Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nosdyń. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nosdyń. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 kwietnia 2016

Niedokończona baśń...


Dyniaki, cóż to takiego wie chyba każdy kto czytuje mojego bloga :) Kilka miesięcy temu, Kalipso blogowa koleżanka,  uczyniła bohaterem swojej powiastki Rudynia,  jednego z moich dyniowych stworów. Ja do tej powiastki opracowałam ilustracje - grafiki. Owoc naszej współpracy zatytułowałyśmy: "Jak słoneczny uśmiech złego Rudynia przegonił".
Spodobała nam się nasza współpraca, a że zrobiłam już małe stadko dyniowych cudaków (i powstają nowe) dlatego też postanowiłyśmy stworzyć drugą powiastkę, tym razem dla Nosdynia.
Jednakowoż proces powstawania powiastki przeciągał się w czasie. Raz z tego powodu, że Kalipso miewa mało czasu, jak już ten czas znalazła i powstał tekst, to ja zaczęłam kaprysić ;) W opowiadaniu brakowało mi optymizmu :) Jak Kalipso uwzględniła moje sugestie, to chyba za karę, ulotniło się gdzieś moje natchnienie ;) Wraz z wiosną zjawiła się moja wena i w końcu udało mi się  opracować grafiki - ilustracje, no i jest:

"Niedokończona baśń..."

Baśń o Nosdyniu jeszcze nie była gotowa. Dojrzewała niczym złocisty melon wygrzewający się w słońcu. Nosdyń jednak uwielbiał ten niedokończony świat. Patrzył co rano na różowomleczne morze, w którym pływały długie, kolorowe węże. Nad nimi, w górze latały zielone jaszczurki. Kwiaty pachniały tak słodko i delikatnie... Jedwabista w dotyku, turkusowa trawa falowała pod wpływem wiatru, który rozrzucał na niej swoje świetliste włosy. Wokół panowała cisza, ale nie złowroga, o nie... W tej ciszy był spokój, pogoda i uśmiech.

Baśń o Nosdyniu jeszcze nie była gotowa.
Dojrzewała niczym złocisty melon wygrzewający się w słońcu.
 

Piękny to był świat, chociaż czasami w akcie tworzenia pękał. Powstawały szczeliny, które szybko się zasklepiały. Kiedyś taka szczelina pojawiła się tuż obok miejsca, w którym Nosdyń właśnie odpoczywał po cudownej zabawie. Zaciekawiony podszedł do niej, zajrzał w jej głąb. Poczuł nieznane zapachy, usłyszał dziwne odgłosy i pierwszy raz zrodziła się w nim ciekawość. Co też może być po drugiej stronie?
Wsunął się w wąski otwór, przecisnął przez maleńki korytarz i wpadł do dziwnej krainy. Rosły w niej zielone drzewa i zielona trawa, którą przecinały dróżki powykładane twardymi kostkami. W górze było przepiękne, błękitne niebo, na którym płynęły puszyste obłoki i uśmiechało się złote słońce. Wokół ćwierkały i ptaki. Słysząc warkot przejeżdżających nieopodal samochodów, Nosdyń uznał, że to tutejsze smoki tak hałasują.

Słysząc warkot przejeżdżających nieopodal samochodów, Nosdyń uznał, że to tutejsze smoki tak hałasują. 

Ten dziwny, obcy świat bardzo mu się spodobał.


 Z radości zaczął tańczyć. Wirował niczym bąk. Tak zapamiętał się w tańcu, że ledwo zdążył umknąć przed wzrokiem zbliżających się w jego kierunku ludzi. Wskoczył szybko miedzy zielone gałęzie rosnącego tuż obok rozłożystego krzaka. Trochę się podrapał, ale to nic.
Ucieszył się bardzo, bo ujrzał przed sobą chyba najpiękniejsze stworzenie w tej bajce. Nigdy nie widział piękniejszego. Miało szare, puszyste futro, wdzięczny ogonek, zgrabne uszka i mokry milutki nosek. I cudowne, zielone oczy. Nosdyń zapragnął przytulić się do miękkiego futerka. Przypominało mu jego bajkę.
Tajemnicze stworzenie pod wpływem dotyku zamruczało i przeciągnęło się.

