piątek, 20 marca 2020

Moja osobista Wańka-wstańka i wiosna.

Ta zima której właściwie nie było, minęła mi jakoś dziwnie szybko, pomimo to, a może dlatego, że gęsta była od niełatwych emocji. Okoliczności związane z remontem, dawały do wiwatu, jednakoż jakoś jeszcze dycham ;)
Zawdzięczam to chyba temu, że wyhodowałam w sobie taką swoistą Wańkę-wstańkę. Moje samopoczucie jak Wańka lata se góra dół, jednakoż nigdy się nie przewraca, bo nawet jak się bujnie tak, że ino ino ma upaść, to wstańka dźwiga mi to samopoczucie w górę. I tak się bujam... 
No i tak  przebujałam się całą zimę, a teraz nadeszła wiosna i nie zanosi się, że bujać się przestanę.
No bo demencja mojej mamy postępuje, remont jeszcze w toku, a przez świat przetacza się zmutowany koronawirus.

Aby taka Wańka-wstańka dawała radę zawsze się podnieść, należy ją karmić, nie jest ona mocno wybredna, nieraz wystarczą jej jakieś okruchy radości.
Małe i duże radości daje nam kupka burych kłaczków latająca po naszym mieszkaniu ;)


Kupka kłaczków ma postać...kota Myka!


Jak wiadomo, koty kochają ciepełko, a ciepełko słonecznych promyków jest najmilejsze.


W moim pokoju zimowe słoneczne promyki wędrują sobie wysoko, dopiero jak zbliża się wiosna zaczynają kłaść się na meblach do których dostęp ma Myko.


Jak nasze kocisko zjawia się w moim pokoju na słoneczkowanie, to znaczy, że wiosna tuż, tuż!!! ;)


Ech Wiosna taka radość, ile to pysznego żarełka dla Wańki-wstańki!!!
Tak, tak Miki Miki WIOSNA już przyszła!!!


Wiosna swoje zwiastuny wysyłała do Wrocławia od lutego, a więc teoretycznie moja Wańka-wstańka powinna już sobie jej nieźle podjeść, ale, ale...
Te "ale" od dłuższego już czasu robią mi wbrew  i nie pozwalają na spacerowe łazęgi, dlatego to kupiłam sobie ociupinkę wiosny na okienny parapet, ot takie okruchy radości dla Wańki.


Jednakoż nie można wyżywić się samymi okruchami, więc jak już czułam, że wstańka jest bardzo głodna, zbierałam się w sobie i  wyczłapywałam  z mojej rozbabranej remontowo kamienicy na żer ;)
8 marca w moim mieście było już sporo wiosny.










Zafundowałam sobie takie krokusowe rogi ;)


Te panie zrobiły sobie w święto kobiet, dzień wagarowicza i uciekły od szarości życia w przebieranki :)


15 marca też smakowity zapach przedwiosny wyciągnął mnie z domu.
I bardzo dobrze bo na skarpie przy fosie zaczynały już kwitnąć...


fiołki!!!






Nad fosą fiołki, a


w fosie, dokazywały łabędzie ;)


Niezwykle aktywne były, zrywały się do lotu


by po chwili lądować


i znowu poderwać


się do lotu!


I znowu wylądować ;)




Kaczuszki też się ładnie kokosiły.




Magnolie zbierały się do zakwitnięcia, teraz już na pewno zakwitły.


Tak teraz gdy już wiosna jest, magnolie na pewno zakwitły i wiele, wiele innego kwiecia, a ja znowu siedzę w domu, bo jak remont trochę poluzował, to koronawirus wysuwa swe macki i maca na kogo bęc!
Siedząc więc w domu karmię wstańkę kęsami moich prac, którym musiałam znaleźć nowe miejsce, bo remont rurami centralnego ogrzewania zaburzył mi przestrzeń.


Pramatce dyni wcisnęłam w dłoń drewnianą łychę.


Łycha ma cuś kole 35 lat, a dostałam ją w prezencie od koleżanki z pracy, to jej tato ją wyrzeźbił.


Bludyń klaruje cuś Koziełdyniowi ;)


Koziełdyniowi wcisnęłam zaś w dłoń gruzłowatą gałąź jałowca.


Hmmmm lubię te moje dyniaki, cieszę się, że je mam w swoim pokoju i mogę się na nie od czasu do czasu zapatrzeć :)
Wolałabym jednak teraz napatrzeć się na wiosnę.


W niedzielę będę się starała jakoś do tej wiosny dotrzeć, zachowując odpowiedni dystans od potencjalnych nosicieli koronawirusa!!!