sobota, 14 października 2017

XIV Dolnośląski Festiwal Dyni...takie rzeczy to robią artyści...

-Takie rzeczy to robią artyści!
-Tak , ja to robię :)
To wymiana zdań pomiędzy pewną starszą panią a mną, dotyczący no kto zgadnie, tak macie racje, moich dyniowych cudaków, że co że chwalę się, a jakże inaczej,  przeca to był główny powód zawleczenia moich dyniaków na dyniowe święto ;) A że chwalipięctwo to rzecz naganna, bo skromnym należy być, to los od razu skasował ode mnie zapłatę. Mokłam, znowu mokłam, a  gdybym była konsekwentna, to mogłam nie moknąć, bo przecież  po zeszłorocznych doświadczeniach, tak się zarzekałam, że dyniaków na festiwalu dyni wystawiać już nie będę ;) Doma trzeba było siedzieć!!!



Jak tu jednak być konsekwentnym, gdy ma się w rodzinie takie kusicielki ;)

Pati i Olusia, stukrotne wam dzieki:*
Moje kochanieńkie bratanice nawiedziły mnie pod koniec wakacji i orzekły, że koniecznie musimy uświetnić dyniowe święto naszym uczestnictwem!!! ;)
Skoro musimy, to wysłałam zgłoszenie i dostałam zaproszenie.
Chyba zaczynam popadać w festiwalową rutynę, bo tegoroczne moje przygotowania przebiegały niezwykle spokojnie, nawet smętnie kapiący za oknem deszcz, mnie nie ruszał, a na dodatek prognozy na niedzielę także mówiły o opadach przelotnych. Pomimo to nawet przez moment nie zaświtała mi myśl, aby sobie tegoroczny festiwal odpuścić.  Nastawiłam się, że cokolwiek by się nie działo, ja będę otwarta tylko na pozytywne emocje, a bardzo one były mi potrzebne...
Dzień sobotni był bezdeszczowy, ale już całą noc padało, a ten mój spokój był chyba tylko pozorny, bo sen uleciał ode mnie o 3,30, zapowiadał mi się więc dłuuuuuuuuuuuuuuuugi dzień ;)
Deszczyk uprzejmie przestał padać jak zaczęliśmy znosić manatki do samochodu, jednak nie na długo, bo w trakcie rozpakowywania zaczęło znowu siąpić. Nie było jednak powodu spieszyć się z rozpakowywaniem, bo... po ogrodzie kręcili się w zasadzie sami wystawcy, gdzie nie gdzie tylko pomykali zwiedzający.
Poszłam i ja posnuć się po ogrodzie...


Było pusto i nijako...


Potem snuły się także moje bratanice.



Jak widać w dalszym ciągu pusto.
Magia Festiwalu Dyni sprawiła jednak, że pomimo ponurej aury zwiedzających było coraz więcej.


A jak miłośnicy festiwalu zauważyli że od czasu do czasu, przez chmurzyska tak jakby chciało przebić się słońce, to przybywało ich coraz więcej i więcej,  jak doszło do ubiegłorocznego zagęszczenia  dyniowych fanów...zaczęło lać!!!


Stałam obok moich dyniaków w strugach deszczu, koło siebie czułam serdeczną obecność moich bratanic, a od odwiedzających spływały na mnie ciepłe słowa i cała masa pozytywnych emocji!!!
Ha, właśnie po to tu przyszłam :)))
Albowiem muszę Wam to napisać, moje dyniaki  zachwycają!!! Oczywiście nie wszystkich :)


Najwięcej komplimentów zbierały te najokazalsze. Zawieszony na mojej szyi Mójdyń, był także elementem zaskoczenia, ponieważ oglądający dopiero po jakimś czasie zauważali, że to także dyniowe dziwadło :) Zauważywszy go, chwalono wygląd i pomysł, a jego, tak rozbestwiły pochlebstwa, że zaczął przerzucać się z szyi na szyję ;)

Moja szwendająca się po świecie bratanica przybiła do Wrocławia
i także wspierała mnie swoją obecnością,
i nakarmiła pyszną wegańską zapiekanką z bakłażana :)
Stukrotne dzięki Aguś:*
Mójdyń zawisł także na Jacku, chłopaku Oli :) 

Jeśli chodzi zaś o najnowszego dyniaka Koziełdynia to okazał się mocno kontrowersyjny, choć u większości oglądających wzbudzał ogromny podziw, byli też tacy którzy patrzyli na niego z niesmakiem ;)
Natomiast liściasta parasoleczka wzbudzała tylko podziw, no ale ją to nie ja zmajstrowałam ;)


Koziełdynia postawiłam tak, że trudno było go nie zauważyć, ale Lissadyńka skromnie przycupnęła z boczku, a pomimo to przyciągała wzrok i zbierała pochwały, ino że...wszyscy nazywali ją kotem, dlatego to, zmieniam jej imię na Kottadyńka :)

Deszczowe ślady na półkach są bardzo wymowne...