Ucieszył się bardzo, bo ujrzał przed sobą chyba najpiękniejsze stworzenie w tej bajce.
Nigdy nie widział piękniejszego.
- Kim jesteś? - zapytał Nosdyń.
- Kotem. Nie widziałeś nigdy kota? - bursztynowe oczy wyrażały teraz bezgraniczne zdziwienie. - My, koty, jesteśmy najbardziej znanymi zwierzętami na świecie. I najważniejszymi.
- Wybacz, ale pierwszy raz jestem w tej bajce. Wszystko jest tu dla mnie nowe.
- Bajka? - kot prychnął, a potem zwinął się w kłębuszek. - O jakiej bajce ty mówisz? Niedawno dzieci złapały mnie za ogon. I ciągnęły. Na szczęście ktoś zwrócił im uwagę. Jest zimno, a nie mam gdzie przenocować. Tak samo jak rudzielec z obciętym ogonem. I czarna suka, którą ktoś wypędził z domu. Gdzież jest szczęśliwe zakończenie? Ludzie też bywają nieszczęśliwi. Uciekaj z tej "bajki", póki czas.


 - Bajka? - kot prychnął, a potem zwinął się w kłębuszek. - O jakiej bajce ty mówisz? 
Niedawno dzieci złapały mnie za ogon. I ciągnęły.
-Czasem pojawia się Dobro. Czasem znajdujemy swoich ludzi i oswajamy ich...

Nosdyń zadrżał. Coś mu mówiło, że i w jego bajce kiedyś pojawi się Zło. Był gotów na walkę w obronie różowego morza i turkusowej trawy. Był gotów, ale to, co powiedział kot, przeraziło go i zasiało w jego sercu Strach. Coraz głośniejszy warkot tutejszych smoków tylko go spotęgował.
- Czy ten piękny świat może być jednocześnie tak straszny? - zastanawiał się.
Wychylił nos zza gałęzi i zobaczył uśmiechniętych ludzi. Mała dziewczynka podrzucała piłkę, która nagle spadła i poturlała się w jego stronę. Nosdyń przeraził się, ale kot natychmiast zasłonił go własnym ciałem.
- Jaki milutki kotek! - krzyknęło dziecko i wyciągnęło rączki. Jednak zwierzę było nieufne.
- Nie dotykaj go, może cię podrapać. - rozległy się głosy rodziców.
- Chodźmy! - zawołał kot do Nosdynia i obaj przemknęli się między gałęziami drugiego krzaka.
- Czasem pojawia się Dobro. Czasem znajdujemy swoich ludzi i oswajamy ich, ale trzeba być ostrożnym. Nie każdemu się udaje - rzekł kot.- Coś ci pokażę.
Nosdyń pobiegł szybko za kotem, bojąc się, żeby ten mu nie zniknął. Tuż za parkiem było małe osiedle. Kot zatrzymał się przed szarym domkiem z ogródkiem. Na schodach domu siedziała starsza pani i przebierała fasolę.
- O, jesteś! - powiedziała na widok kota.
Zwierzę podbiegło do niej i zaczęło ocierać się o nogę kobiety.
- Jesteś głodny - stwierdziła ona. - A to co takiego? - zauważyła nagle Nosdynia.
Nosdyń szybko schował się w kępie kwiatów. Tuż obok niego pojawiło się pęknięcie, w murze. Wcisnął się w nie.
Szczelina wessała go w siebie i nagle znalazł się w swoim świecie. Wydał mu się teraz jakiś inny. Zamieszkała w nim delikatna, sina Tęsknota, która kładła się niczym woal na trawach.


