niedziela, 31 października 2021

Z tęczowych chmur Tęczowy Anioł dla...

Na samym północno-wschodnim krańcu Wrocławia 25 lat temu założono cmentarz komunalny

Wrocławianie nazywają go cmentarzem Kiełczowskim.

Na cmentarzu tym pochowani są moi rodzice.

 

21 października, będąc na tym cmentarzu, udało mi się zaobserwować na niebie niezwykłe zjawisko. 

Niebo w tym dniu bardzo ciekawe było, a tak już mam, że chmury zawsze przyciągają mój wzrok.

Słońce próbowało się wydostać spoza tych chmurzysk i wtedy zaczęło dziać się z nimi coś niecodziennego!

Popatrzcie uważnie na poniższe zdjęcie.

No i...

 Jeśli nic szczególnego nie widzicie nie martwcie się, moi bracia byli tam ze mną a też nie widzieli :)

A teraz już widzicie?

Te smugi na chmurze pastelowego koloru?
 
 
 
 O te!
 

 
Zjawisko to nazywa się:
"Iryzacja 
Interferencja światła wywołana przy przechodzeniu promieni świetlnych przez krople wody o jednakowej wielkości, które ulegają załamaniu, a nie przejściu po tej samej linii.
 

 
Może mieć nieregularne formy w barwach zieleni, różu, podobne do wnętrza muszli perłowej."
 https://meteoprognoza.pl/wiedza-2/atlas-chmur/zjawiska-optyczne/
 

 "Iryzacja polega na interferencji (nakładanie się dwóch fal) oraz dyfrakcji (zmiana kierunku rozchodzenia się fali) promieniowania słonecznego, dzięki czemu światło białe rozszczepia się na wszystkie barwy tęczy."

"Zachodzi to na przezroczystych lub półprzezroczystych ciałach składających się z wielu warstw o różnych właściwościach optycznych."

"Pastelowe plamy na niebie są krótkotrwałym efektem. Przeważnie dostrzegamy barwy zielone i różowe."


 "Niekiedy układają się w postaci smug równoległych do brzegów chmur. "

 "Najbardziej lśniące barwy są obserwowane wówczas, gdy tarcza słoneczna znajduje się kilka stopni poniżej horyzontu."  https://tvn24.pl/tvnmeteo/najnowsze/pastelowe-barwy-na-niebie-jak-powstal-ten-efekt-4894520

 
Ja obserwowałam to zjawisko w samo południe.
Barwy na chmurach nie były zbyt intensywne i może dlatego moi bracia nie mogli  ich dostrzec . 
Jednakoż ustawiłam opcje aparatu fotograficznego tak aby przyciemnić obraz i wtedy kolory na zdjęciach wyszły dobrze widoczne. 


 
"Efektu możemy wypatrywać na niebie, gdy występują kłębiaste chmury piętra średniego (Altocumulus). Zdarzają się także na Cumulusach, Cirrocumulusach i Stratocumulusach"
 https://tvn24.pl/tvnmeteo/najnowsze/pastelowe-barwy-na-niebie-jak-powstal-ten-efekt-4894520
To informacja dla osób którzy potrafią rozpoznać rodzaje chmur, ja do takich osób niestety nie należę ;)
 
Dorzucę jeszcze, że kilka lat temu także widziałam i fotografowałam iryzację chmur, tylko że wtedy chmury były małe i było ich niewiele, efekt był więc mniejszy.
Nad cmentarzem kiełczowskim obserwowałam także kiedyś olbrzymie słoneczne halo, nie miałam jednak wtedy ze sobą aparatu fotograficznego.
Pomyślicie sobie może że mam szczęście do niezwykłych zjawisk, ale to raczej nie kwestia szczęścia, ale taka przypadłość wzrokowa ;)
Moje oczy wychwytują z otoczenia różne "dziwności" :)
 

 



W grudniu umarła moja mama.

