poniedziałek, 28 grudnia 2020

Tosia, cóż takiego dostała od życia?

Dziewczynka na zdjęciu niżej ma na imię Tosia, a ten pyzaty berbeć stojący na krześle to jej brat Romek.
Tosia wygląda na zmęczoną, jakże jednak ma nie być zmęczona skoro ma 9 lat i zajmuje się swoim bratem, oprócz tego pomaga w karczmie pewnego Niemca.
Zdjęcie to zrobione zostało w Niemczech w 1941 roku, przez świat przetacza się II wona światowa.
Dziewczynka na zdjęciu to moja mama Antonina! Jej rodzice, a moi dziadkowie dobrowolnie wyjechali do pracy do wojujących ze światem Niemiec, ponieważ dziadek był murarzem a w okupowanej Polsce z murarki nie dało się utrzymać rodziny.
Babcia z dziadkiem pracują na roli u bauera, a ich córka opiekuje się w tym czasie malutkim bratem. A ponieważ bauer oprócz ziemi uprawnej ma także karczmę, to Tosia w międzyczasie rozlewa piwo z beczek do butelek, a także sprzedaje je wieczorami w karczmie. Antosia świetnie nauczyła się liczyć po niemiecku.
 
 
Rodzice Tosi, raz w tygodniu, gdy dostaną zapłatę za swoją pracę, kupują w pobliskim miasteczku cukier w kostkach, to podarek dla małej córeczki, aby osłodzić jej choć odrobinę pracowite dzieciństwo.
Pomimo tego, że w tak młodym wieku musiała wypełniać liczne obowiązki, mama tego okresu nie wspominała źle. Opowiadała, że bauer i jego żona traktowali ją dobrze, zabierali ją razem ze swoimi dziećmi na wycieczki do miasta, tylko nie wolno jej było się wtedy odzywać, aby nie zdradziła się akcentem, że nie jest niemieckim dzieckiem.  
Na zdjęciu Tosia ze swoim tatą, a moim dziadkiem

Zobaczcie jak pięknie Tosia się uśmiecha, to ta dziewczynka pierwsza z prawej strony.
Wojna się skończyła a ona z rodzicami i bratem w dalszym ciągu jest w Niemczech, w obozie dla osób przemieszczonych
https://pl.wikipedia.org/wiki/Obozy_dla_os%C3%B3b_przemieszczonych_po_II_wojnie_%C5%9Bwiatowej
 

Dla Tosi w końcu nadeszły radosne czasy, poznaje tym obozie licznych przyjaciół. W końcu chodzi do szkoły, przerabiają w ciągu jednego roku materiał dwóch klas.

Antosia takim to sposobem kończy 4 klasy szkoły podstawowej. Należy także do harcerstwa.
Dziadkowie zaś mają dylemat, wracać do ojczyzny, czy może jednak udać się na drugą stronę świata do Stanów Zjednoczonych.
W końcu jednak decydują się na powrót do Polski.
 

 Wracają do rodzinnej wsi, Oksy. 
Oksa to bardzo malowniczo położona wieś otoczona stawami hodowlanymi i lasami, a powstała jako kalwińskie miasteczko założone przez Mikołaja Reja, do Nagłowic jest około 3 kilometrów. https://mojagminaoksa.pl.tl/Oksa-Informacje-ar-.htm
Nie pamiętam czy jest to 1947 czy może 48 rok, w każdym razie Antosia jest już nastolatką i ma zaliczone tylko 4 klasy szkoły podstawowej. W takim wieku nie chcą jej już przyjąć do wiejskiej szkoły podstawowej. Dziadkowie znajdują więc krawcową, która przyjmuje ją na naukę krawiectwa. 


Mama uczy się więc krawiectwa, wspominała o tej nauce z humorem, Wszyły na ten przykład z koleżankami, czerwoną szmatkę w rozporek pewnego chłopaka, ot tak dla żartu ;)
Bo Antosia jest wesołą i energiczną dziewczyną. Razem z siostrą swojego taty, która jest tylko 2 lata starsza od niej, wiodą prym pośród wiejskiej młodzieży. Gdy idą przez wieś, ludzie szeptają pomiędzy sobą: O idą Kapitanówny. Przydomek wziął się stąd, że ich przodek jeździł u Radziwiłła, właściciela Oksy, na koniu i w mundurze, jaką jednak pełnił rolę na dworze o tym fama rodzinna milczała.
Tosia, jak widać na zdjęciach, jest także bardzo ładna, nie brakuje jej więc adoratorów. No cóż adorować córkę murarza, co to nie ma ani morgi ziemi, to można, jednakoż żenić się z nią to już nie można, bo tego nie życzą sobie zamożni rodzice adoratorów.