Alllleż ja się w ciągu tych kilku godzin nagadałam ;) Ludzie pytali z czego cudaki są zrobione, bo nie wszyscy rozpoznawali, że one są z dyni. Pytali oczywiście o cenę, ja im na to odpowiadałam, że nie jestem w stanie ich wycenić, jeśli by zaś ktoś zechciał je zaanimować, to możemy się dogadać, na animację chętnych nie było, za to jedna pani, próbowała wydrzeć ze mnie cenę na Koziełdynia, jak ją spytałam, czy da 1000 złotych to była lekko oburzona ;) Były także pytania jak suszę dynie i wiele wiele innych, gadałam więc gadałam, gadałam, chrypkę mam do dzisiaj, no zrobiłam sobie taki maleńki show ;)

Nie mam ochoty posyłać dyniaków w świat, ale w zamian zabrałam ze sobą inne moje prace, które znalazły swoich nabywców i z lekkim zaskoczeniem muszę przyznać, że było ich w tym roku znacznie więcej niż w dwóch poprzednich latach. Te inne prace to broszki, breloczki i jeden ptaszor patrzałek z agatu także powędrował sobie...


Były jeżyki trzy, a ostał się tylko ten.
Do wyeksponowania biżuteryjnego drobiazgu wykorzystałam kupioną kiedyś klatkę, na której rozwiesiłam breloczki, broszki zaś przypięłam do kapelutka zanabytego za piątaka w lumpeksie :) 


Jaśniepani pogoda zrobiła gest i...w końcu zjawiło się słońce, 


tylko, że ono było już nie dla nas...
A dlaczegoż to, a dlatego, że co prawda było dopiero przed 16, ale mój brat transportowiec miał przybyć o 17, no bo inaczej się nie dało. No a mnie, dzień zaczął się dłużyć coraz baaaaaaardziej, pakowanie zaś dyniaków jest skomplikowane, słońce bardzo ułatwiało tą operację, bo opadowe pakowanie, mogło bardzo zaszkodzić dyniowym stworom, wszak ususzona dynia nie jest wodoodporna, a one już 8 godzin chłonęły wilgoć, nikt nie dawał gwarancji że znowu nie zacznie padać.

Trudy tego dnia wyraźnie widać na mojej twarzy...
W pakowaniu bardzo ochoczo pomagała mi licznie przybyła rodzinka, pierwej zrobiwszy sobie piknik koło moich dyniaków.
Poniższe zdjęcia z pikniku, a nie z pakowania, bo przy pakowaniu, nie ma głowy do robienia zdjęć, szczególnie jeśli zaczyna się dzień o 3,30 ;)
Piknik taki jakie warunki pogodowe, mieliśmy co prawda do dyspozycji ławkę, ale wszak mało komfortowo siedzi się na mokrym ;)




Byłam tak zmęczona tym emocjonującym dniem, że w trakcie chodzenia rzucało mnie na boki, ale tak odurzona emocjami, że po rozpakowaniu z Agą wszystkich klamotów, napaliłam jeszcze w piecu, aby ten majdan porządnie wysuszyć, a po położeniu się do łoża nie mogłam zasnąć.

Tak wyglądał jeden z naszych pokoi po wypakowaniu.
Z boku widoczne także manatki pewnej młodej rodziny która od kilku miesięcy nieskutecznie szuka we Wrocławiu mieszkania.
Do tej pory jak to samochwała, pokazywałam tylko siebie i swoją rodzinę, no ale Festiwal Dyni to przecież nie tylko my ;) Zdjęć jest mało i takie sobie, z różnych względów, ale z grubsza obrazują to wydarzenie.

Konkurs na największą dynię.

Wiozą jeszcze jedną olbrzymkę.
Na święcie dyni muszą być dyniowe kompozycje, w tym roku dynie zamieniły się w owady.