W styczniu zmarła nasza blogowa koleżanka Ewa 

W maju zmarła nasza blogowa koleżanka Mika

Nie ma ich, tak bardzo ich nie ma...

Trudno mi znaleźć odpowiednie słowa w sobie.

Dlatego to zamiast słów jest obraz.

Z tych tęczowych chmur, co to udało mi się je dostrzec i sfotografować, zrobiłam dla mojej mamy, dla Ewy i dla Miki, Tęczowego Anioła.





środa, 20 października 2021

Ooodyń, szelmowskie diablikowate licho.

Pszepaństwa oto On, mój dyniak najnowszy.

Ooodyń on!


 Dlaczego tak nazwałam to moje nowe dyniowe dziwadło?

Otóż ze zdumienia...że cuś takiego mi się wykluło ;)

Bo on akurat taki, wyszedł mi właściwie przypadkiem :)

Tworząc dyniaki zawsze improwizuję, jednak w trakcie tworzenia Ooodynia pod rękę wchodziły mi materiały które zdecydowały o ostatecznym jego wyglądzie :)

Jak lęgnie się taki dyniak? :)

Ano to było tak.
Spośród mojego pokaźnego zbioru bardzo dobrze wysuszonych dyniek ozdobnych,
 

 

 
 
 
 
 
wybrałam dwie które według mnie pasowały do siebie.

W dyniakach zawsze wpierw powstaje głowa.

Przy pomocy cieniutkiej skórki i kleju przekształciłam ogonek dyńki w pyszczek. Klej służy mi nie tylko do przyklejania, nadbudowuję nim także detale, zrobiłam tak także z oczami, przykleiłam koraliki, a potem wymodelowałam wkoło klejem. Uszy to skórka także wymodelowana klejem.


Jak już mam głowę, zaczynam przemyśliwać jak będzie wyglądać reszta. Zazwyczaj mam różne koncepcje i zanim podejmę jakąś decyzję zaczęty dyniak musi sobie poleżeć ;)

  

Najbardziej odpowiedzialnym i skomplikowanym etapem pracy jest wykonanie nóg, to właściwie praca konstrukcyjna, albowiem chcę aby moje dyniaki samodzielnie stały. 

Jak już wyklarowała mi się nożna koncepcja, wybrałam jeszcze jedną odpowiednią dyńkę przecięłam na pół i zrobiłam z niej stopy. Podkleiłam je czerwoną skórką, która mi się właśnie nawinęła ;)

A potem jest bardzo żmudny i skomplikowany proces przytwierdzania do tułowiowej dyni nóg i modelowania ich. Robię to zrywami bo muszę pokonywać zniecierpliwienie i irytację ;)

W końcu ufff, dyniakowy tułów stoi na nogach i to stoi stabilnie!!!

 I paczta jaki zgrabny tyłeczek mu wymodelowałam! ;)

 W końcu nadeszła kolej na montaż głowy, co także proste nie było.

Dyniak już prawie gotowy, jednakoż musi sobie trochę odstać, bo w głowie mej wykluwają się koncepcje jego kończyn górnych ;)

Skoro ta czerwona skórka jest pod ręką to robię z niej dłonie, ale rączentowe kuncepcje w dalszym ciągu się jeszcze lęgną ;)

He, ręce także już są! 

Teraz muszę dyniaka pomalować, a nie jest to mój ulubiony etap tworzenia, albowiem do farb podchodzę z dużą rezerwą. Tak już mam że wolę tworzyć przestrzennie niż malować.

No cóż...po zmontowaniu cudaka wylazło z niego jakieś takie licho czy cuś, chyba nawet jakiś diablik w nim chichotał :)

 
 
A skoro chichocze w nim diablik, no i ma te czerwone dłonie i częściowo stopy, to malnęłam mu jeszcze głowinę na czerwono i dorzuciłam czerwieni do rąk i stóp. Na tułowiowej dyni poszłam zaś w ciemne brązy, bez przesady jednakoż, większą jej część pozostawiając w naturalnym kolorze.