Po wojnie murarze są potrzebni, ale bardziej w zniszczonych miastach niż na wsi, dlatego to dziadek jedzie do Wrocławia, aby tam znaleźć miejsce do życia dla swojej rodziny. Po jakimś czasie przyjeżdża do niego Antosia. A babcia z Romkiem dołączają do nich jako ostatni.

Tosia uczyła się krawiectwa z zapałem, była zdolna i lubiła szyć, dlatego to po przyjeździe do Wrocławia dostała pracę jako krawcowa w żydowskiej spółdzielni krawieckiej "Zgoda"
Szyli tam mundury dla wojska, mama zaś była specjalistką od ręcznego obszywania dziurek.
Taka krawiecka ciekawostka, popatrzcie na tych panów po lewej stronie, oni szyją ręcznie siedząc na stole. Taka była zasada, szyta odzież aby się nie pobrudziła nie mogła dotykać zadeptanej podłogi.

Spółdzielnia dbała o swoich pracowników, organizowała dla nich różne rozrywki kulturalne. Mama chodziła więc do teatru, kina, tańczyła i śpiewała w zespole zakładowym. Podobno zespołem tym zajmował się mistrz Henryk Tomaszewski, który mistrzem jeszcze wtedy nie był.

Udzielała się towarzysko.


Miała adoratorów

Podróżowała.




 
Była młoda, ładna, sympatyczna, miała liczne grono znajomych.
Czas płynął, przyjemnie, jednak nie zupełnie bez trosk.
 

Młodość mojej mamy przypadała na pierwszą połowę lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, obowiązywał wtedy patriarchalny model rodziny, a jej się marzył mąż partner, a nie władca. Męża partnera to i w naszych czasach niełatwo znaleźć, a prawie 70 lat temu było znacznie, znacznie, znacznie trudniejsze. Tak to mama szukając nie bardzo miała ochotę wychodzić za mąż dopóki nie znajdzie odpowiedniego kandydata, babcia jednak niezbyt przychylnie patrzyła na rozbawiony tryb życie mamy.
Dziadkowie moi, pod wpływem przeżyć wojennych, po powrocie do Polski wstąpili w szeregi Świadków Jehowy, babcia nakłaniała mamę aby także wstąpiła w szeregi Świadków, na co ona nie miała absolutnie ochoty!
Mama należała do kościoła rzymskokatolickiego, śpiewała nawet w kościelnym chórze.
I w tym to chórze poznała mego tatę Józefa, na zdjęciu tata stoi po prawej stronie.
 

 
Chórzyści należący do tego kościelnego chóru byli młodymi ludźmi i stanowili zgraną koleżeńską paczkę. Spędzali ze sobą dużo czasu, doskonale bawiąc się razem. 
Mama z tatą na saneczkach.


Mama siedzi na leżącym na saneczkach przyszłym moim chrzestnym, tato z rozbawieniem się im przygląda. Obok stoi zaś najstarsza córka mego przyszłego chrzestnego, do której zapewne te saneczki należały ;)

 
Mama i tata jeszcze przed ślubem
No cóż Antosia nie znalazła tego czego szukała, Józek miał bardzo tradycyjne podejście do życia, partnerstwo z żoną? raczej nie wiedział na czym miałoby to polegać, żona miała rodzić i wychowywać dzieci.
 
 
Tosia ponaglana niezadowoleniem swojej mamy decyduje się na małżeństwo z Józkiem.
Rok 1955 Antonina i Józef zawierają związek małżeński.
 

 
Pod koniec 1956 roku rodzi się ich pierwszy syn.

Zaś na początku 1958 rodzi się ich pierwsza i jedyna córka, czyli ja. Mama wymarzyła sobie, że będzie miała córkę z kręconymi włosami i tak właśnie jest, mam kręcone włosy.

Pod koniec 1959 roku rodzi im się drugi syn.

Mama z trójeczką dzieciątek i w czwartej ciąży, jedzie na Wysoczyznę Elbląską, na komunię córki brata dziadka. Ciąży na zdjęciu jeszcze nie widać, bo to jej początek dopiero, jednakoż te trzy małe dzieciaki to my jej dzieci. Odległość pomiędzy Wrocławiem a Łęczem nieopodal Zalewu Wiślanego to prawie 600 kilometrów, jazda oczywiście pociągiem z przesiadkami.