Nosdyń zapłakał na jej widok. Zrozumiał, że jego bajka dopiero teraz się zaczyna. Wiedział oczywiście, że dobro zwycięży, ale uświadomił też sobie, że Tęsknota zostanie już tutaj na zawsze.
                                               

Nosdyń zachwycał się naszym światem, ja też się nim zachwycam, no bo czyż nie jest piękny?
Dlaczego więc nasze życie nie jest cudowną baśnią? Dlaczego nasze osobiste baśnie tak trudno dostroić do naszej wspólnej? Dlaczego co i rusz słychać w niej fałszywe nuty i całe kakofonie zgrzytliwych dźwięków? Czy musimy czynić zło innym ? Dlaczego...dlaczego...dlaczego...? Tak wiele pytań...starych jak nasz ziemski świat. Czy da się na nie odpowiedzieć jednoznacznie? Tylko czy jest na tym świecie cokolwiek jednoznacznego?
A.... może gdybyśmy byli wszyscy jednakowi to potrafilibyśmy stworzyć świat idealny? No i bardziej doskonali, gdybyśmy nie mieli emocji, uprzedzeń.... Ale gdyby świat był idealny, byłby równie ciekawy?

I jeszcze jedno pytanie. Dlaczego "letko przymusiłam" Kalipso, aby w napisanej przez nią powiastce pojawił się Optymizm? No cóż... kiedyś jak moja wola życia przesunęła dla mnie granicę ostateczności, nagle uświadomiłam sobie , że chce być zadowolona z życia tu i teraz i pomimo wszystko. Zaczęłam inaczej patrzeć na świat i WIEM, że zawsze i wszędzie można znaleźć blisko siebie Anioła Promiennego Uśmiechu i w rzeczach zwykłych zobaczyć rzeczy niezwykłe :) To nie zawsze jest proste, baaaaaaaaa nieraz bardzo trudne, jednak możliwe, więc pomimo Tęsknoty zamieszkującej w nas, niech zwycięża w nas Dobro, nieprawdaż Kalipso? :)))


niedziela, 15 listopada 2015

Nosdyń i mizdrzący się listopad

-Słychane to rzeczy, nikt mnie nie lubi? Jak to! Mnie nikt nie lubi? Dlaczego? Mnie nikt nie lubi? Mnie! Mnie! Mnie nikt nie lubi :((((
Tak to sierdził się listopad, w niedzielę z rana. Otworzyłam dość niechętnie oczy, szaro...
- Dziwisz się -mruknęłam pod nosem-a gdzie światło, no światło poproszę listopadzie.
-Phi będzie i światło, tylko poczekaj!!!
-Poczekaj, poczekaj, poczekaj - mruczałam marudnie.
- Ty Mary cha cha nie marudź, wstawaj i chodź ze mną do parku, a pokażę Ci, no ja Ci pokażę!!!!!!!!!!!!!!!
Poszłam z nim do tego parku, przecież była niedziela, mój spacerowy dzień. Zabrałam ze sobą najnowszego dyniaka Nosdynia, co by mi było raźniej, bo to wiadomo co po takim Listopadzie można się spodziewać!!
No a ten skubaniec pokazał, zobaczcie tylko co pokazał.....

W parku przywitały nas chmury, ale spoza nich wyzierało słońce.

W Parku Szczytnickim wita nas Diana, która pojawiła się tu całkiem niedawno.

Jak dla mnie za mocno się błyszczy ta Diana, jak się spatynuje będzie lepiej wyglądać.
Idziemy tak sobie z tym Listopadem, idziemy i dochodzimy do Hali Stulecia.
Przed zabytkową budowlą, kolumny obrośnięte winobluszczem

Zadzieram głowę do góry.
- O kurna liśćopad !!!!!!!!!
- No no no całkiem nieźle Ci to wyszło Listopadzie.

- Ho ho ho !!!!

- Ech, starasz się starasz....

