poniedziałek, 20 lipca 2015

Bo kiedy słońce się uśmiecha, na ziemię spływa prawdziwa baśń :)))

Uffffffffffffff upał niemożebny. Siedzę i zbieram siły. Goście odjechali jakiś czas temu. Mili goście, ale upał dokłada do tej wizyta swój nadbagaż. A to przecież niedziela, w codziennych rytuałach zarezerwowana na długi spacer. Ta łazęga to także relaks i oderwanie się od codzienności.
Relaksujący spacer w taki upał hmmm ......Pod wieczór może zelżeje?
Upał nie zmniejsza się ani o mini mini, ale w głowie kołacze się: niedziela,niedziela,niedziela, trzeba wyjść ,trzeba się ruszać, dopóki jeszcze ma się siły i ochotę na przepychanki z losem ....
Aparat naszykowany ,kijki też, jeszcze tylko ja muszę się zebrać w sobie.
Wychodzę, upał ciąży ołowiem w nogach.Ten ołów w nogach to zapłata za życie, taką cenę podyktował los. Od kilkunastu lat gramy sobie bowiem z losem w swoistą grę, on mi rzuca pod nogi jedna, drugą.... chorobę, ja za każdym razem pokazuje....mu jęzor i mówię : mam cię gdzieś o mój losie, o tam,tam widzę w tobie małą szczelinę wyślizgnę ci się hehehe.  Konsekwentnie targuje się z losem i jestem czujna, aby tylko nie podniósł ceny .
Idę więc, z trudem podnosząc nogi, kijki znacznie mi w tym pomagają, trochę służą za skrzydła, z ich pomocą łatwiej oderwać nogi od ziemi, i pomocny jest jeszcze takt który wybija mózg: trak,trak,trak.
Za mną idzie upał. Ciężki bury, paskudny.


 Ale przecież nie beznadziejny, te boczki  jasne takie ma, frywolne, jak skrzydła. Przywłaszczam sobie te skrzydła, mam więc drugą parę, na dole kijki i u góry te chmurzaste skrzydła upału. Nogi powoli robią się lżejsze i chociaż ten straszny żar dusi i spływa strużkami potu po ciele, to idzie się już całkiem znośnie.

Słońce jest coraz niżej, wyciągnęło z przestworzy farbki i zaczyna bawić się z chmurami w kolory :)))


Jak doszłam do kładki Zwierzynieckiej, przestałam zwracać uwagę na ciężar nóg, albowiem słońce coraz efektowniej, chlapało tymi farbami :))
Z jednej strony kładki dało sporo różu, jak w wierszu J.Tuwima o Dyziu marzycielu, co to miał ochotę na lody malinowe ;)





Z drugiej strony kładki już nie jest tak sielankowo, tu chmury podbechtane upałem zaczęły broić.
Ten granatowy kolor nie bardzo podobał się słońcu,

popatrzcie prawda że ponury?

Słońce jednak to nie byle jaki zawodnik, sięgnęło w zanadrze wszechświata i rozjaśniło ten ponury granacik
Chmury zdenerwowały się letko i zaczęły brykać

Taka rozbrykana chmura prezentuje się bardzo efektownie, prawda?

Słońcu na pomoc przyleciała jaskółka, słoneczko było temu bardzo rade :))
Dlatego tez coraz śmielej zaczęło chlapać tymi farbami. Paleta barw może nie zbyt rozległa,
ale zachwycająca :))
I patrzcie co się dzieje, słońce zaczęło się uśmiechać, a jak twierdzi Kalipso, kiedy słońce się uśmiecha na ziemię spływa prawdziwa baśń :)))

Początkowo uśmiech słońca był bardzo nieśmiały.


Uśmiech słońca jest coraz wyraźniejszy .....


Powoli, powoli na ziemię, a właściwie na wodę zaczyna spływać baśń........

I to jest złota baśń :))) Słoneczna złota baśń, która pozwala zapomnieć o ołowianych nogach, ciężkim, duszącym upale
i daje największe bogactwo świata, ponieważ zapada głęboko w nas i będzie powracać, zawsze wtedy gdy będziemy chcieli tego powrotu. 

To słoneczne złoto powoli zaczyna spływać do naszego wnętrza ......

jest go coraz więcej,

aż wypełnia nas po brzegi...........
Ale popatrzcie co się dzieje!!!!! Zbliżają się wybrańcy losy, którzy wpłyną prosto w środek słonecznej baśni.

I już są w samym środku cudownej historii.
Ciekawa jestem jak się czują ludzie na pokładzie, czy wszyscy zauważyli co się dzieje? Czy może zaprzątnięci swoimi  sprawami, zapatrzeni w swoje telefony komórkowe, nic szczególnego nie widzą.