 
Ooodynia zabrałam na sesyję zdjęciową w październikowo przekwitające kwiaty.

 Stoi sobie w ostatniej już jesiennej zieleni i gra na badylu dylu, dylu.

Niby diablik ale paczta, wcale niestraszny on!

Bym nawet rzekła że sympatyczny :)


Ot takie szelmowskie diablikowate licho ;)


Dylu, dylu na badylu,
Firli, firli, plum, plum
Fiku-miku na patyku,
Trarararara, bum, bum, bum!



Myko obwąchał i też stwierdził, że Ooodyń sympatyczny i na pewno absolutnie niegroźny.

Człap, człap, człap człapie do nas listopad, już mało wiele a będzie, przywlecze ze sobą króciutkie szare dni i wtedy takie diablikowe szelmowskie licho ze swoim dylu dylu na badylu na pewno rozweseli duszę :)



środa, 6 października 2021

Zachciało mi się...popatrzeć na...góry.

Z wszystkich krajobrazów Polski to góry zawsze były mi najbliższe, w przenośni i rzeczywistości, mieszkam wszak na Dolnym śląsku :) 
Na wycieczki szkolne to w góry wożono nas najczęściej .

 

 Mając 16 lat pojechałam na dwutygodniowy obóz wędrowny, tuptaliśmy po Beskidzie Sądeckim. Ło jak mnie się to spodobało! Nie uprawiałam nigdy żadnych sportów, a w tych górach okazało się że jestem niezwykle wytrzymała i bardzo lubię chodzić. Moi obozowi koledzy dziwili się, że dorównuję im kroku :)

Błoto, ach cóż tam błoto, byle dalej, dalej, dalej, no i wyżej!

 

 Po tym obozie więc, ze szkolną koleżeńską grupą, szwendałam się  dość często, po naszych najbliższych czyli dolnośląskich górach, .

Taaaak chodzenie, a szczególnie po górach sprawiało mi zawsze wiele radości ino że na przestrzeni lat nie zawsze regularnie udawało się w te góry dotrzeć.

W górach czułam się zawsze tak jak w tej starej turystycznej piosence:

 ...Przyoblekam myśli w kolory
W złoto liści buków purpurę
Palę w ogniu letnie wspomnienia
Idę wymachując kosturem
Idę w góry cieszyć się życiem
Oddać dłoniom halnego włosy
W szelest liści wsłuchać się pragnę
W odlatujących ptaków głosy
Słony pot czuję w ustach
Dzień spracowany ucieka
Anioł zapala gwiazdy
Oświetla drogę człowieka...

  Jednakoż życie to nie łączka byczka Fernanda, borykanie z losem na dość długo odciągnęło mnie od górskich wędrówek. Dopiero w 2013 roku wdrapałam się na Małą Ostrą w Rudawach Janowickich. Łatwo nie było, ba miejscami baaaardzo trudno, ale dałam radę.

Dwa lata później zaś udeptałam trochę śniegu w tatrzańskich dolinach.

 Dobrze że na moje powitanie w Tatrach spadł śnieg. Gdyby tego daru litościwy los mi nie zesłał i w dolinach była ślizgawica i błocko, kilka dni zamiast po dolinach tuptałabym po Krupówkach ;)

No bo cóż, tak się porobiło, że radioterapie leczące moje choroby nowotworowe (2002, 2003), osłabiły mięśnie moich nóg i zachwiały stabilizację stóp, no i całkowicie zaburzyły pracę jelit. Przez lata jednak ciekawość świata i ta moja szwendacka pasja pomimo trudności wyciągała mnie z domu.