To była jedyna nasza wspólna tak odległa podróż, następne będą już znacznie krótsze.
 

Jak widać na zdjeciu Antosia ma już czworo dzieci, trzeci chłopaczek urodził się pod koniec 1961 roku.
Mieszkamy na 5 piętrze poniemieckiej kamienicy, to jest poddasze, w pokoju w kuchnią, bez bieżącej wody i kanalizacji, po wodę i do ubikacji trzeba zejść piętro niżej, do ogrzewania mieszkania służy piec zwany kozą.
Jej syn pierworodny, po zapaleniu opon mózgowych, choruje na padaczkę,. Józek, nasz tata, w dalszym ciągu znajduje czas na próby chóru i śpiewanie w nim. Tosia nasza mama śpiewa już tylko...w kuchni!
Mama nie pracuje już w spółdzielni krawieckiej, za to szyje po nocach, bo w dzień nie ma na to czasu, a dorobić trzeba. Jej mąż uważa, że to wstyd wystąpić do zakładu pracy o zapomogę, bo są przecież biedniejsze rodziny od naszej. Jedna pensja na 6 ludzi w tym 4 dzieci i jedno leczone prywatnie to niestety bardzo mało, dlatego to mam zarywa noce szyjąc.

W 1965 roku moi rodzice dostają duże mieszkanie komunalne, a w 1966 roku rodzi się jeszcze jeden chłopak,  a miała to być siostra dla mnie;)
Hmmm Tosia na poniższym zdjęciu nie wygląda na wypoczętą.

 Jak mój najmłodszy brat ma rok, siostra mojego taty ze swoją koleżanką wrabiają mamę w pracę w kiosku RUCHu. To one miały prowadzić kiosk, mama miała im tylko pomagać, obie panie są jednak słabego zdrowia i po krótkim czasie rezygnują z pracy zostawiając mamę w kiosku samą. Ponieważ dodatkowe pieniądze są bardzo potrzebne, rodzice organizują pracę w kiosku w ten sposób, że mama pracuje w nim połowę dnia, tato zaś po skończeniu swojej pracy jedzie do kiosku, aby mama mogła wrócić do domu i zająć się domowymi obowiązkami.

I tak to Antosia pracuje w kiosku, ogarnia pięcioro dzieci, ucząc się za najstarszego, bo on od maleńkiego biorąc leki przeciwpadaczkowe w szkole nie nadąża, to mama czyta za niego wszystkie lektury, a potem mu je streszcza, ma także stały kontakt z jego wychowawczynią.
Jest dla nas swoich dzieci opoką, chroni nas przed trudnościami, a także przed wygórowanymi wymagania naszego taty. To ona wie ile naprawdę kosztują nasze ubrania, tacie dla świętego spokoju mówi się cenę zaniżoną. To dzięki niej moi bracia mogą zapuścić długie włosy bo jest właśnie taka moda, a ja mogę sobie żyć w swoim świecie.
To nasza mama w trakcie kryzysu gospodarczego, gdy w sklepach tylko ocet, jest zaopatrzeniowcem naszej rodziny, ma wszak dzięki kartkom reglamentacyjnym liczne powiązania.
Ona poprzez swoje powiązania organizuje życie dzieciom, miedzy innymi załatwia wszystko co potrzebne do wesela swego syna.
Na zdjęciu poniżej, mama ze swoimi rodzicami, ze swoją bratową, oraz najmłodszą siostrą dziadka i jej córkami. Zdjęcie zrobione na weselu mego brata.

 Czas sobie płynie, Antosia ma już wnuki, w dalszym ciągu pracuje w kiosku i w dalszym ciągu jest otwarta na wszystkich bliźnich, dla siebie nie ma czasu. Jej mąż Józek przez wszystkie przeżyte wspólnie lata znajdował czas na swoją pasję, śpiewanie, była to dla niego także okazja do towarzyskich spotkań, oraz wyjazdów na występy chóralne. Jakoś tak wychodziło, że mamie nigdy nie zaproponował wspólnego wyjazdu.