A baśń się.......wysłonecznia :))))

A oni płyną.......

i płyną, czy są szczęśliwi, a może tylko zadowoleni?
Słońce zmęczone upałem, mówi coraz ciszej i układa się powoli na chmurzastej pierzynie.

Ale jeszcze coś sobie przypomniało, jeszcze po cichutku coś gwarzy .....
I mówi pięknie :))))

A woda mu odpowiada i tak szepczą sobie  i nam :)))

Ale bure, acz efektowne chmurzysko, zagania je do snu.


Słoneczko zasypia, jeszcze tylko wrony wykrakują mu swoją mało melodyjną kołysankę ;))

Słoneczna baśń skończona, pora wracać do domu :)))
Nogi znowu zaczynają ciążyć ołowiem, ale teraz mają prawo, w końcu przeszły w tym upale ładnych parę kilometrów ;))))

Pomysł na tytuł pochodzi z opowiadania Kalipso, której dziękuję za natchnienie i jeszcze za parę innych rzeczy :)))



32 komentarze:

  1. Ech, Marija, podobno nie potrafisz pisać??? Kobito, toż to czysta poezja - i słowa i zdjęcia! Jak to dobrze, że masz ten blog, bo żyłabym w słodkiej nieświadomości! Zadziwiasz mnie i zachwycasz tak, że siedzę z otwartom paszczom:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hanuś od czasu do czasu otwiera mi się taka klatka w musku hehehe.
      Wiesz co do tego pisania to najbardziej zadziwiam sama siebie ;)
      No a co do tych zdjęć to wczoraj miałam farta, no i gdyby nie Kalipso to ona mnie natchła :)))))
      Ale ta złota woda to mnie fajowsko wyszła hehehehe

      Usuń
    2. Fajowsko? Zjawiskowo!
      Chciałabym, żeby mi się czasem coś w musku tak roztwarło:)))

      Usuń
    3. Hana przecież Tobie się też otwiera, tylko Ty chyba nie wierzysz w Siebie.

      Piszesz że zjawiskowo, ano niech tak będzie :))))

      Usuń
    4. Raczej nie wierzę sobie:)

      Usuń
    5. To może trzeba Ciebie Hanuś, odpowiednio zmotywować, co z temi dachówkami :))))
      No i te kury czekajo :)))))

      Usuń
  2. Ojej...Ja też siedzę z otwartą paszczom... Tak pięknie napisałaś! Dziękuję Ci za tę opowieść:))) I zdjęcia...
    I że to ja natchłam? Nie mogę uwierzyć:)))
    Maria, Ty po prostu potrafisz pięknie pisać! A mówiłam, że potrafisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało to wyglądać trochę inaczej i jak popatrzyłam na złote zdjęcia przypomniało mi się o Twoim uśmiechu słońca i to nadało taki kształt jak powyżej :)))
      Jak widzisz czasami mnie natycha, dlatego nie mogłam dzisiaj przerwać, bo nie wiadomo co by się z tym natchnięciem stało jutro ;)

      Usuń
    2. Jak natycha, trzeba wszystko rzucić i pisać! I niech Cię natycha jak najczęściej, bo piękne rzeczy z tego wychodzą:)))

      Usuń
  3. Niech Cię "natycha" jak najczęściej. Złota baśń pięknie ilustrowana spłynęła balsamem na moją chandrowatą dzisiaj duszę. Pięknie wyszły zdjęcia i poetycka dusza autorki wyjrzała z tekstu.
    Czekam na natchnienie bo mi ostatnie upały zlasowały mózg i nie mogę myśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję Ewo, że to "natychanie" się u mnie zadomowi :))
      Dziękuję za miłe słowa :)))
      Mnie upał też bardzo dokucza, no ale dzisiaj jak żeśmy już o tym mówiły mnie natchnęło :)))) Gdyby nie te zdjęcia to byłyby nici z natchnienia :)))