I nastał rok 2019 który przyniósł nam remont do naszej kamienicy, a nasza klatka schodowa na kilka miesięcy stała się dla mnie trzypiętrowym torem przeszkód często nie do pokonania. I tak to moja szwenacka pasja zaczęła przysypiać, a jak całkiem przysnęła to zasnęła także moja sprawność fizyczna. A do tego borykanie się z  demencyjnymi problemy mojej mamy, potem jej choroba i śmieć dowaliły mi jeszcze psychicznie!
Od stycznia balansuje na huśtawce nastrojów, co ma fatalny wpływ na moje jelita, które bardzo często uniemożliwiają mi wyjście z domu.
Z chodzenie kiepsko a do gór mi tęskno, no więc zachciało mi się chociaż na nie popatrzeć :)
Umówiłam się więc z bratankiem na pierwszą październikową niedzielę i wskazałam kierunek, Góry Sowie.
Dlaczego akurat te góry to po kilkudziesięciu zdjęciach się wyjaśni ;)
 
No to jedziemy,
 
 
a październik słonecznie się do nas uśmiecha :)

 
I taka zwiewna chmurka nas prowadzi.

 
Z boku zaś przygląda nam się Ślęża
 
 
W oddali widać już góry.


Wkoło nas coraz ładniej.



 
Masyw Gór Sowich właściwie już na wyciągnięcie ręki :)


 
Jesteśmy już w Dzierżoniowie.


 
Kierujemy się na Pieszyce bo wymyśliłam sobie aby przejechać drogą biegnącą przez Przełącz Jugowską
Wszak przecież chciałam popatrzeć na góry ;)
 

 Góry już o rzut beretem :)

 
Pieszyce







Kamionki,


a w nich taka oto niespodzianka.
Droga na Przełęcz Jugowską zamknięta!!!
Albowiem trwa rajd samochodowy.


Musimy przedostać się przez Góry Sowie, ponieważ zmierzamy do pewnej niezwykłej atrakcji! Wracamy się więc do Dzierżoniowa, aby przez Bielawę i przez Przełęcz Woliborską dojechać tam gdzie chcemy dotrzeć.


Zmieniona trasa okazała się niezwykle atrakcyjna i emocjonująca! :)


Uwaga ostry zakręt!


Następny zakręt

I następny, aże aparat waryjuje ;)

I jeszcze jeden zakręt, no bo przecież to góry!

Powinnam po nich dreptać, ale taka jazda też jest niczegowata ;)





Emocje opadają, góry odsuwają się trochę od nas.

My zaś jedziemy dalej


Bo za Nową Rudą czeka przecież na nas ta atrakcja!



O Ścinawka Górna!

Jest, jest jest ona, nasza atrakcja!!!

A właściwie on, Zamek Sarny!!!

" Położone na skalnym występie zbocza w dolinie rzeki Ścinawki pomiędzy Górami Sowimi a Stołowymi, zabytkowe założenie w Sarnach (niem.Scharfeneck) jest jednym z najciekawszych architektonicznie historycznych kompleksów pałacowo-folwarcznych w obecnych granicach Dolnego Śląska."
 
 Historia Zamku Sarny zaczyna się w średniowieczu.

"Przez większość swojego udokumentowanego istnienia założenie należało do zamożnej rodziny hrabiów von Götzen, z której wywodziło się wielu Starostów Kłodzkich. To na Zamku Scharfeneck w 1866 r. urodził się Gustaw Adolf hr. Götzen, późniejszy kolonialny gubernator Niemieckiej Afryki Wschodniej."

" Götzenowie doprowadzili Scharfeneck do rozkwitu, rozbudowując rezydencję, dobudowując pałac letni jak i w XVIII wieku Kaplicę św. Jana Nepomucena, bogato ją dekorując polichromią. Po 1945 r. i po przemianowaniu Scharfeneck na Sarny zespół stał się własnością Skarbu Państwa. Po likwidacji Państwowych Gospodarstw Rolnych obiekt bardzo podupadł, stając na skraju zawalenia.

W 2010 r. o przejęcie Dworu Sarny starała się brytyjska fundacja Save Britain’s Heritage pod patronatem Karola, Księcia Walii. Ze względów administracyjnych i formalnych nie doszło do transakcji.

