czwartek, 21 grudnia 2017

O ogniu zimowo i świątecznie.

Jako że zimą zimno na dworze, to ja dzisiaj o ogniu, bo on przecież...

Daje ciepło, światło i życie...



 Towarzyszy i początkowi, i końcowi. W wielu mitologiach ogień płonął przy stworzeniu świata i ma płonąć przy zagładzie, która położy mu kres. Astrofizycy mówią o Wielkim Wybuchu, od którego wszystko się zaczęło. Płomień świecy lub ognia ofiarnego pali się przy narodzinach i śmierci.
https://www.wrozka.com.pl/magia/magia-przedmiotow/527-2011/06156/6137-ogien?showall=&start=1


Ognisko to serce domu – w przenośni i zupełnie realnie. Ogień przez całe wieki był tu staranie podtrzymywany i pilnie strzeżony. Zrozumiecie, dlaczego, jeśli sami, bez pomocy zapałek, spróbujecie skrzesać płomień. Własny ogień zapewniał ciepło, ochronę i możliwość ugotowania jedzenia.
Nic dziwnego, że był centrum życia rodzinnego, że to w nim ukazywały się dusze przodków. Stąd zwyczaj „karmienia” ognia najlepszymi kawałkami jedzenia czy uroczyste witanie i żegnanie go przez domowników.
https://www.wrozka.com.pl/magia/magia-przedmiotow/527-2011/06156/6137-ogien?showall=&start=1


 Ognisko (lub zastępujący je piec) stanowiła symboliczne centrum życia rodziny. Wierzono, że opiekuńcze duchy przodków przebywały koło pieca. Słowianie wierzyli, że jeśli podczas palenia w piecu słychać piszczenie (mokrego drewna), to można podejrzewać, iż albo jest to pokutującej duszy (i trzeba się za nią modlić), albo też zwiastun śmierci jednego z domowników.
Ten kaflowy piec widoczny na zdjęciach stoi w moim pokoju i palę w nim bardzo regularnie tej zimy. Na szczęście posiadam zapałki, więc wzniecenie ognia nie zajmuje mi tyle czasu co naszym przodkom, na  dźwięki towarzyszące  spalaniu nie zwracam zaś uwagi ;)
Lubię ten mój piec, bo lubię ogień, oczywiście ten dobroczynny nad którym panuje, a nie ten który wymyka się spod kontroli i niszczy wszystko na swojej drodze.


Jest w ogniu siła magiczna – kto choć raz patrzył w ogień, ten wie, jak trudno oderwać od niego wzrok…   https://www.wrozka.com.pl/527-2011/06156/6137-ogien?showall=&start=1

Oj trudno bardzo trudno...



Miałam szczęście urodzić się w epoce przedgrilowej i dlatego poznałam czar ogniska. 


Taka sceneria; czarna noc, płonące ognisko otoczone kręgiem fajnych ludzi, dźwięki gitary i wspólny śpiew, to jest to co lubię, bardzo lubię!


 Lubię także podsycać ogień, może mam w sobie coś z Westalki? ;) 



Okazji do podsycania ognia w ognisku mam coraz mniej, mam za to swój piec, jeszcze mam, dlatego to w nim obserwuje i podsycam ogień.
Obserwacja płomieni w takim piecu nie jest tak prosta jak w kominku, ale jednak możliwa :)


Tak więc w trakcie palenia w piecu obserwuje sobie płomienie, a także od czasu do czasu robię im zdjęcia.


Popatrzcie jakim zdolnym grafikiem jest ogień!
Zrobiłam zdjęcie...


... a potem je wykadrowałam.


Widzicie te finezyjne linie? Nie kombinowałam tu nic w programie graficznym, tylko wycięłam fragment z większej całości.
Pobawiłam się tak z kilkoma innymi zdjęciami i zobaczcie co mi wyszło :)

1. Całe zdjęcie.
1a. jeden kadr

1b. drugi kadr

2.
2a
2b

3
3a

4
Jestem ciekawa czy Wam się podobają płomienne grafiki i które najbardziej? :)

Za kilka dni Święta Bożego Narodzenia i to jeszcze jeden powód tego mojego ognistego posta!