Pikne te pszczółki :)






Ola od urodzenia jest fanką biedronek :)



pająki

mrówki

pasikoniki



i gąsienica olbrzymka








Udało mi się obejrzeć tylko nieliczne stoiska wystawiennicze. 



Na tym wybrałam sobie fajowskie dynie :)
A takie urocze zwierzaczki znajdowały się na kramie obok moich dyniaków :)




Maniaczka dyniowa musiała oczywiście kupić dynie, chociaż zarzekała się, że nie kupi, ech ta moja konsekwencja, czasami przysypia ;)
Myko sprawdza, czy moje nabytki są na pewno ciekawe.


Oceńcie czy warto było je kupić :)

zroślaczki
te same widziane z innej strony
jeszcze jedne zroślaczki
inna strona powyższego 

Na tą dynię mam już pomysł ;)




Wyżej pokazałam te największe, zanabyłam także i mniejsze.


Tak prezentują się całościowo :)


Fajowsko komponują się z walizą od Pantery!


Musiałam jednak te mniejsze także podwiesić, aby mieć pewność, że się ususzą.


Moje tegoroczne dyniowe okno :)



Raduje się serce maniaczki dyniowej na taki widok, a słoneczko raduje się wraz ze mną :)))


I tak to wyglądał mój trzeci udział w festiwalu dyni, zanosi się na to, że chyba pojedziemy na następny ;)

Serdecznie dziękuję mojej rodzinie za pomoc i wsparcie, bez Was kochani na pewno bym nie dotarła na to dyniowe święto♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Dziękuję także wszystkim przyjaznym duszom, które myślały o mnie serdecznie i trzymały kciuki, aby mi się udało:*************************


38 komentarzy:

  1. Marija, Twoje stwory najpiękniejsze i najbardziej oryginalne! Nie sztuka wypchać dyniami pokrowiec, który udaje pasikonika. Jeszcze tylko mrówki zwróciły moją uwagę. A Twój pokój obwieszony dyńkami to po prostu magiczna kraina! Gratuluję! I chyba zamówię u Ciebie broszkę - ptaszora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stukrotne dzięki Hanuś :)
      Masz rację dyniowe kompozycje mają coraz mniej polotu. Chyba organizatorzy strzelają sobie w kolano, bo to był jeden z głównych wabików na festiwalu. Teraz, wygląda na to, że bardziej stawiają na gospodarcze wykorzystanie dyni, dlatego to przy głównych alejkach, tam gdzie najwięcej ludzi, usytuowali głównie stoiska z ciastem, z przetworami itp. A ja w ten festiwal tak średnio im się wpisuję ;)
      To takie moje odczucia :)
      Co do broszki to zrobię z wielką przyjemnością, tylko podaj szczegóły :)

      Usuń
  2. Zgadzam sie z Hana, ze jedynie Twoje stoisko wyroznialo sie fantazyjna innoscia. Nadal dociekam, skad sie u Ciebie biora te niezwykle pomysly tworzenia cudow z rzeczy, w ktorych wiekszosc nie dostrzeglaby zadnego potencjalu. Ot, dynie w smiesznych ksztaltach albo stare okulary.
    Dla mnie jestes niedosciglym wzorem, level miszcz swiata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hohohoho Ania jaki pean na moją cześć, aże spuchłam z dumy, ślicznie dziękuję :)))
      Już nieraz tutaj pisałam, że kreatywność można wyćwiczyć, ja ćwiczyłam bardzo intensywnie, aż weszło mi to w nałóg ;)

      Usuń
  3. Przepiękne dzieła tworzysz!!! Zawsze będę to powtarzać. Skromność w tym wypadku absolutnie zakazana! Ale bym chciała być na tym Twoim festiwalu...
    Maria, gratulację! Jesteś artystkom:*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Artystkom powiadasz, ło kurna, miło:*** Najmocniej dziękuję!!! :)))
      Szkoda, żeś Ty tak daleko, bo mogłybyśmy jakąś dyniakową lekcję opracować dla twoich uczniów, abo nawet wystawę zrobić :)))