"Założenie do końca 2013 r. pozostawało w stanie postępującej degradacji, będąc własnością państwową. Od początku 2014 r. znajduje się w posiadaniu fundacji założonej przez trzy osoby prywatne i jest w trakcie obliczonej na ok. 20 lat rewitalizacji."

"W 2014 r. zabezpieczono pałac przed zawaleniem i rozpoczęto remont kordegardy oraz prace projektowe."

 http://www.zameksarny.pl/sarny-kiedys-i-teraz/

Zapraszam do zwiedzania :)

Dom Bramny.

A w nim:

"Zamek Sarny ma jedną z najpiękniejszych kawiarni zamkowych, zaprojektowaną przez specjalistyczną pracownię stylowych wnętrz MaisondeRome Interior Design."  http://www.zameksarny.pl/sarny-kiedys-i-teraz/

 

Popatrzcie jaki klimacik :)



 

 




Ja jednak pozostaje nieczuła na kawiarniane klimaty, bo nie to przyciągnęło mnie do Zamku Sarny.

Do przyjazdu w to miejsce skusiła mnie kaplica św. Jana Nepomucena.

"Jan Nepomucen 1345- 1393 – duchowny, kanonik, wikariusz generalny archidiecezji praskiej, męczennik i święty Kościoła katolickiego. Wikipedia 
Patron: jezuitów, Pragi, spowiedników, szczerej spowiedzi, dobrej sławy, tonących oraz orędownikiem podczas powodzi i mostów"
 
Historię męczeństwa św. Jana Nepomucena opowiedział mi przewodnik na moście Karola w Pradze w 1993 roku. Po powrocie z Pragi dotarło do mnie, że koło naszego kościoła parafialnego stoi rzeźba właśnie tego świętego. We Wrocławiu jest sporo rzeźbionych okazałych wizerunków tego świętego, tak się jakoś składa, że mijam je dość często. 
No i moje blogowe koleżanki cudARTeńka i Grażyna od kilku lat jeżdżą śladami Nepomuków.
Jak mi więc ze dwa lata temu na mojej fejsowej stronie pojawiła się informacja o Nepomuckiej kaplicy w Zamku Sarny, niezwykle mnie to zaintrygowało, bo kaplica na zdjęciach wyglądała niezwykle. 
Kusiła mnie ta kaplica, wabiła, postanowiłam więc połączyć moją chętkę na góry z chętką zobaczenia kaplicy ;)
I oto stoję sobie przed kaplicą św. Jana Nepomucena na Zamku Sarny :)

 
"Kaplica w obrębie Zamku Sarny powstała w latach 20-tych XVIII wieku jednocześnie z kościołem parafialnym (obecnie bazyliką mniejszą) w Wambierzycach."
"Jak na miejsce kultu religijnego w rezydencji arystokratycznej, Kaplica Św. Jana Nepomucena w Sarnach jest większa niż porównywalne obiekty. Ma też nietypowy plan elipsy."
 

Wejdźmy do środka.

"Kaplica w Sarnach stanowi więc najdobitniejszy wyraz kontrreformacyjnej barokowej katolicyzacji Hrabstwa Kłodzkiego. Swoim malowaniem przypomina ołtarze niszowe w bocznych kaplicach barokowych kościołów, których świetnym przykładem są kaplice w kościele klasztoru w pobliskim Broumovie (Czechy)."

"...ołtarz, w którym iluzjonistycznie namalowane są ramy obrazu, ponad którym widnieje kartusz z medalionem i napisem DIVU[S] IOANNE[S] NEPOMU[K] SA[N]CTU[S] (zobacz zdjęcia poniżej tekstu).W centralnym punkcie – obrazie unoszonym przez nagie anioły – widać martwego świętego."



"Nie ciało lecz obraz Jana jest tu unoszony w kierunku Nieba. Obraz a więc idea, dusza. Ten obraz stanowi o grobowym charakterze Kaplicy w Sarnach."