Mama daje radę, bo przecież ma kochaną i kochająca rodzinę


 
Z tym dawaniem rady to niestety tylko tak wygląda dla obserwatorów z zewnątrz.
W Antoninie skumulowały się wszystkie życiowe trudności i napięcia, psychika mówi dość!
Mama 3 lata przed wiekiem emerytalnym ze względu na problem z kręgosłupem dostaje na rok rentę inwalidzką, liczy na to że po roku przedłużą jej to świadczenia na taki okres, że nie będzie musiała iść już do pracy przed emeryturą. Niestety jej nadzieje się nie spełniają, nie dostaje kontynuacji renty, ale do pracy już nie wraca. Na jakieś wizycie lekarskiej z mamy wylewają się nagromadzone emocje, lekarz nazywa mamę histeryczką i radzi aby zgłosiła się do psychiatry. 
I tak to mama leczyła się w poradni psychiatrycznej prawie 10 lat, leczenie niestety ogranicza się do przepisywania leków, a mamie potrzebna jest terapia, aby nauczyła się rozładowywać napięcia psychiczne i zaczęła w końcu myśleć także o sobie, leki powinny tylko uzupełniać terapię. Branie leków psychotropowych obciąża jej serce, mama nabawia się arytmii. Zmienia się także lekarz w poradni i wtedy podejmuję z mamą decyzję, że zamiast brania leków trzeba przemodelować życie.
Bratanica znajduje psiaka przywiązanego do drzewa, tak się składa, że są imieniny Antoniny i mama dostaje psiurka w prezencie. Podarek w skrócie Darek wspaniale spełnia rolę psychoterapeuty. Mamie przypadają poranne dyżury spacerowe. Musi się więc zmobilizować, wstać rano i wyjść z domu, znajduje sobie podwórkowe kumpele, spacerują razem, mama ma więc z kim porozmawiać.
 

Ja także włączam się do terapii, wyszukuje jej różne zajęcia, mobilizuje, wspieram psychicznie, mama trochę się wycisza. Nie jest idealnie, ale znacznie lepiej niż było.

Wspólne relaksacyjne spacery.

Wędrówki po Wrocławiu.

Wyjazd w rodzinne strony.
Na zdjęciu główna ulica Oksy, tutaj mama się urodziła i spędziła część swojego życia.
 
 
W dalszym ciągu powiększa się rodzina.
Na zdjęciu mama z najmłodszym wnukiem.
 

 Rok 2007.
Jak widać na zdjęciu, rodzina nasza całkiem spora. 
Antosia miewa okresy lepszego i gorszego samopoczucia, najgorzej jest przed świętami. Niestety nie potrafi zaangażować rodzinnej gromadki aby pomogła w przygotowaniu świątecznego przyjęcia. Wyżerkę dla tej czeredki na zdjęciu przygotowujemy ona i ja. Dlatego to mama na kilka tygodni przed świętami jest w totalnym stresie.

 Babcia Tosia i dziadek Józek z wnukami.

Darek niestety odszedł za Tęczowy Most, w psychoterapii zastąpił go Morus, przygarnięty ze schroniska.


Wspólne spacery to najlepszy relaks.




Drzemka z przyjacielem.

 
Rok 2011, tato zmarł w lipcu 2010.
Mama zaczyna mieć problemy z wyjściem z domu, miotają nią rozterki, niby chce ale wynajduje preteksty aby jednak nie wyjść, jest to szarpanina wymagająca ode mnie wielkiej determinacji aby jednak wyszła na dwór, jednak jak już wyjdzie to jest z tego bardzo zadowolona.

 
Rok 2012, Antosia ma 80 lat.

Jeszcze rozpoznaje całą swoją rodzinę.




 
Rok 2013 ponieważ Morus także odszedł za Tęczowy Most, a mama już nie wychodzi regularnie na dwór, w domu zamiast psa terapeuty jest kot Myk i on także jak widać pełni rolę terapeutyczną.


Czas płynie, Antosia zaczyna mieć problemy z rozpoznaniem swojej rodziny.
Jej fobie coraz bardziej utrudniają nasze wspólne życie.
Mama boi się wiatru, więc coraz więcej wysiłku muszę włożyć w to aby wyszła z domu.
Boi się upałów, więc jak jest bardzo gorąco to ona ubiera na siebie coraz więcej rzeczy im bardziej się poci tym więcej rzeczy na siebie wkłada
Nie lubi się myć, przecież skoro nie widać brudu, a wiadomo że jest on przecież czarny, to ona jest czysta.
Smakują jej już tylko słodkie potrawy.
Nie trafiają do niej żadne rzeczowe argumenty, ona wie najlepiej.
Nigdy się z mamą nie kłóciłam, ale teraz zaczynam podnosić głos, a ona specjalnie zaczyna mnie prowokować do awantur, bo kłótnie rozładowują jej napięcia psychiczne.

