poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Kwietnie, jak na lato przystało, ale i robótkowo także ;)

Kilka lat temu kupiłam laleczkę, za grosiki. Była wystylizowana na klauna, ubranko miała lichutkie i już mocno sfatygowane, ale za to śliczną buzię. Dlatego ją wzięłam przygarnęłam i ta laleczka tak sobie u mnie była i była i była. W końcu niedawno, spojrzałam na nią i żal mi się jej zrobiło, że właściwie marnuje się jej potencjał. Wzięłam więc ją w obroty. Zdjęłam i wyrzuciłam paskudne ubranko. Oderwałam przyklejoną do główki czapeczkę z  futerkiem i starannie usunęłam klej. I tak to miałam golasa z różowym ciałkiem. Pewnie już Wam wiadomo, że nie przepadam za szyciem, nie wchodziło więc w grę  szycie wymyślnych strojów ;) Poszłam więc w minimalizm, obszyłam ciałko laluni letko zużytą starą skarpetką frotową, przyozdobiłam conieco i wyszło mi cuś takiego :)


 Laleczka ma ceramiczną główkę, rączki i butki, butki zaś są tak stabilne, że lalka stoi bez żadnych podpórek :)


Ubranko jak pisałam, zrobiłam ze skarpetki w taki sposób, że zdjąć się go nie da. W przepaściach, znalazłam kawalątek takiej stareńkiej fajnej wstawki, starczyło akurat na przyozdóbki, doszyłam także małowiele koralików.


Do przyozdobienia wykorzystałam także japoński wisiorek, który dostałam kilka lat temu od blogowej koleżanki  Gosianki, to ten niebieski element na brzuszku i ta sznureczkowa plecionka z tyłu.


Długo zastanawiałam się co zrobić z łysiutką główką. Czapeczka wydała mi się banalna, a jakiegoś wymyślnego nakrycia głowy nie chciało mi się robić ;)


Najprościej było wymalować jakąsik fryzurę, ino miałam obawy czy wyjdzie mi to zadowalająco.


 Wyszło tak jak widać, uważam że nie najgorzej ;)


Laleczka jest wielkości wrocławskich krasnoludków :)


A sesyjkę zrobiłam jej, a jakże, w ogrodzie botanicznym ;)


Uważam, że maluszek niezwykle malowniczo wygląda wśród kwiatów lata :)


Popatrzcie, czyż nie mam racji? :)


Płomiennowłosa laleczka i kwiaty.
























 Na początku lata zrobiłam także okularnika.


Jak zaczęłam szperać wśród materiału wyjściowego to okazało się że wszystkie potrzebne elementy zgrały mi się kolorystycznie, aż dziw!


I ta okularnikowa sówka wyszła taka w jednej tonacji :)


Agat ten ma bardzo intensywny kolor, ale to nie jest naturalny kolor tych kamieni. Bardzo dużo agatów jest sztucznie barwionych, pisałam już o tym nieraz, wspominam o tym jeszcze raz, bo może pomimo to nie wszyscy moi czytelnicy o tym wiedzą :)


Przezroczystość tego kamienia nie bardzo mnie zadowala, ja lubię takie bardzo przejrzyste. Trzeba jednak przyznać że sóweczka wyszła niczegowata ;) 


 Jak myślicie, gdzie zrobiłam jej sesję zdjęciową?


 Hehehehehehe, oczywista... w ogrodzie botanicznym :)


 Z okularową sóweczką byłam w ogrodzie trochę wcześniej niż z laleczką, dlatego na zdjęciach widać kwitnące liliowce, które już przecież dawno przekwitły.


Popatrzcie jak w zależności od otoczenia fajowsko zmieniają się okularowe sowie szlary.


Na każdym zdjęciu te szlary-okulary wyglądają inaczej.


Wygląd agatu także się zmienia w zależności od intensywności światła.




























Z laleczką i okularnikiem pokazałam Wam trochę malowniczych i ukwieconych zakątków wrocławskiego ogrodu botanicznego, nie pierwszy ani też ostatni raz zresztą ;)


Smętnie wygląda ta georginia dalia...
Ech, to lato zaczyna odchodzić i czemu temu czasowi tak się spieszy?...



poniedziałek, 5 sierpnia 2019

"...A ja mam słońce w kapeluszu..."

Idą sobie ulicą
smętni ludzie z nerwicą,
obrażeni, skrzywieni i źli.
Nagle patrzą, naprzeciw
idzie facet i świeci...


To kapelusz, panowie,
na głowie mej lśni!




Bo ja mam słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu mam,
przyzwyczaiłem się i muszę
trochę słońca nosić tam.
A jeśli słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu się ma,
to ma się tyle animuszu,
tyle animuszu, co ja!




Panie, skończ pan tę mowę
w sprawie słońca na głowie,
takich rzeczy nie nosi tam nikt!
Panu pewnie łysina
trochę świecić zaczyna,
to by było normalne,
więc po co ten krzyk?




Bo ja mam słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu mam,
przyzwyczaiłem się i muszę
trochę słońca nosić tam,
a jeśli słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu się ma,
to ma się tyle animuszu,
tyle animuszu, co ja!




Każdy w jakimś tam sensie
ma do losu pretensję,
że ten łajdak nie wszystko mu dał.
Każdy mola ma swego,
jak nie tego, to tego,
i pigułki na nerwy
bez przerwy by brał.