 

"Wizerunek martwego świętego w ołtarzu jest wyjątkowo rzadki. Kaplica w Sarnach to symboliczny grób Św. Jana Nepomucena i można domyślać się, że w mensie ołtarzowej znajdowały się relikwie świętego."

"Wzrok wędruje następnie na spektakularną kopułę, na której uwidoczniona jest apoteoza świętego przyjmowanego przez Marię i Św. Józefa do Nieba,

 

 w białej szacie i z palmą męczeńską, w aureoli z pięciu gwiazd. Wokół widać anioły niosące jego atrybuty – modlitewnik, biret i krzyż. To apoteoza nie tylko tego świętego, ale też Sacra Conversazione – obraz z tronującą Matką Boską w otoczeniu świętych."

"Wnętrze Kaplicy stanowi graficzną opowieść o życiu, męczeńskiej śmierci i chwale ołtarzy Św. Jana z Nepomuku. W glifach okiennych przedstawiono osiem obrazów powieszonych na wymalowanych iluzjonistycznych gwoździach i wstążkach. Dekoracyjne motywy palm oraz białych i czerwonych róż podkreślają ideę męczeństwa"

"W oknach sarneńskiej Kaplicy zamyka się historia życia Jana."


"Wykonane w niej malowidło autorstwa Johanna Franza Hoffmanna (1699-1766) zostało ukończone w 1738 r., ostatnim roku życia hrabiego Franza Antona. Autor swoją sygnaturę i datę ukończenia dzieła umieścił przy herbie rodowym Götzenów nad lożą kolatorską."

http://www.zameksarny.pl/kaplica-sw-jana-nepomucena/

Wychodzimy z kaplicy na dziedziniec, w oddali widać zabudowania folwarczne.


Zamek.

Zejście do parku zamkowego

Park i rzeka Włodzica.


Letni Pałac Sarny.


Atrakcja warta była aby do niej dojechać, a teraz nawracamy się w kierunku doma.

W Rudzie Śląskiej coś przyciąga mój "kąt oka";)
A cóż to cóż?
Dzięki cudARTeńce tyle widziałam pomników Nepomucena, że moje oko najwyraźniej nastawiło się już na nie :)

Bo mój "kąt oka" dostrzegł jego pomnik właśnie!

Jak próbowaliśmy wjechać na drogę prowadzącą przez przełęcz Jugowską to policjant poinformował nas że droga ta będzie zamknięta do godziny 16.00. Ponieważ jest już po 15.00 zamierzamy w drodze powrotnej w końcu przez tą przełęcz przejechać. 

Przed Jugowem mijamy taki niezwykle ciekawy wiadukt.

I już jedziemy w kierunku przełęczy.

I cóż my tu mamy?

Zakręty mamy!

Dużo zakrętów ;)


I przejeżdżamy przez przełęcz.

Za przełączą zakrętów ciąg dalszy.

A na jednym łuku taka historia!!!

Jeden z rajdowców daleko nie poleciał, gdyby nie drzewa mógłby spaść znacznie niżej.

Mój bratanek to doświadczony i rozsądny kierowca, dlatego to nie boję się pokonywać z nim te liczne zakręty. Wszak my jedziemy rekreacyjnie, nie musimy z nikim rywalizować!



Moje spotkanie z górami powoli się kończy, może dzięki ujeżdżaniu mojej kobyły, uda mi się jeszcze kiedyś po nich pochodzić :)

Powrotny Dzierżoniów zachwyca nas taką dmuchawcową fontanną.


Październik, a na polach miejscami jeszcze kwitnąco.

Czyżby to był rzepak? Wygląda jakby to był on!

Za to kukurydza wygląda tak jak przystało na październik ;)

Sky Tower nazywany przez lokalsów największym fallusem świata, to wysokachne pośrodku to właśnie on, pokazuje nam że to Wrocław właśnie i wycieczka nasza dobiegła końca!


Przejeżdżałam przez góry i cieszyłam się życiem, bo góry widziane przez okno samochodu również piękne są! ;)