      Usuń
  4. Tez mam tom paszcze otwarta z zachwytu, tutaj sloneczko wlasnie wstaje dopiero...pieknie piszesz Mario, tez sie natchlam , chce tak pisac!!! sciskam Cie serdecznie i niech ten olow w nogach letki ci bedzie jak piorko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy w sobie nieznane nam pokłady dóbr wszelkich:))) A Ty masz przecież na dodatek tyle doświadczeń związanych z podróżami i życiu w kilku kulturach, że jak sięgniesz do swojego wnętrza i do swoich refleksji, to na pewno wyjdzie ci to pisanie niebanalne i niepowtarzalne.
      Od niedawna obserwuje Twojego bloga, ale wydaje mi się, że to co piszesz już się zmieniło, jest bardziej indywidualne i przez to ciekawsze, a zdjęcia robisz przecież fantastyczne :)))
      Co do moich nóg to leki farmakologiczne pewnie ujęły by im trochę ciężaru, ale leki na krążenie bardzo obciążają system trawienny, a ten mój i tak jest do....duszy , a żeby żyć trzeba jeść, stąd taki mój wybór a nie inny :)))

      Usuń
  5. Mnie się też paszcza rozwarła ;)) Żeby tyle czasu bez bloga być, Marija. to prawdziwe marnowanie potencjału było. Na szczęście błąd naprawiony.
    Woda wyszła Tobie - brak mi słów na określenie tegoż :)) A ci ludzie na stateczku to jakieś palmy mieli?? Moze niektórzy się zachwycili, a niektórzy wgapieni w fejsy i komórki popijali zimne piwko, bo gorąco jest, musowo więc się napić, a nie gupoty oglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidka chcę wierzyć że na tym statku byli ludzie, którzy zauważyli ta bajkę wokół, ale znając życie na pewno byli i tacy którym to zwisało ;)
      Woda wyszła na cacy :)))
      A blog nie mógł powstać wcześniej, dopiero teraz przyszła na niego odpowiednia pora :)))

      Usuń
    2. Też racja z tym blogiem, bo jakby mógł, to by powstał ;))

      Usuń
    3. Właśnie tak, na wszystko przychodzi odpowiednia pora :))))

      Usuń
  6. Może i mało melodyjnie wrony kołysankę wykrakują, ale przecież Ty lubisz wrony, Mary Cha Cha. ;)
    Udała Ci się sesja ze słońcem. I nie tylko. Z zainteresowaniem poczytałam zaległości i obejrzałam fotki. A przy dyniakach, muszlakach i wszelkich druciakach poczułam się jak ich stara znajoma. I kiedy wspominasz, że następne będą kamieniaki i agatki, to wiem, o czym mówisz. :D Bo kamieniaki są moje ulubione, a agatka-kociatka to nawet posiadam. :)

    Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam, Marija! Oraz Myka. I tradycyjnie ukłony dla Mamy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak lubię wszystkie krukowate, mam nadzieje ze słoneczko też je lubi ;) Lubię wszystkie ptaki, a dzisiaj widziałam że ptaki także ucierpiały w niedzielnej nawałnicy jaka przeszła nad Wrocławiem, prawdopodobnie przywaliły je drzewa, albo wiatr cisnął nimi o ziemię. Musiały być wiry powietrzne, bo drzewa powalone są grupowo. Strasznie przykry widok, gdy taka wilga, która widziałam chyba drugi raz w życiu leży martwa :(
      Wszystko co piszesz w swoim komentarzu to prawda i tylko prawda. Dziękuję że mnie odwiedziłaś i w realu i na blogu i tak gruntownie się w mój blog wgłębiłaś :)))
      Dziękuję za pozdrowienia, przekażę wszystkim pozdrowionym :) Ja też pozdrawiam Ciebie i Igora bardzo serdecznie i zapytowywuję czy nawiedzicie w te wakacje Wrocław :)

      Usuń
    2. Ech, Gosia pisała o tej nawałnicy, trochę zalało jej nawet dom... Nie wiedziałam, że aż drzewa powalone. Dziś w jakichś wiadomościach patrzyłam na zdjęcia z tego miasteczka, gdzie doszło do największych strat podczas ostatnich nawałnic i oprócz tego, że współczuję ludziom, zamyśliłam się nad zwierzętami w takich sytuacjach, bo na jednym ze zdjęć widać było takiego smutnego pieska w jakichś zrujnowanych okolicznościach. Ech! Żal zwierzaków, ptaszynek...

