoś urozmaicić scenerię, a skoro Bryś powstał ze skarpet, to przypomniałam sobie o moich narciarskich butach! No bo przecież skarpety z butów wychodzą ;)



Buty moje narciarskie mają już 40 lat z okładem, nie widać na nich sterania latami, no bo cóż, usiłowałam kiedyś jeździć na nartach, jednakoż mi to nie wychodziło, więc dałam sobie z spokój z tym sportem.


Na pamiątkę tej mojej nartowej przygody pozostał mi sprzęt, który sobie kupiłam, bo w tamtych czasach z wypożyczaniem nie było łatwo.


Butki moim zdaniem mają walory dekoracyjne i ze Skarpetkiem fajnie się komponują :)


Mam także w swojej obuwniczej szafce takie sterane nadużyciem człapaki, które szkoda mi wyrzucić, bo bardzo je lubiłam i niezwykle wygodne były.


A teraz opowiem Wam trochę o motaniu tego przyjemniaczka :)
Powstał on z 9 par skarpet i nie ma w nim żadnego dodatkowego wypełnienia.
Pocięłam tylko jedną parę na dodatki: czapeczka, pasek, getry, szalik.
Pozostałe skarpetki, całe bez nacięć, składałam, rolowałam, formowałam i zszywałam.


Pora pokazać Brysia w przybliżeniu :)
Oczy ma z koralików.
Czapeczka zwieńczona guzikiem,


Nos z koralika, usteczka z guzika.


Guzik na pasku.
Nogi zrobiłam w ten sposób, że przeszyłam pośrodku zrolowane skarpety.


Jednakoż stopy są zrobione osobno, każda uformowana, bez przycinania, z jednej skarpetki, a potem przyszyte do złączonych nóg.




Z pary skarpet stopek, wsuniętych jedna w drugą, zrolowanych i zeszytych, uformowałam ogonek.


I  Skarpetek piesopodobny Bryś gotowy!!!







I tak to, moja szuflada uwolniona została od całkiem pokaźnej ilości nieużywanych skarpet, napięcie remontowe zaś zmalało :)
Jednakoż remont w toku, to upierdliwe napięcie znowu rośnie, chyba trzeba przejrzeć ponownie szufladę ze skarpetami ;)





piątek, 14 lutego 2020

Ranniki Julka.

Ranniki małe żółciutkie kwiateczki, chyba nie każdy potrafi je nazwać bo nie są tak popularne jak przebiśniegi, krokusy czy pierwiosnki. A to one w środku zimy przypominają nam, że wiosna nie odeszła od nas na zawsze, że ona na pewno powróci :)
Bardzo długo nie wiedziałam o ich istnieniu, jednakoż jakieś 30 lat temu, gdy pracowałam w przedszkolu, koleżanka przyniosła je aby pokazać dzieciom, wiedziałam już, że takie są, ale nazwy sobie nie przyswoiłam.

Aż kilkanaście lat temu, pod koniec stycznia, za plecami Julka, zobaczyłam setki małych słoneczek z zieloną kryzką .
W środku Wrocławia, nieopodal Rynku jest park Juliusza Słowackiego, w którym stoi pomnik tego poety. Za pomnikiem rośnie 5 olbrzymich platanów, teren pod platanami obniża się tworząc nieckę i na takiej nieckowatej łączce jest królestwo ranników! Jak je tam znalazłam, sprawdziłam jak się nazywają i nazwę tą wbiłam sobie do głowy ;)

Od lat gdy zbliżał się przełom stycznia i lutego nawiedzała mnie myśl, aby zajrzeć za plecy Julka, czy ranniki się już obudziły.
Właśnie tak moi mili, nie pomyliłam się albowiem gdy jest ciepły styczeń, to pod jego koniec zaczynają we Wrocławiu kwitnąć ranniki, mam w archiwum zdjęcia ranników z 31 stycznia, a wydaje mi się, że fotografowałam je jeszcze wcześniej, tylko nie mogę odszukać tych zdjęć.
Tej zimy remont trzyma mnie w domu i nie chce wypuścić, jednakoż 13 lutego urwałam się remontowi, poleciałam do Julka i...
Znalazłam je!!!
Hehehehehehe już są ranniki :)
Te żółciaki tam pod platanami to ONE!!!


W tym roku zima taka niezima i pewnie dlatego tak ich dużo.


Jak widać wzbudzają zainteresowanie przechodniów.


W tle widoczne kamienne plecy poety.


To on pomiędzy tymi dwoma platanami.






Popatrzcie jakie bogactwo, tyyyyylllllle złota :)


I jakie piękne!!!


Złote łebki w zielonych kryzkach.










Ranniki do tej pory trzymały się nieckowatej łączki, ale znalazłam jednego uciekiniera kilkadziesiąt metrów dalej, czyżby zaczynały inwazję w dalsze części parku?


Dla tych którzy niepokoją się, że nagłe opady śniegu i spadki temperatur mogłyby kwiatuszkom zaszkodzić, kilka zdjęć z mojego archiwum.
W 2011 roku zrobiłam zdjęcia rannikom na początku lutego.




 Kilkanaście dni później spadł śnieg, więc 20 lutego poszłam sprawdzić co dzieje się z rannikami.


 A one żółciły się na śniegu.


 Płatki jednak miały zamknięte, wyczytałam, że w ten sposób chronią się przed niską temperaturą.






 Zrobiłam tym samym rannikom zdjęcie na początku marca, jak widać śnieg im nie zaszkodził.


Kwitnie długo, jeśli utrzymuje się niska temperatura. Gdy temperatury przekraczającą 10°C – bardzo szybko przekwita. Z kolei przymrozki i opady śniegu kwiatom nie szkodzą, a jedynie opóźniają rozwijanie się kolejnych. Wieczorami, a także podczas pochmurnej pogody kwiaty stulają okwiat, prawdopodobnie w celu ochrony wnętrza przed niską temperaturą. Rozwijają się zwykle ok. godziny 9 rano. Szczyt kwitnienia przypada na godziny od 10 do 12.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Rannik_zimowy

Takie to zimnoluby  z tych ranników :)

Oprócz ranników znalazłam także trochę pomarańczowych krokusów.






Były także krokusy fioletowe.


Takich jasnofioletowych to była nawet spora łączka :)




I kilka przebiśniegów też znalazłam :)


Podziwianie tych kwiatuszków, to dla mnie bardzo miła odskocznia od widoku mojej remontowanej kamienicy, w której kiedyś na pewno będzie pięknie, ale jak na razie nie jest ;)