      Usuń
  4. Przedstawiciele festiwalu powinni być dumni, ze ich zaszczyciłas swoją obecnością tam. To co tworzysz z tych dyni, Twoja kreatywność, wyobraźnia, wkład pracy zasługują na same pochwały. Jesteś Czarodziejka Marija. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję Orszulko :) Coś Cię ostatnio mało na blogowisku, zdrowia życzę jak najwięcej.
      Niektórzy pracownicy ogrodu doceniają moje dyniaki, ale to nie ci którzy decydują o kształcie festiwalu. A może ogrodowi brakuje funduszy, sponsorów, ja już od organizatorów niczego nie oczekuje, oprócz zaproszenia oczywiście :) To fani dyń i moich dyniaków dają mi to co jest mi najbardziej potrzebne :)

      Usuń
    2. Dziękuje Marija, ze zdrowiem kiepsko ale każdy dzień przynosi coś pięknego i to mi daje sile. Ściskam mocno ❤️

      Usuń
  5. Marija, ja bym powiedziała, że wielkom artystkom jesteś. I podejrzewam, że jedyną w Polsce, albo i na świecie, która z dyni takie cuda tworzy. Że też jeszcze nie trafił się nikt, kto by Twoje dyniaki hurtem do jakiegoś dzieła zatrudnił. Pieję z zachwytu nad wszystkim, co tworzysz. ... I nawet mam Twego agatka, co cieszy me oczy na codzień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się z Ewcią, jesteś jedyną na świecie artystką tworzącą takie cuda z dyni !!!
      mnie też ciekawi, jak Ty w tych skądinąd fantazyjnych dyniach potrafisz zobaczyć Dyniaka ? :)
      Gratuluję wystawy !

      Usuń
    2. Ło kurna dziewczyny zaraz będę nosem chmury rozgarniać, a może już zaczęłam, bo we Wrocławiu dzisiaj pięknista złota jesień ;)
      Stukrotne Wam dzięki za komplementa, bardzo mi był potrzebny taki schlebiający zastrzyk :)))

      Usuń
    3. Sonic nie potrafię wytłumaczyć jak dostrzega się w dyniach dyniaki, niektórzy rymują słowa, ja dyniakuje dynie :)

      Usuń
  6. A, i jeszcze chciałam zapytać z czego jest jeż? Co to za rurki? Znaczy kolce z czego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do wysuszonej pestki z awokado przyklejone są grubą warstwą kleju podłużne koraliki. Klej jest biały, ale po wyschnięciu robi się przeźroczysty. Wykonanie jeża jest dość upierdliwe, koraliki przykleja się etapami, rząd za rządkiem.

      Usuń
  7. To i moje serducho podskoczyło z radości !! Wiwat Dyniaki !! Wiwat Dyniomaniaczka !! ;o)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratuluję, odwagi, wytrwałości w deszczu, wspaniałej Rodzinki i uznania dla Twoich dzieł. Są warte każdych komplementów, bo jak powiedziano wyżej jesteś jedyna. Nabyłaś bardzo interesujące i oryginalne początki, a czgo to już Ty wiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te zapłakane festiwale dają mi coś bezcennego, oprócz ogromnej satysfakcji, także poczucie siły, ludzie różnie reagują na przeciwności, mnie wzmacniają. Bez oparcia rodziny nie dałabym rady przede wszystkim fizycznie, bo ja jestem mocniejsza psychicznie niż fizycznie.

      Usuń
  9. Szkoda, że pogoda nie dopisała. U nas zrobiło się ładnie jakoś miedzy dwunastą a pierwszą i cały czas jest pięknie, dziś też.
    Twoje dyniaki są wspaniałe! A swoją drogą, jestem ciekawa, z jakich powodów Koziełdyń budził niesmak; czyżby, że tak powiem, ideologicznych???
    Dyńki kupiłaś cudne, te syjamskie bliźniaki od razu prowokują do zastanawiania się, co z nich zrobisz, bo to chyba nie najłatwiejszy materiał.
    Inne Twoje dzieła także zachwycające, sama nie wiem, co mi się najbardziej podoba; chyba ten ptaszorek na kapeluszu, albowiem, tak jak Gosia, mam słabość do ptaszków (choć nie tylko).
    Co do kreatywności, myślę, że my (ludzie), w ogromnej większości ją mamy, tylko z różnych powodów nie umiemy jej uruchomić; ograniczają nas różne lęki i kompleksy, ale to temat rzeka, i z pewnością sama to wiesz.
    Gratuluję też uznania i wcale mu się nie dziwię, bo zasługujesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ninko :)
      Było kilka osób którym Koziełdyń się nie podobał, mówiły, że jest straszny, a na twarzy jednego pana widoczne było coś jakby niesmak, komentarzy ideologicznych nie było :)
      Jakie dyniaki wyklują się z zakupionych dyniek to czas pokaże :)
      Masz rację Ninko, że kreatywność to temat rzeka, kiedyś miałam zamiar napisać posta na ten temat, może go jeszcze kiedyś napiszę :)