      Do Twojego bloga się przymierzałam od samego początku, ale że ja też w zielone gram, i to bardzo dosłownie, to trochę mi zeszło, zanim się dobrałam do niego tak na serio, a nie z doskoku. Dzisiaj deszcz mnie wygonił z ogrodu, gdy poszłam walczyć z chwastami i postanowiłam definitywnie przeznaczyć "wygrany" czas na doczytanie do końca. I fajnie. Zachwyciłam się wieloma rzeczami, w tym świnkami - ta z makami na zadowiu przecudna! Gdzieś ją pokazywałaś chyba, bo coś kojarzę, ale fajnie było sobie przypomnieć, i poznać też inne ślubne historyjki i upominki. :)

      Do Wrocka jechać zamiarujemy, owszem, i to wkrótce - jak się wszystko dobrze ułoży. Może więc nadarzy się i nam jakiś mały rekonesans wspólny w plenerze albo co. :)

      Dziękujemy za pozdrowienia, Mary Cha Cha! :)

      Usuń
    3. Ta niedzielna nawałnica to było coś niesamowitego i inaczej wyglądała w różnych częściach miasta, a widać to właśnie po drzewostanie. Przeszłam wczoraj i dzisiaj spory kawałek, specjalnie zwracając uwagę na drzewa. Pierwsze powały są po drugiej stronie mojej ulicy. Ale dzisiaj widziałam kilkanaście wielkich różnorakich powalonych drzew w jednym miejscu. A obok podobnie wielkie drzewa ostały się całe. Pierwszy raz widziałam coś takiego, co działo się za oknem w trakcie tej nawałnicy. Bojącego się Myka też widziałam pierwszy raz. Ściana wody spływająca po oknie w kilka sekund zalała, całą podłogę w kuchni, musiałam uszczelniać okno ręcznikami.Od niedzieli w całej mojej okolicy słychać jazgot pił. I tych drzew też jest mi żal, ile lat trzeba aby na tym miejscu wyrosły nowe.
      Cieszę się, że "wygrany" czas poświęciłaś własnie mojemu blogowi :) Świniusia makowa była w zeszłym roku pokazywana u Hany w kurniku, pamięć masz więc bardzo dobrą :))
      Niech się nadarzy ten wspólny rekonesans w plenerze, będę bardzo temu rada JolkoM :)))
      Niech się wszystko dobrze ułoży i do zobaczenia w takim razie :)))

      Usuń
  7. Wczoraj napisałam długaśny komentarz, i oczywiście mi gdzieś wciągło w czeluść koputera. A pisałam nie ze swego, to i pooooszłoooo ! Dziś więc powtórzę, z tego co pamiętam z wczoraj : Mary cha cha (ja to czytam cza cza :) masz nieogarnione pokłady talentów wszelakiech !!! Miedziano - złote zdjęcia wodno - słoneczne są miszczostwem świata. Przepiękne, i takie klimatyczne, że mię aż zatchło ! I ta łódź, taka opłynąca do zachodzącego słońca ! jestem zachwycona. Wiesz, trzeba mieć szczęście, ale cóż ze szczęścia, jakbyś ślepak na to piękno była. ... Bardzo mi się podoba też to, że sama siebie sobą zaskakujesz :) Tak, że wiesz, zwiększam grono tych, z opadnientom szczenkom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurna dziewczyny mam nadzieję że mi za dentystów nie każecie płacić, tak że ostrożnie z temi szczękami, w pierw należy obwiązać siem chustkom ;))))
      Serdecznie dziękuję za słowa uznania :)))
      Masz rację piękno trzeba umieć zobaczyć, a także potencjał jaki ma to co się widzi. Efekt złotej łodzi na złotej wodzie uzyskałam, ściągając ją zoomem z dużej odległości. Trzeba po prostu poznać dobrze możliwości swojego aparatu, bo to nie jest kwestia parametrów zdjęcia tylko różnych trików.
      Co do zaskakiwania siebie, to uważam że sporo ludzi mogłoby się tak samo zaskakiwać, gdyby nauczyli się sięgać do swojego wnętrza i uwierzyli że się da i jeszcze żeby im się chciało chcieć :)))

      Usuń
  8. piękne :)) uwielbiam zachody słońca, nad morzem będę na nie polować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)) No jeszcze trochę, a będziesz miała nadmorskie zachody słońca, trzymam kciuki aby pogoda sprzyjała :))
      Ale we Wrocławiu też może się uda. Będziecie mieszkać w pobliżu dwóch dużych mostów z widokiem na Ostrów Tumski. Taki zachód to rozkosz dla oczu. A ile tam się kręci statków o tej porze roku.

      Usuń
  9. W te upalne dni najbardziej lubię wieczory, kiedy troszkę zaczyna być chłodniej, nawet czasem delikatny zefirek zawieje... a zimą tęsknię jak szalona do tego gorąca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, nam tak trudno dogodzić ;)
      Mnie jest niełatwo być w pełni aktywną w takie upały jak teraz mamy, ale słoneczne i gorące dni są potrzebne aby mój organizm dobrze funkcjonował. Chłodne i deszczowe lato, to tak jakby go nie było i organizm odczuwa tą lukę. W upały po prostu siem oszczędzam ;)))

      Usuń