Przy wielu okazjach ogień rozpalano rytualnie. W słowiańskiej obrzędowości gaszenie i rozpalanie ognia było ważną czynnością podejmowaną w czasie Bożego Narodzenia. Ogień gaszono w Wigilią lub na Trzech Króli, ponownie zapalano go następnego dnia, na przykład od kościelnych świec. Dbano, aby ogień ten nie zgasł przez cały rok. Ogień rozpalony rytualnie miał niezwykłe właściwości. Przykładowo poświęcone w Niedzielę Palmową nadpalone gałązki wierzbowe wiązano w krzyżyki i zatykano na polu, co miała uchronić uprawy przed suszą i gradobiciem.
http://naludowo.pl/kultura-ludowa/znaczenie-ognia-w-kulturze-ludowej-obrzedy-kult-rola-moc-tradycja.html

„Troska o ogień w dniu wigilijnym to bardzo stara tradycja. Palono światła, w wielu okolicach przez całą noc podtrzymywano ogień w piecu, aby zziębnięte dusze zmarłych mogły się przy nim ogrzać” - tłumaczy Szymanderska.
http://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/wigilia-na-dawnej-wsi-troche-obrzedowosci-chrzescijanskiej-troche-poganskiej

No cóż, , już coraz rzadziej indywidualnie wzniecamy ogień, bo  żeby ogrzać nasze domy, mamy przecież współcześnie  tyle innych różnych możliwości. Za to możemy i powinniśmy, rozniecać metafizyczny ogień w naszych sercach, aby mogli się przy nas ogrzać nasi bliscy i ci dalsi także!  


Magia świąt jest czy jej nie ma? Właściwie to chyba jest tak, że czy ona była dowiadujemy się po latach, gdy coś w sercu zadrga nam na  wspomnienie...
Tak więc z okazji nadchodzącego Święta, rozpalmy płomień w naszych sercach, dlaczego właśnie z tej okazji, no bo jeśli na co dzień nie mamy na to czasu ani  takiej potrzeby, to powinniśmy znaleźć jakiś pretekst i Święta Bożego Narodzenia są wspaniałym pretekstem ku temu :)




Niech nam będzie ciepło przy świątecznym stole od żaru naszych serc!!!
I radośnie, że jesteśmy razem!
Znajdźmy cierpliwość dla starczych upierdliwości naszych seniorów, rozbrykania naszych milusińskich...a pewnie wtedy zjawi się ona:
MAGIA ŚWIĄT!!!
Życzę tego Wszystkim tym którzy zaglądają na tego bloga :)


środa, 6 grudnia 2017

Grudniowa skrząca się iluzja.

Po wyjącym listopadzie, mamy już grudzień. Jaki on jest ten grudzień? No cóż, hmm... jak u nas to taki jak i listopad, czyli mokro i ciemno. Słonecznego światła, takiego które daje energię, ani nawet na lekarstwo, powędrowałam więc na Rynek, na Jarmark Bożonarodzeniowy, po światło magiczne...
A tam aże lśni i skrzy się!!!




 Wszystkich czytelników, którzy mają w sobie srokowe upodobania do świecidełek, zapraszam na około Bożonarodzeniowy roziskrzony post :)
Zacznę od choinki wyniośle konkurującej z wrocławskim Ratuszem.




Tylko hmm...choinka to, czy jednak nie choinka i czy to TO ładne jest, czy jednak ohydne, zdania są skrajnie podzielone, jednak chyba tyle samo jest zachwyconych, co mocno zdegustowanych.


Jakkolwiek byśmy to nazwali, choinką, czy stroikiem w kształcie stożka, to mojej wewnętrznej sroce siem TO podoba ;)

No bo czy nie pięknie skrzy się? :)


Jako, że przyszłam tutaj po magiczne światełka, to nastawiłam odpowiednio aparat i zaczęłam łowy :)


Zoom pracował na pełnych obrotach, nie zawsze nadążając z wyostrzeniem obrazu, jednakoż takie rozmyte światełka, mają jakby jeszcze więcej magi :)







Jakiem detalistka, musiałam oczywiście obstrykać to choinkopodobne cacko dokumentnie i pod różnym kątem ;)


A detale mnie urzekały!!!





Piękno odbite!

Bombkowy mój autoportret ;)




Moja wewnętrzna sroka, aże drgała z zachwytu!!!