      Usuń
  10. Super, że Ci się udało festiwalowo :)) Twoje dyniaki są jedyne i niepowtarzalne, może na kolejną imprezę będziesz miała kilka na sprzedaż?
    A cena - no cóż, trzeba wypośrodkować :))żeby wszyscy byli zadowoleni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Lidka :)
      W tej edycji festiwalu sprzedałam trzy proste dyniaki i była to wypośrodkowana cena, te wypracowane zaś czekają, na coś czekają, jeszcze nie wiem na co ;)

      Usuń
  11. Ano to fajnie ☺️ a te wypracowane mam nadzieję, że znajdą swoje godne miejsce i zastosowanie ☺️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasiałam ziarenko dyniakowego szaleństwa w córce mojego wiejskiego kuzyna. Moje dyniaki miałyby być wabikiem dla agroturystyki, kto wie może kiedyś coś się z tego wykluje, jak na razie ta córka, to dopiero co na studia do Wrocławia zjechała :)

      Usuń
  12. Widze, ze emocji dobrych bylo cale mnostwo, a to najwazniejsze...jestes niezwykle oryginalna tworczo, jedyna! w sumie same dobre wspomnienia ..no moze ten deszcz moglby nie padac.A i z tego co piszesz nawet sprzedaz nie byla taka skromna..fajnie.Rodzine masz wspaniala!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle nie myślę w kategoriach, że to deszczysko mogło nie padać, lało i mimo to było dobrze, widocznie tak musiało być, nie będę sobie psuć wrażeń próżnymi żalami :) Co nie oznacza, że gdy wybierzemy się ewentualnie w przyszłym roku, to życzę sobie deszczu, wręcz odwrotnie, mogłaby być w końcu wyśmienita pogoda, taka jaką mamy obecnie ;)
      Rodzinę mam wspaniałą, jednakowoż także dokładam swoją cegiełkę aby relacje dobrze się układały :)

      Usuń
  13. Maryś, niedługo w Twoim pokoju dla Ciebie miejsca zabraknie! więc nie daj się i zarezerwuj sobie stałą miejscówkę w tej magicznej dyniakowej krainie :) cudne są te Twoje stworki, a wyobraźnia Twoja i kreatywność niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ela :)
      Miejsc na ścianach jeszcze trochę jest, będę dokupywać nowe półki i będę miała dyniakową krainę :) A może z czasem sama zamienię się w dynię ;)

      Usuń
  14. kiedyś zobaczę Twoje wspaniałości moimi osobistymi gałkami ocznymi .Jak przejdzie całkowicie galimatias w Gajowisku , zaczynam uskuteczniać mój artyzm . Pozdrawiam nękana przez kotowatego w czasie pisania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno zobaczysz Gryzmolindo!
      Bardzom ciekawa Twojego artyzmu :)
      Ja także ciebie pozdrawiam, mój kotowaty preferuje dystans :)

      Usuń
  15. Ale cudeńka robisz :-) Na festiwalu byłam tylko raz, zdaje się, że 3 lata temu. Zakupioną (może od Ciebie?) ozdobną dynię mam do dziś :-)
    Pozdrawiam serdecznie, będę zaglądać :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :)
      Na Festiwale Dyni chodziłam corocznie od kilkunastu lat. Prace z dyń ozdobnych zaczęłam robić jakieś 5 lat temu. Pierwszą wystawę swoich prac na festiwalu zrobiłam trzy lata temu. Dynie na swoje prace kupuję, bo sama nie mam ich gdzie hodować, a i powołania do grzebania w ziemi też nie mam :)
      Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem, tematyka Twojego jest mi bliska, też będę do Ciebie zaglądać :)

      Usuń
  16. Super festiwal,super spotkania i super Twoje cudaki:):):Na pewno się napracowałaś ale efekt jaki:):)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Pat :)
      Dyniaki są bardzo pracochłonne, ale to duże wyzwanie dające ogromną satysfakcję, jest to także odskocznia od prozy życia :)

      Usuń
    2. fantastyczna odskocznia:)

      Usuń