Jest coraz trudniej, bo mama jeszcze dużo oczekuje od życia, ale fobie coraz bardziej ją ograniczają.
Jeśli się ją uda nakłonić do wyjścia z domu to nie jest to już dla niej relaks i dla nas także, bo nic nie sprawia jej już przyjemności i wszystko przeszkadza, prowokuje awantury.
Rozpoznaje już tylko mnie i mojego najstarszego brata, bo razem z nią mieszkamy.
Na szczęście po takich pełnych awantur i napięć dniach następują okresy wyciszenia i wtedy razem z bratem możemy trochę odsapnąć.
Sytuację łagodzi także to, że po dniu pełnym napięć i awantur przychodzi do mnie wieczorem przed snem i dziękuje mi za opiekę i życzy pięknych snów.

Antosia odziedziczyła po swojej mamie nadwrażliwość na ból, zdawałam sobie z tego sprawę i pamiętałam dlaczego babcia umarła. 
Babcia złamała biodro i leżąc w szpitalu, nie pozwalała personelowi medycznemu się dotknąć, dostała odleżyn i po bardzo długich cierpieniach zmarła.
Dlatego to tłukło się po mojej głowie: 
Nie można dopuścić do tego aby mama przestała chodzić,
nie można dopuścić do tego aby mama przestała chodzić,
nie można dopuścić do tego aby mama przestała chodzić,
nie można dopuścić do tego aby mama przestała chodzić,
nie można dopuścić do tego aby mama przestała chodzić...
Wymyślaliśmy więc dla niej jakieś zajęcia, aby tylko była aktywna.
Bracia grali z nią w karty, układali puzzle.
Jednak jej ulubionym zajęciem było obieranie ziemniaków i warzyw.
Rok 2019.
Na zdjęciu ostatni mamy wyjazd za miasto, moje nakłanianie jej do tego wyjazdu trwało prawie godzinę, dlaczego ją nakłaniam, staramy się aby dostarczyć jej dodatkowych bodźców.
Bo mama czeka, na coś niezwykłego w swoim życiu.
Ponieważ rozpoznaje siebie tylko na zdjęciach z okresu młodości, dochodzę do wniosku, że czeka na powrót młodości, utwierdza mnie w tym przekonaniu jej niewiara w śmierć swoich rodziców. Ciągle o nich dopytuje, niepokoi się, że tak dawno wyszli i jeszcze nie wracają.

Koniec roku 2020. Niedawno skończył się trwający rok remont naszej kamienicy, był to niezwykle trudny dla nas okres, właściwie traumatyczny. Zrujnowana remontem klatka schodowa całkowicie zamyka mamę w domu. Mnie także bardzo często utrudnia wyjście na zewnątrz.
Atmosfera w naszym domu coraz gęściejsza. Mama coraz bardziej niespokojna żyjąca w swoim świecie, a ja z bratem niezmiernie zmęczeni psychicznie.
Jak widać na zdjęciu, mama pomimo niejasnego umysłu, sprawna fizycznie, panuje także nad potrzebami fizjologicznymi.
Cały czas jednak patrzy na drzwi wejściowe, czeka...


Opieka nad mamą zaczyna przerastać całą rodzinę!
Bardzo trudno nam dopuścić myśl, że trzeba jednak poszukać dla mamy domu opieki, powoli dochodzimy do tego że jednak nie damy już rady.
30 października mama od rana jest bardzo niespokojna, po obiedzie kładzie się aby trochę odpocząć, przykrywam ją kocem i idę do swojego pokoju. Po jakiś czasie podrywa mnie krzyk!
Mama wstała aby pójść się załatwić, potknęła się o widoczny na zdjęciu próg i upadła. Z wielkim trudem udaje nam się ją podnieść i posadzić na fotelu biurowym z kółkami. Mama skarży się na silny ból w biodrze, wzywam pogotowie i ratownicy orzekają, że mama złamała biodro i zabierają ją do szpitala. Mama jednak pod wpływem stresu i bólu dostaje temperatury, dlatego to ratownicy orzekają, że to na pewno sprawka koronawirusa. Mama zanim trafi na ortopedię musi czekać na wynik wymazu, na szczęście wynik jest ujemny.