Nosdyń jakiś taki przytłoczony tym liśćopadem.
-Rety, rety,a co to skrada się z lewej strony!!!!

Notera z prawej, no co to? Kto to?
Nosdyniu spoko, to tylko mój długi listopadowo cień :))
Pergola fajnie wygląda z takimi cieniami.
Słońce sprzyja temu tam... Listopadowi.

Ooooooooooooooo Listopadzie, a to cooooooooooooooo?
- Dławisz okrągłolistny.

-Udał mi się, udał mi się - cieszy się Listopad :))
-Hmmm rzeczywiście ładny, ale czy on na pewno tylko Twój Listopadzie ?
Spoza dławisza zerkamy na Pawilon Czterech Kopuł.

Ciekawe czy jadalny ten dławisz ?
Ale Listopad nie wiedział.

Po pergoli wyraźnie widać działalność liśćopada.

-Widzisz, widzisz piał z zachwytu liśćopad.

Liśćiopadowy buk uszkodzony przez sierpniową wichurę, ale troskliwie zaopiekowany.
Hala stulecia, oświetlona listopadowym słońcem z nieczynną już fontanną medialną.

No i co ?

-No! No! No i co?
-Ot, banalnie piękne po prostu.....

Liśćopad, po prostu liśćopad.



Liśćopadowy kaczor ;)
Coraz bardziej liśćopadowy
A tu,całkiem liśćopadowa parka

A tu liśćliśćliśćliśćopadowa kaczucha





Liśćopadowa woda

Tu widziana w drugą stronę.

Ładnie, ładnie - mruczy Nosdyń.

Bardzo ładnie! Barrrrrrrrdzo ty ty.......dyniaku - pieni się liśćopad
Cuuuuuuuuuuuudownie !!!!!!!!!!!! - rzucam ugodowo.
A Listopad perli się z dumy :)))

I lśni liśćopadowo

I znowu perli.

Liściopadowo kokietuje.

A woda płynie liśćmi ....

I kaczkami....

I mizdrzy się słonecznie ten liśćopadowy Listopad

Patrzę z niedowierzaniem.
Listopad to? Czy nie listopad ?

Ej Listopadzie liśćiopadzie!!!!!!!!!!!Gdyby nie to słońce inaczej byś wyglądał!!!!!!!!!!


Mamy spadać ?- pytają liście.
Spadaaaaaaaaaaaajcie- zachęca Listopad.

Wychodzimy z parku, zerkając jeszcze na Halę Stulecia.
Zerkamy także na neon zoo, odnowiony po tym jak strąciła go letnia wichura 

Zaraz wsiądziemy do tramwaju i wrócimy do domu.
Eeeeeeeeeeeeee listopadzie mizdrzysz się tak, mizdrzysz się, a to przecież dopiero Twój początek. Przecież te kolorowe liście zaraz opadną do końca. Czym będziesz chwalił się później?
-Hehehe masz przecież zdjęcia, to sobie pooglądasz ;)))
-Wiesz, wiesz, wiesz bezczelny jesteś!!!!!!
-No od czasu do czasu zaświecę słoneczkiem i zobaczysz, że znowu będzie ładnie :)))
- Przecież ono tak krótko u Ciebie świeci!!!!
-No żesz kurna co za maruda mi się trafiła!!!!!. Przecież jak przestaje świecić, możesz zapalić sobie lampę, poczytać, podłubać te swoje jakieś tam dyniaki, przecież włóczył się dzisiaj z tobą ten jeden, pokraczny taki. I...... możesz przecież, spotkać sie z kimś, zajrzeć do blogowych koleżanek..... :)))
- No jakieś argumenty masz...

No i został ze mną jeszcze na jakiś czas ten opadnięty liściowo LISTOPAD. Może go jednak polubić? No tak niedawno już zadawałam to pytanie. Z lubieniem listopada, u mnie trudno jest, chociaż w tamtym roku był fajny :))
Chyba będę często oglądać te zdjęcia :)))