wtorek, 20 września 2022

Ja czaruję sobie codzienność ;)

 Dorosłość bardzo prędko zaczęła się wdzierać w moje życie, albowiem już jako dziewięciolatka opiekowałam się swoim rocznym bratem, a także w mniejszym zakresie jeszcze trójką pozostałych moich braci, byłam jedyną dziewczyną w naszym rodzeńskim kwintecie. Przeszło pół wieku temu to była właściwie rodzinna norma, że starsze dzieci zajmowały się swoim młodszym rodzeństwem, ja lubiłam dzieci, więc nie było to dla mnie utrapieniem.

Jednak ta cząstka mego dziecieństwa która musiała przejąć dorosłe obowiązki, nie zatracała mi się tylko przyczajała się we mnie i nigdy mnie nie opuściła.

Dziecięca cząstka mnie na przestrzeni mego długiego już życia, miewa rozmiary różne, bywała całkiem maleńka, to rosła, to malała, aktualnie jest całkiem spora, ale do starczego dziecinnienia to jej jeszcze daaaaaaaleko ;)

To moje wewnętrzne dziecko przez lata przyczajone we mnie było, ale jak poczuło się całkiem pewnie to magii mu się zachciało :)

I wtedy wymyśliły się moje Dyniaki! ;)

 Przeszło 40 lat temu zaczęłam tworzyć także z myślą o dzieciach, praca w przedszkolu mnie do tego skłoniła.
 Różne rzeczy dla nich robiłam, realistyczne ale i bajkowe.

Jednak najbardziej baśniowe moje stwory, Dyniaki

tworzę hmmmmm no tak, właśnie tak, dla...

Siebie je tworzę!!!

Jak Dyniaki zaczęły powstawać, miałam co do nich różne plany.

A potem moje życie stawało się coraz trudniejsze...

A moje Dyniaczyska zerkające na mnie z każdego punktu mojego pokoju

pomagały mi

radzić sobie

 ze skrzeczącą rzeczywistością...

Rzeczywistość cały czas skrzeczy, co prawda moja osobista, już trochę ciszej, ale za to ta na świecie coraz głośniej!

Zrobiłam więc sobie następnego Dyniaka ;) :)

Bombelodyń! 

Oto zerka na Was

 
i się do Was uśmiecha :)


Hmmm trochę sceptyczny ten uśmiech...

No ale czasy takie, że właściwie trudno się uśmiechać!


Jednakoż ja cwaniara jestem i wcisnęłam w dłoń Bombelodyniowi...


magiczną

ROZGWIAZDĘ!!!

Postawiłam go w oknie

i on czaruje dla mnie

moją

codzienność! ;)

Popatrzcie jak mu to wychodzi!

Dwie tęcze, prawie dzień po dniu, jedna w piątek druga w niedzielę :)

A!!!!! Tu dziw nad dziwy!!!

W środku dużego miasta!!!

Przy ruchliwym skrzyżowaniu, lądują na bloku mieszkalnym...czaple!!!

A największym dziwem jest to że akurat w tym momencie wyjrzałam przez okno : ) wszak to nie jest ich stały punkt przystankowy ;)

Jak już ptasie dziwy pokazuję, to macie jeszcze jeden ;) Pewnego dnia pod koniec sierpnia wyglądam przez kuchenne okno...a na niebie het daleko kołują sobie...bociany. Na zdjęciu to wygląda co prawda jakby się muchy wyroiły ;)

Po powiększeniu zdjęcia już widać że to nie muchy, a ja to sobie oglądam, z okna w środku miasta :)

Fruczak gołąbek podobnież nie jest rzadki w naszym kraju, jednak ja widziałam go tylko kilka razy.

A tu bach!

Dwa tygodnie temu wypatrzyłam go na naszej podwórkowej budlei :)

Fruczak gołąbek (Macroglossum stellatarum) inaczej dłużniec gwiaździk albo polski koliber nie jest ani gołąbkiem, ani kolibrem, jest zwyczajnie aktywną w ciągu dnia ćmą. Ćma ta należy do rodziny zawisakowatych i jest gatunkiem nomadycznym. Występuje na terenach Europy Środkowej i Południowej, w Afryce Północnej, oraz na części terenów Azji. 

Gwiaździka można spotkać w trakcie pobierania nektaru zarówno w dzień słoneczny jak i w deszczu. To taki mały łakomczuch, w ciągu 5 minut potrafi spić nektar aż ze 100 kwiatowych kielichów. Jest to owad niezwykle szybki, rozwijający w locie prędkość nawet 50 km/h.


W piątek późnym popołudniem poszłam aby na niego zaczekać...

A on...skubaniec jeden wziął i przyleciał!!! ;):))))

Niestety cień pochłonął już budlejowy krzew, światło więc było kiepskie





Polski koliber wziął się stąd, że fruczak dokładnie tak jak ten ptaszek zawisa jakby w powietrzu nad kielichem kwiatowym i spija z niego nektar. Ich skrzydełka działają niczym skrzydła samolotu, kręcąc ósemki z taką prędkością, że stają się wręcz niewidoczne. Zawieszone w powietrzu widać tylko ciałko owada. By osiągnąć taki stan, ich skrzydełka poruszają się z prędkością 80 uderzeń na sekundę.

Ale nie tyko sposób żerowania kolibra i fruczaka są podobne. Również sposób pobierania z kielichów kwiatowych nektaru. Kolibry pobierają go dziobem z długim języczkiem a fruczaki gołąbki rozwijaną ssawką, która jest zwana trąbką. Jest ona często dłuższa od reszty ciała. Dodatkowo i kolibry i nasze ćmy są ciepłokrwiste. Oznacza to tyle, że przed każdym wylotem wprowadzają skrzydła w drgania by rozgrzać mięśnie. Trwa to tak długo aż temperatura ich ciała osiągnie 38oC. https://www.ogarnijogrod.pl/fruczak-golabek-polski-koliber/

Skoro ta budleja rośnie kilka metrów od bramy kamienicy w której mieszkam, we wtorek poszłam ponownie wyczekiwać na polskiego kolibra i jak widać na zdjęciach, znowu się doczekałam :)

Tym razem światło było jeszcze gorsze niż poprzednio, za to owad żerował niżej.

Jednak jest on tak szybki i jego skrzydła tak wirują, że na zdjęciach wychodzi najczęściej jak owadzi zwid ;)



Pokażę wam jeszcze trochę magii w mojej codzienności, no bo czyż to chmurzysko nie wygląda magicznie?

A ta kałuża?


Miasto taplające się w kałużach ma też coś z magii...





Krople dzeszczu na wieczornej szybie stworzyły magiczne grafiki.


I jeszcze boróweczki w krateczkę, jak dla mnie też wyglądają magicznie ;)

No i co niezły ten mój Bombelodyń? ;)

Urodziwy za bardzo to on nie jest,

ale przecież uroczy :)

 no i zobaczyliście jaką ma moc!!! ;)


Drodzy odbiorcy mego bloga, poszperajcie w sobie, a nóż znajdziecie tam jakiegoś szkraba, który zaczaruje Wam trochę świat :)