I tak to zadziało się to czego najbardziej się obawiałam, mama tak samo jak jej mama zostaje unieruchomiona i tak samo jak babcia nie pozwala się dotknąć. Personel w szpitalu nie może nawiązać z nią kontaktu, ma także problem z opieką nad nią. Różne okoliczności zaś sprawiają, że nie zostaje zoperowana. 
Rozrabiający koronawirus sprawia, że nie możemy mamy odwiedzać w szpitalu, leży w nim 5 tygodni, my w tym czasie gorączkowo szukamy miejsca w zakładzie opiekuńczo- leczniczym w którym ma być kontynuowane leczenie złamanego biodra. Prawie cudem udaje nam się takie miejsce znaleźć, mamę przewozi tam karetka szpitalna. My w dalszym ciągu nie widzimy się z mamą, no bo przecież ten rozrabiający koronawirus narzuca rygorystyczne ograniczenia. Mamy informacje z zakładu, że mama tam także jest bardzo niespokojna i trudno ją pielęgnować bo nie daje się dotknąć. Badają ją lekarze specjaliści, ortopeda stwierdza, że noga mamy ta ze złamanym biodrem jest krótsza. co uniemożliwi jej chodzenie.
18 grudnia 2020 roku o godzinie 10,00 mama umiera, jako przyczynę śmierci podano niewydolność sercowo-oddechową.
Ja wolę myśleć, że w końcu znalazła to na co czekała, tylko że nie na tym ale innym świecie. Jest już spokojna i nie cierpi!!!

Musiałam to wszystko napisać, zmiana jej osobowości w ostatnich latach jej życia, mój  olbrzymi wysiłek związany z opiekowaniem się nią, to sprawiło, że zapomniałam, tak zapomniałam, jaka była kochana i dobra.
To wspomnienie pomogło mi to sobie przypomnieć, a także wyciszyć emocje.
 
Moja mama Tosia i ja jej córka z kręconymi włosami!!!


Jutro 29 grudnia 2020 o godzinie 13,00 odbędzie się pogrzeb Tosi.
Niech śpiewa i tańczy i promiennie się uśmiecha tam gdzie teraz jest i w naszej pamięci!!!



67 komentarzy:

  1. Bardzo, bardzo współczuję, bardzo.....

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo piękne wspomnienie. Przytulam/

    OdpowiedzUsuń
  3. Mari tak bardzo mi przykro. Serdecznie współczuję I ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trudne życie mądrej i dobrej Tosi, Antoniny,kobiety, mamy.Mamy wspaniałej, mądrej i dobrej córki , będącej jej wsparciem przez tak wiele lat.
    Piękne pożegnanie! Przytulam mocno Marijo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Samo zycie Mario! pieknie opisane, jestes cudowna osoba i mozesz byc dumna z siebie, przeczytalam ze wzruszeniem. Mama na pewno gdzies tam jest juz szczesliwa a Ty odpoczywaj o pielęgnuj w sobie te piekne o Mamie wspomnienia. Sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpierw obejrzałam zdjęcia, ile w nich wspomnień, ciepła, ludzi, z których każdy mógłby opowiedzieć ciekawą historię.
    Myślę, że opisanie wszystkiego sprawiło Ci wielka ulgę, a jednocześnie odbieram to jako hołd dla niezwykłej osoby.
    Smutna wiadomość, samo życie, powiedziałby ktoś bardzo pragmatyczny w tym momencie, oby smutek i tęsknota nie przygarbiły Cię za bardzo.
    Pokój Jej duszy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne wspomnienie o mamie. Dobrze, że je napisałaś Mario. Przytulam Cię serdecznie.

    A obie takie piękne!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mario - stworzyłaś przepiękną kronikę życia swojej MAMY.
    Wyrazy najwyższego uznania dla Ciebie.
    Przytulam Cię mocno i bardzo serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak pięknie Ją opisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  10. Niezwykle poruszajace wpomnienie i takie smutne zakonczenie.
    Wzruszylam sie. Marija, przyjmij wyrazy wspolczucia, dla Ciebie i rodzenstwa, dla wnukow Twojej Mamy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Maryś, bardzo pięknie i wzruszająco napisałaś o swojej Mamie. Nie miała łatwego życia, a była prawdziwą bohaterką. To prawda, te ostatnie, najtrudniejsze lata z naszego życia zacierają wszystko lub prawie wszystko z życia sprzed choroby i umierania. Bardzo pięknie i z miłością napisałaś o Waszym życiu. Współczuję bardzo i przytulam ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. I ja Ci bardzo szczerze współczuję.
    ps.znam Oksę i okolice,pieknie tam

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowne pożegnanie Mamy. Przytulam

    OdpowiedzUsuń
  14. Dwa razy czytalam i ogladalam. I bardzo sie ciiesze, ze choc raz Twoja Mame widzialam. Wiem, ze to juz na tym marnym etapie, a mimo to znalazla swoje malusie miejsce w moim sercu. A teraz opisalas Jej zycie tak pieknie i z gleboka miloscia, ze az lzy mam w oczach. Mama chyba do konca jednak wiedziala, ze ja kochacie, mimo targajacych Nia demonow. W tym wpisie jest kronika - Jej zycia i Twojej do Niej milosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie napisałaś Krysiu serdecznie dziękuję!