Notom się pozachwycała tym bombkowo-bombowym stożkiem, należało ruszyć dalej, ino, że ta chmara luda co to się zlazła na Kiermasz, bardzo utrudniała pomykanie w którymkolwiek kierunku.


Wybrałam więc drogę zaplecków, zachwycając się oświetloną urodą Ratusza!


Rzadko chodzę tak na wprost ratuszowej wieży, zazwyczaj pomykam boczkiem.
No więc idąc tak na wprost, zadarłam głowę do góry i postanowiłam zoomem aparatu zajrzeć pod zwieńczenie wieży.

I odkryłam takie ciekawe szczegóły.
Jest dzwon, nigdy nie słyszałam brzmienia tego dzwonu, więc nawet nie wiedziałam,
że takowy tutaj jest.
A pięterko wyżej takie fajne słońce.

A Fredro siedzi sobie w tym morzu światełek i świeci blaskiem odbitym, a może to światełka czerpią energię od komediopisarza?




Naokoło mnie skrzy się i nawet jakieś lampowe słońca świecą na całkiem ciemnym już niebie.




Lampowe słońca świecą także na niewielkiej estradzie, przygotowanej na Placu Gołębim dla Mikołaja. To jeszcze nie 6 grudzień, ale za to przed Mikołajkowy weekend, więc na wrocławski Rynek, ma niezadługo przybyć zaprzęg z Laponii.


Na estradzie zapaliło się jeszcze więcej lampowych słoneczek i bałwanek pomachuje i czeka...


...czekają także ludziska, przy okazji podziwiając twór choinkoprawdopodobny, jak ta pani widoczna pośrodku zdjęcia.


A z Mikołajem, tym od prezentów, było tak:
Chcąc się przedostać do choinki nie przedzierając się przez tłumy, poszłam sobie Sukiennicami i tam pod Radą Miejską odkryłam cuś takiego!



Tak właśnie, były to sanie Mikołaja.
Skoro w tym miejscu są sanie to pewnie będzie tu i Mikołaj...
Jak już obfotografowałam choinkę i te różne światełka, to akuratnie zrobiła się Mikołajowa godzina, poczłapałam więc do miejsca, gdzie czekały sanie, aby trochę po podglądać.
I w ten sposób trafił mi się nieoficjalny spektakl bez tłumów gapiów, przynajmniej na początku ;)


Mikołaj i jego orszak "stwarzali się" w Sukiennicowej knajpce, na oczach przypadkowych gapiów.


Jak przybyłam to jeden Anioł był już "stworzony", a reszta orszaku jeszcze mozolnie się przeobrażała.


Najbardziej mozolnie to miał drugi anioł, bo...


on, taki "wyrośnięty" musiał wyjść przez drzwi, nie przewidziane na jego rozmiar :)



Skrzydła drugiego anioła materializowały się na zewnątrz :)




Mikołajowy orszak powoli zaczyna szykować się do drogi.


Ooooooooooooo!!!!!!!!!!!!!!!!! Już jest ON!!!!!
Mikołaj :)


 Wita się z gapiami, których jest coraz więcej.


Renifer Rudolf już jest i Czerwony nosek też, zaprzęg wyrusza więc w drogę.












Nie podążyłam za orszakiem bo, uznałam, że to co zobaczyłam zaspakaja mój "mikołajowy głód", oddaliłam się więc w odwrotnym kierunku ;)




Ogarniam wzrokiem jarmarkowy szeroki plan, Ratusz pośród morza światełek wygląda dostojnie jak żaglowiec na roziskrzonych blaskiem słońca falach!
Pora wracać do domu.


Świetliste wyjście ze świata iluzji.


Trzeba się jeszcze napatrzeć i wpatrzyć te skrzenia w siebie.


Jeśli już muszą być długie grudniowe wieczory to niechże będą choć trochę magiczne.


Taki potężny haust iluzji, jak ja to lubię!!!
Pewnie niektórzy zakrzykną: To mamienie się, bo przecież życie okrutne jest i złe! No tak, bywa właśnie takie, dlatego trzeba od czasu do czasu to życie zaczarować. Mamię się więc tymczasem, tak do wypęku i jest mi tak dobrze z tym mamieniem! :) A potem wracam do takiej sobie rzeczywistości, czy jest mi łatwiej, no... na pewno jestem w niej krócej o ten czas spędzony w skrzącej się iluzji ;)