A ja mam słońce w kapeluszu.,
słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu mam,
przyzwyczaiłem się i muszę
trochę słońca nosić tam,
a jeśli słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu się ma,
to ma się tyle animuszu,
tyle animuszu, co ja!

https://www.tekstowo.pl/piosenka,tadeusz_ross,slo_ce_w_kapeluszu_.html



Kto pamięta tą piosenkę Tadeusza Rossa? Ma już ona sporo lat, jednakoż nic się od tego czasu nie zmieniło, bo na ulicach w dalszym ciągu sporo ludzi z nerwicą, obrażeni, skrzywieni i źli ;)
A takie słońce w kapeluszu ma moc, a właściwie to może być także kapturkiem w deszczu! Nie ważne co i jak ważna dobra energia w nas!
Tymek synek mojej bratanicy jest pełen takiej dobrej energii, czerpie ją przede wszystkim z miłości bliskich

Zdjęcie robione na Pol'and'Rock Festival,
ale nie ja to zdjęcie robiłam.
i z czego tylko się da, także z deszczu :)








Chętnie się nią z Wami podzieli, jak chcecie to bierzcie :)


U mnie ostatnio z animuszem różnie bywa, dlatego to po słońce w kapeluszu pojechałam do Sułowa.
Hmmm deszcz zamiast słońca, w takim razie tak jak Tymek chwytam dobrą energię z deszczu!

Zdjęcie zrobione przez moją bratanicę Madziulę.
Do Sułowa zabrałam się z bratem i bratową, pojechaliśmy w odwiedziny do...Tymka, który przebywał tam ze swoimi rodzicami.

Dzień był parny i chmurzasty.


Chmureczki jak na razie niewinne takie bałwanki.


Minęliśmy Trzebnicę, znaczy się to już niedaleko...


Trzebnickie sady, fajnie ale...nie tego wypatruję...


Na polach żniwne bale, a nad polami chmurzaste bałwanki zaczynają zmieniać wygląd.


Las, bardzo lubię, ale to nie jego wypatruję...


Ooooooo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Są wcześniej niż się ich spodziewałam.


Słoneczniki, słoneczka do mego kapelusza :)


Gdy byłam w czerwcu na letnisku w Sułowie, w drodze powrotnej, wypatrzyłam w okolicach Gruszeczki, dwa poletka słoneczników, które jeszcze nie kwitły.
A tu teraz okazuje się, że słonecznikowe pola zaczynają się już kilka kilometrów przed tą śródleśną miejscowością.


Są słonecznikowe pola i jest...deszcz!


I nie ma pobocza, aby się przy tych kwiatach zatrzymać, nacieszyć oczy i napstrykać oczywiście zdjęć.


Robię więc zdjęcia przez okno pędzącego samochodu, brat patrzy z politowaniem i z komentarzem, że przecież nic mi z tego nie wyjdzie.


Jednakoż przecież ja maniaczka fotograficzna jestem, więc sobie pstrykam ;)


A w domu, po wrzuceniu tego urobku do komputera, okazuje się hehehehehehe, że jednak coś wyszło! :)


Jestem z tych słonecznikowych zapłakanych zdjęć zadowolona :)
A jak widzicie słonecznikowe pola ciągnęły się i ciągnęły, sprawdziłam na mapie, tak około 8 kilometrów.


W końcu jest miejsce gdzie można by zjechać i zrobić zdjęcia nie przez szybkę.
No ale w dalszym ciągu jest także deszcz...


Jedziemy więc bez zatrzymywania się, na letnisko do Tymonka.


Jest Barycz, to i letnisko ino ino i już będzie.


O jest!
I deszcz przestał padać :)


Urzekł mnie ten kwietny łanik.




W odwiedzinach byliśmy kilka godzin, a w tym czasie deszczyk padał, potem przestawał i znowu padał.
I co? I było cudownie, bo duchota sobie poszła precz,a temperatura zrobiła się taka przyyyyyjemnaaaa :)


A świat wkoło tak ślicznie lśnił!


Deszcz wyświadczył nam nawet taką uprzejmość, że zrobił odpowiednio długą przerwę na kąpiel w basenie ;)






Deszcz przestał padać, ale słońce coraz niżej, czas wracać do domu.
A skoro nie ma deszczu to...








to, to, to...


zatrzymujemy się przy słonecznikowym polu!!!


Na skraju lasu nadrzewna kapliczka.




I morze słoneczników!!!
















Jak widać na zdjęciach dużo słoneczników już przekwitło, ale i tak widok jest urzekający!!!


Niewiele już słonecznych promieni oświetla kwiaty.


Ruszamy więc do dom.


A co robi w drodze powrotnej maniaczka fotograficzna?


Zdjęcia słoneczników oczywiście! ;)




Jak skończyły się słoneczniki za oknem, wyłączyłam aparat.
I nagle w oddali wypatrzyłam gniazdo bocianie!!!!!!
Szybko, szybko, otwieram uchylny wyświetlacz, zdejmuję pokrywę obiektywu, wcelowuję obiektywem...
Brat znowu patrzy z politowaniem...
A ja mam, mam, mam!!!
Bociany na zdjęciu hehehehe, no fuksnęło mi się ;)

Za oknami samochodu zmrok.


A ja wracam z pełnym słońca kapeluszem :)


A ja mam słońce w kapeluszu.,
słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu mam,
przyzwyczaiłem się i muszę
trochę słońca nosić tam,
a jeśli słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu,
słońce w kapeluszu się ma,
to ma się tyle animuszu,
tyle animuszu, co ja!


Na jakiś czas mi tego słońca wystarczy, a potem trzeba będzie znowu dorzucić dobrej energii do kapelusza :)