      Usuń
  15. Mario przeczytałam wczoraj tak pięknie napisałas ,z uczuciem i nie mogłam nic napisać bo przez łzy nie widziałam literek.Przytulam mocno bo wiem jaki trudne to.Bylas wspaniałą córka do końca mimo trudności.Mialas dzielna i fajna Mamę.Przypomina mi babcię ,tez szyła mundury by utrzymać czwórkę dzieci.Marta uk

    OdpowiedzUsuń
  16. To naprawdę wzruszające wspomnienie, gdy wspominamy wspaniałą służbę i walkę rodziców w wychowywaniu dzieci, tak jak zrobiła to Tosia twojej matki. Sympatyzuje.
    Pozdrowienia z Indonezji.

    OdpowiedzUsuń
  17. Piękna i wzruszająca opowieść o z pozoru zwyczajnej pani z kiosku- była niezwykłą, niebywale silną kobietą , a wielkim szczęściem dla niej było, że urodziła swoją wymarzoną córeczkę z kręconymi włosami, która pomogła jej przeżyć ten najtrudniejszy etap u schyłku życia.

    OdpowiedzUsuń
  18. wzruszyła mnie ta opowieść i Wy mnie wzruszyłyście, przytulam Maryś

    OdpowiedzUsuń
  19. Pięknie opisałaś historię życia swojej Mamy. Spróbuję kiedyś spisać życie mojej. Marijko, przytulam Cię mocno, wiem jak to zostać bez rodziców, z którymi mieszkało się cały czas i nagle zostaje pustka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję Aniu!
      Masz rację że jak się mieszka z rodzicami, to jakby się ich bardziej miało przez całe życie.
      Spisz dopóki pamiętasz, bo wspomnienia ulotne są.

      Usuń
  20. Wzruszyłam się do łez i widzę, że nie ja jedna. Twój wpis jest piękny i otworzył mi w głowie mnóstwo okienek - moich własnych wspomnień o nieżyjących bliskich. Współczuję Ci i przytulam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję Ninko!
      Taki był miedzy innymi mój zamiar aby ten post skłonił czytających do refleksji.

      Usuń
  21. Twoja mama była kiedyś piękną dziewczyną. Różnie te nasze ludzkie losy się układają. Nie zawsze tak, jakbyśmy chcieli. Z Twojej pięknej opowieści wynika, że Tosia była nieszczęśliwa. Nie miała możliwości tworzenia, oddawania się pasjom. Nie miała możliwości, żeby zwyczajnie odpocząć. A jednak pozostawiła po sobie wiele dobrego - dzieci, wnuki, prawnuki, ich pamięć, miłość. To wszystko miało sens.
    Ściskam:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy życie na pewno miało sens i ona to dostrzegała ale do pewnego czasu, bo to jej życie było po prostu niepełne. Zabrakło w jej życiu tego coby było przeznaczone tylko dla niej. Im więcej zmarszczek pojawiało się na twarzy tym bardziej pragnęła dostać od losu coś wyjątkowego co przeznaczony byłoby tylko dla niej. I wtedy zaczęła mi zazdrościć, że wychodzę z domu z aparatem i mam inne pasje. Ta zazdrość przeradzała się w złość do mnie...
      :*

      Usuń
  22. Drzwi się otworzyły i Tosia poszła w swój świat...Może teraz szyje balowe suknie i śpiewa ?? Taki powinien chyba być Jej raj...Ona piękna i piękno wkoło...;o)
    A Ty uporządkuj głowę i odpoczywaj...;o)
    Niech Moc będzie z Tobą...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to napisałaś Gordyjko, masz rację, pewnie pierwszą balową suknię w tym raju uszyje dla siebie. Mama lubiła szyć, potrafiła uszyć różne rzeczy, od dziecięcych ubranek po damskie kurtki i robiła to bardzo dokładnie.
      Tak właśnie robię porządkuję głowę i odpoczywam, przybywa mi mocy.
      Serdecznie dziękuję Gordyjko!

      Usuń
  23. Dziękuję za to piękne wspomnienie. Dziękuję, że podzieliłaś się nim z nami.
    Mama już szczęśliwa, po lepszej stronie bytu. Przytulam Cię mocno.

    OdpowiedzUsuń
  24. Marysiu, przyjmij wyrazy współczucia! Napisałaś piękne wspomnienie! Obie byłyście bardzo dzielne! Tą piosenkę James Blunt śpiewa również w Twoim imieniu https://www.youtube.com/watch?v=DTFbGcnl0po&list=PL0McJg52p2Gn_sGhDe3a_z9R8Zpc2U5Hr&ab_channel=JamesBlunt
    Przychodzi czas, że to dzieci muszą wyganiać potwory spod łóżka swoich ukochanych rodziców. Przytulam z całej siły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję Piesie, piosenka piękna i prawdziwa.
      Tak to właśnie, życie ludzkie wydłuża się i coraz częściej jest tak, że to dzieci wyganiają potwory spod łóżek swoich rodziców.

      Usuń
  25. Nie znam Ciebie, nie znałam Twojej Mamy, ale rozpłakałam się, gdy dotarłam do końca opowieści i do końca Jej życia... Nie było ono łatwe, ale pięknie to opisałaś - zostanie ta pamiątka.

    Dopóki nie wyjechałam na studia, mieszkałam niedaleko Oksy, ale tak się złożyło, że nigdy tam nie byłam, choć był to wówczas popularny cel rowerowych (i nie tylko) wypraw na kąpielisko. Zazdrościłam rówieśnikom, gdy się tam wybierali, ale mnie nigdy mama nie puściła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję! Pisząc te wspomnienia nie spodziewałam się tak emocjonalnego odbioru.
      Kąpielisko w Oksie na pewno wabiło, ja jednak częściej włóczyłam się po okalających miejscowość polach i lasach. Może dlatego, że nigdy nie nauczyłam się pływać, za to bardzo lubiłam chodzić.

      Usuń
  26. Pięknie napisałaś o swojej Tosi. Przytulam.
    Galia Anonimia

    OdpowiedzUsuń
  27. Przed przeczytaniem tego jakże pięknego, wzruszającego i bardzo szczerego wspomnienia,widziałam w Tobie wesołą wrocławiankę, bardzo ciekawie opowiadającą o rodzinnym(także dla mnie)mieście. A ile bólu kryło się za tym swobodnym zachowaniem, dowiadujemy się dopiero z tej notki. Moje wyrazy najszczerszego uznania. Z wyglądu fizycznego, jesteś bardzo podobna do mamy. Wierzę, że i siłę charakteru po niej odziedziczyłaś. Dla Ciebie i starszego brata wszystkiego spokojnego, zdrowego i radosnego na ten nowy rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję Iwono!
      Nieraz mówi się, że każdy niesie przez życie swój krzyż. To jak ten krzyż niesiemy zależy od naszych charakterów. Niektórzy noszą go na wierzchu, bo to pomaga im go dźwigać, a niektórzy swój krzyż chowają w sobie, bo to właśnie tak im łatwiej.
      A życie takie jest, że obok wielkich i małych smutków kroczą małe i duże radości. Nieraz smutek jest tak wielki, że tych radości spoza niego nie widać. Można się jednak nauczyć dostrzegania radości nawet spoza dużego smutku, ja się tego nauczyłam, co nie było rzeczą łatwą.

      Usuń
  28. Nie wiedziałam, Marija, że Twoja mama zmarła ... blogi i inne fora leżą u mnie odłogiem, jakoś tak i dopiero czytając i dowiadując się o Ewie doczytałam o Twojej mamie.
    Bardzo piękne wspomnienie napisałaś - zresztą, przy Twoim talencie inne być nie mogło.
    Serdeczne wyrazy współczucia ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję Lidka!
      Zauważyłam, że ostatnio mało Cię w blogosferze.

      Usuń
  29. Przepiękne wspomnienie o Twojej Mamie, dziękuję, bo ja też czasem zapominam w tym codziennym trudzie, jak dobrym człowiekiem przyszło mi się teraz zajmować. W związku z tym właśnie mało mnie na blogach i dopiero teraz tu dotarłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech Masza, tak to jest bardzo trudne, życzę Ci dużo siły!!!

      Usuń
  30. Very beautiful memories, nice photography.

    Best Regards:

    Background Removal Service


    OdpowiedzUsuń
  31. William Eaton10.08.2021, 15:46

    Awesome picture and awesome color correction.

    OdpowiedzUsuń